sobota, 13 lipca 2013

ROZDZIAŁ ÓSMY

New York University. Uczelnia do której zawsze chciałam iść. Zawsze chciałam się tam uczyć i być najlepszą studentką. Jednak los potoczył się inaczej i teraz chcą mnie wyrzucić. A kurwa tyle mi zawdzięczają ! ile ja im dałam pieniędzy to nikt inny tyle nie dał, no może pomijając moich rodziców, którzy również hojnie ich obdarzyli. A teraz tak mi się odpłacają ? To, ze rzadko tam bywam to nie znaczy, ze od razu maja mnie wyrzucać, już szybciej mogliby mnie nie przepuścić na następny rok. Ale nie. Trzeba od razu użyć radykalnych środków. UHG ! A teraz nie tylko mam problemy na uczelni to i w domu.
- Dlaczego w ogóle otwieracie moją pocztę ? Hmm, co ?
- Bo jesteś naszym dzieckiem, Julio ! Mamy do tego prawo. – powiedziała mama.
- I nie próbuj teraz zrzucać winy na Nas. – wtrącił się tata. – Masz poważne kłopoty !
- To, że nie byłam na paru wykładach to nic nie znaczy. Szukałam pracy, bo chce się usamodzielnić.
- Julio, nie było Cię na 90% z prowadzonych wykładów od początku semestru ! – krzyknęła mama. – To nie jest parę wykładów. Zaniedbując studia nigdy się nie usamodzielnisz !
- Och, już tak nie przesadzajcie. Pójdę tam w poniedziałek i wszystko załatwię. Zadowoleni ?
- Nie. – powiedział tata.
- Słucham ?
- Nie jesteśmy zadowoleni. Julio, nie wyprowadzisz się od Nas, dopóki nie zauważymy, że poprawisz swoje zachowanie. Ostatnio częściej Cię nie ma w domu niż jesteś.
- Bo mam własne życie ? Tato, umowa była inna. Terapię skończyłam miesiąc temu i dr. Torres powiedział, że ze mną wszystko w porządku, ze mój stan psychiczny i nerwowy jest stabilny. A za 2 miesiące kończę 20 lat. Chce się wyprowadzić !
- Dopóki nie zobaczymy, ze uczęszczasz regularnie na studia i, ze poprawiasz swoje zachowanie nawet nie licz na to, że się wyprowadzisz. – powiedziała mama.
- Nie możecie mi tego zabronić. Jestem pełnoletnia ! – krzyknęłam.
- Dobrze, możesz się wyprowadzić, ale odetniemy Cię od wszystkich środków. Nie będziesz miała ani centa.
- Co ?! To jest nie fair.
- Kochanie, staramy się tylko o to, abyś miała zapewnioną dobrą przyszłość, a jeśli wyrzucą Cię z uczelni takiej przyszłości mieć nie będziesz. Wszystko co robimy jest dla Twojego dobra, Julio.
- Ja wiem, mamo. – Kurde, mam przechlapane.
- To zgadzasz się na taki układ ? – zapytał tata.
- A mam jakieś inne wyjście ?
- Nie. – powiedziała mama.
- No to zgadzam się.
- Dobrze, także weź też pod uwagę, że pod koniec każdego tygodnia będziemy kontaktować się z dziekanem i kontrolować Twoją obecność na wykładach.
- Doobrze.
                Ale się wpakowałam. Nie sądziłam, ze ktoś wywinie mi tak numer. Nie wiedziałam, ze na studiach liczone są w ogóle jakieś obecności. Jednak mogłam posłuchać chłopaków i chodzić od czasu do czas na te zasrane wykłady. Cóż, trzeba ponieść konsekwencje swoich głupich pomysł. Od poniedziałku zaczynam studiować. Hura…
- Mam jednak jeszcze coś do powiedzenia.
- Słuchamy Cię, Julio. Tylko nie kombinuj. – powiedział tata.
- Skoro mam zacząć studiować, to powinnam mieszkać bliżej kampusu. A my mieszkamy, koło 40 min jazdy samochodem. A mam znajomych, którzy mieszkają 15 min drogi od Uniwersytetu.
- I co z związku z tym ? – zapytała mama.
- Noo, czy mogłabym z nimi zamieszkać ? Zanim się nie zgodzicie, chciałam dodać, że Oni wszyscy chodzą również do tego kampusu i uczęszczają tam regularnie. Mieszkają już razem od ponad 3 lat i żyją całkiem nieźle.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, dziecko. Umowa była inna. – powiedział tata.
- Tak, wiem. Ale jednak zostało nie całe 2 miesiące, a jednym z lokatorów jest syn Pani Morrison. Pamiętacie ja, prawda ?
- Och, tak. Miła z niej kobieta. Zastanowimy się nad tym Julio, a teraz idź do swojego pokoju i przebierz się, bo masz ubrania z wczoraj. – powiedziała mama.
                O tak, czyli już połowa sukcesu za mną. Zastanowią się, czyli jest duże prawdopodobieństwo, że się zgodzą. Poszłam do pokoju, wzięłam prysznic i przebrałam się w dres. Gdy ponownie weszłam do pokoju usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co powinnam teraz zrobić. Wydaje mi się, ze najpierw muszę dać znać chłopakom jaka jest sytuacja, bo przecież oni nic nie wiedzą, po pewnie dalej śpią. Zadzwoniłam do Paul’a. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Poczta. Cholera ! Teraz kolej na Drak’a. To samo, poczta głosowa. Czy oni powariowali ! Bliźniaki. Jeden sygnał, drugi…
- Halo ? – usłyszałam zaspany głos Alex’a.
- No w końcu, któryś z Was łaskawie odebrał telefon ! Ileż można spać ?!
- Jest jeszcze wcześnie Dave..
- Cholera, Alex ! Jest 2 po południu. – powiedziałam poirytowana.
- Co ? Już ?
- A no już. Ale dobra mniejsza o to, mamy inny problem.
- Jaki ? – słychać było, że gwałtowanie wstał z łóżka.
- Moi rodzice dostali list z uczelni. Chcą mnie wyrzucić. – westchnęłam.
- Boże Dave, ale mnie wystraszyłaś ! Myślałem, że to naprawdę jakiś problem.
- To jest problem ! Nie słyszałeś co powiedziałam ? Chcą mnie wyrzucić. – ostatnie zdanie powiedziałam nad wyraz powoli i dokładnie.
- Nie panikuj, załatwisz sprawę tak jak każdy z Nas, gdy do czegoś takiego doszło. Pójdziesz ta i im zapłacisz. – powiedział to tak normalnie jakby to nie było nic poważnego.
- Uwierz, zrobiłabym tak. Ale moi rodzice ubzdurali sobie, że będę mnie co tydzień kontrolować czy chodzę regularnie na wykłady.
- Ha ha ha, nieźle Dave. Wkopałaś się pięknie. – zaśmiał się.
- No bardzo kurwa zabawne, bardzo.
- Ej, nie denerwuj się. Przecież wiesz, że Ci pomożemy.
- I już nawet wiem w czym.
- Co Ty kombinujesz ? – zapytał niepewnie.
- Słuchaj, gadałam z rodzicami i pamiętasz tą moja umowę ?
- No pamiętam, tą, że jak…- nie dałam mu dokończyć tylko kontynuowałam dalej.
- No więc, powiedziałam im, że skoro mam chodzić na uczelnie to muszę mieszkać bliżej.
- I co w związku z tym ?
- Nie przeszkadzaj mi.
- Dobrze. Mów dalej.
- Więc skoro mam mieszkać bliżej to muszę się przeprowadzić do Was wcześniej. Rodzice powiedzieli, ze się zastanowią, co oznacza, że połowa sukcesu za nami. – powiedziałam dumnie.
- No to fajnie, ale w czym w taki razie mamy Ci pomóc ? – zapytał Alex.
- No jak to w czym ? Musicie przyjść do mnie do domu i przedstawić się moim rodzicom.
- Że jak ? – nie dało się ukryć tego, że był zdziwiony.
- No po prostu, przyjdziecie do mnie, przedstawicie się i po sprawie. To nie jest nic trudnego.
- A jak Nas Twoi rodzice nie polubią ?
- Boże, Alex ! Ale wy nie będziecie ich prosić o moją rękę. Mają Was tylko poznać. – zaśmiałam się z niego.
- Aaa, ach no tak.
- Brawo dla Ciebie, że zakumałeś akcje. Teraz idź obudź resztę i powiedz im co jest na rzeczy.
- A co Ty będziesz robić Dave ? – zapytał niewinnie, ale od razu wiedziałam, że był ciekawy co zamierzam robić. Taki już jest, wścibski jak cholera.
- A ja kochaniutki zajmę się własnymi sprawami. – powiedziałam i od razu wyłączyłam się, aby nie słuchać beznadziejnych pytań, które na pewno by zadawał.
                Gdy w końcu się rozłączyłam to nie wiedziałam co mam robić. Nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Nagle usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju się otwierają, jednak nie podniosłam się z łóżka, aby zobaczyć kto to.  Usłyszałam stukot mały stópek i ciche:
- Jul ? Śpisz ?
- Nie, wskakuj. -Matt usiadł koło mnie i mocno się do mnie przytulił.
- Co jest chłopie ?
- Bo wiesz, dawno się z Tobą nie widziałem. Tęsknie J.
- Och, Matt. Skarbie, ja też za Tobą tęsknie, ale wiesz, muszę chodzić do szkoły teraz, już nie jest tak jak wcześniej, że uczyłam się w domu. Możemy się dzisiaj razem pobawić, bo zamierzam, cały dzień spędzić w domu.
- Tylko.. wiesz…
- Co jest maluchu ? Nie chcesz się ze mną pobawić. ?
- Nie ! – krzyknął szybko. – Jestem na dzisiaj zaproszony na urodziny do Sonny.
- Wiesz, to nie ma żadnego problemu, pójdę tam z Tobą. Chyba, że nie chcesz się pokazywać ze mną. – zaśmiałam się.
- Mogłabyś ? Naprawdę ?
- Pewnie.
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie. – wyśpiewał i skoczył mi w ramiona.
- Och, zaś nie przesadzaj, maluchu. Dobra, to zmykaj się przebrać, a ja pójdę pogadać z mamą, że Cię zabieram.
- Dobrze Jul. Już idę. Za 15 min na dole ? – zapytał.
- Daj mi 20 min, muszę się przebrać, przecież nie pójdę tam w dresie. – zaśmiałam się.
Po tym Matthew wyleciał z mojego pokoju jak strzała. Za to ja poszłam do szafy, wybrałam koralowe rurki i jasny top na górę. Uczesałam włosy w koka i poprawiłam mój makijaż na mocniejszy.
Gdy zeszłam na dół, rodzice siedzieli na kanapie i oglądali wiadomości.
- Mamo, wezmę Matt’a na urodziny do koleżanki.
- Pewnie, nie ma sprawy. Tylko nie wracajcie za późno.
- Dobrze.
Jak na zawołanie koło mnie znalazł się Matt, ubrany w jeansy zwężane u dołu i granatową koszulę włożoną do spodni, na to ubrał sweter. Wyglądał dobrze, nawet bardzo dobrze jak na sześciolatka.
Przy wyjściu chwyciłam swoją skórzaną ramoneskę i ubrałam czarne koturny, młody na stopy włożył swoje granatowe vansy. Ma chłopak gust. Zaśmiałam się pod nosem, będzie z niego niezłe ciacho w przyszłości. Weszliśmy do mojego garbusa i pojechaliśmy pod wskazany na zaproszeniu adres dziewczynki. Gdy tam podjechaliśmy byłam w szoku. Dom był naprawdę duży i pięknie przystrojony balonami i serpentynami. Młody pociągnął mnie do środka. Przychodzą tu trochę nie pomyślałam o tym, że będą tu same dzieciaki i nikogo w moim wieku. Więc trochę się ponudzę. Trochę bardzo. Siadłam na kanapie i obserwowałam jak maluchy biegają w koło, śmieją i się krzyczą. Uroczy widok. Solenizantkę można było od razu poznać, miała śliczną kwiecistą sukieneczkę, a na głowie plastikowy diadem. Typowa księżniczka. Skądś ja jednak kojarzyłam, jednak nie mogłam przypomnieć sobie skąd.
- Julia ? – usłyszałam nagle męski głos. Ten też skądś znałam. Rozejrzałam się po pokoju i na ścianach zauważyłam mnóstwo zdjęć. Idiotka ! Że wcześniej nie zauważyłam w czyim jestem domu.
- Cześć John. Miło Cię widzieć. – powiedziałam skrępowana. Bardzo dobrze pamiętam jak został przeze mnie potraktowany, a w sumie nie przeze mnie, ale przez chłopaków. Nie pozwolili mi nawet napisać do niego sms’a, że nie przyjdę i chociaż napisać jakąś głupią wymówkę. Było mi go trochę szkoda.
- Uch, Ciebie również. – powiedział dość oschle. – Co tutaj robisz ?
- Przyprowadziłam Matt’a na urodziny jak się okazało Twojej siostry. – chciałam być miła, naprawdę. Ale jak widziałam z jaką pogardą na mnie patrzy już się we mnie buzowało. – Jak chcesz to mogę stąd wyjść. Powiedz mi o której kończy się zabawa i przyjadę odebrać młodego.
- Nie, zostań. Nie robi mi to różnicy. – powiedział to i odszedł.
- No to dobrze. – burknęłam już raczej do sobie.
Pięknie się załatwiłam. Pamiętam, że chłopcy trochę mi mówili na temat John’a. Jednak wtedy im nie wierzyłam. Nie miałam teraz nic lepszego do roboty, więc postanowiłam po cichu zwiedzić ich dom. Był ogromny, więc z łatwością mogłam się tu zgubić, jednak podjęłam to ryzyko i wyszłam z salonu. Obczaiłam szybko parter, był tu salon, kuchnia, jadalnia i łazienka. Standardowe rozmieszczenie pomieszczeń. Pierwsze piętro wyglądał również zwyczajnie, jednak były tu tylko dwa pokoje. Gdy otworzyłam jeden od razu wiedziałam, że należy on do Sonny. Był różowy, za różowy jak na mój gust. Ale to dzieci, w przyszłości będzie żałować, że miała taki pokój. Przynajmniej ja żałuje swojego i, że weszłam do tego. Drugi na pewno był sypialnią rodziców John’a. Dość przestronny i z wielkim łóżkiem na środku. Ale cholera, gdzie jest pokój, który najbardziej szukałam. Stanęłam na środku piętra. Nie było żadnych schodów, które mogły prowadzić na kolejne piętro. Zaczęłam chodzić w kółko. Oparłam się o komodę. Zastanawiałam się gdzie może być jego pokój, gdy nagle poczułam jak upadam do tyłu, co w sumie było nie możliwe, gdyż opierałam się o tą komodę. No kurwa nie wierze ! Tajne przejście. Nie mam pytań, co za ludzie robią coś takiego. Weszłam tam zamykając za sobą ‘drzwi’. Były tam schody. Skierowałam się nimi do góry, gdy weszłam na sam szczyt zamarłam. Mój pokój nawet nie mógł być porównywalny do tego. Ten był OGROMNY ! Jednak nie był zbytnio umeblowany. Stało tu jedynie łóżko, szafa i stolik z dwoma fotelami i biurko.. Zauważyłam drzwi, za nimi pewnie znajdowała się łazienka, wiec nawet tam nie wchodziłam. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko mnie, było tu mnóstwo fotografii. Zdjęcia przedstawiały małego John’a, samego i z rodzicami. Na innych był ze znajomymi, a na kilku z siostrą. Siedziałam tak i patrzyłam się przed siebie. Nie wiedziałam dlaczego. Nagle usłyszałam chrząkniecie. Kurde.
- Co Ty tu robisz Julio ? – zapytał ewidentnie zły.
- Yyy, no ja zwiedzałam dom i trafiłam tu.
- Tak po prostu ? Przecież od tak tu trafić nie można.
- Oparłam się o komodę i drzwi się otworzyły. A jest jakiś problem, ze tu jestem ?
- Tak, raczej tak.
- No to słucham, jaki ?
- Nie chce Cię tu, to proste.
- A to dlaczego ? Przecież kiedyś chciałeś się ze mną umówić. – zaśmiałam się.
- A no właśnie dlatego. Chciałem i mnie wystawiłaś.
- Och, urażona męska duma.
- Nie. – podszedł do mnie bliżej tak, że stał na wyciągniecie mojej ręki. – Siedziałem tam jak ten idiota, czekając na Ciebie. Spoko, mogło Ci coś wypaść, ale mogłaś chociaż cos napisać. Wypadałoby. Trochę kultury, dziewczyno.
- Kultury ? Naprawdę zamierzasz mnie pouczać ? Ha ha, nie rozśmieszaj mnie. Nie napisałam nic, bo..- i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, przecież prawdy nie mogłam wyjawić.
- Bo ? – dociekał.
- A co Ci tak zależy na tym ?
- Bo przez długi czas zastanawiałem się co się stało. Nawet przychodziłem na plac zabawa przez jakiś czas, myśląc, że Cię spotkam i wytłumaczysz mi co się stało.
- Ty nadal na mnie lecisz. – uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Nie, już nie. Przeszło mi. – zaśmiał się. – Ale dalej nie rozumiem co się stało.
- I kochaniutki się nie dowiesz. Życie jest brutalne. – już miałam wyjść z jego pokoju, ale zatrzymał mnie.
- Ale tak ciężko Ci to powiedzieć ?
- Po prostu nie mogę Ci powiedzieć. Odpuść, proszę. – powiedziałam to i wyszłam.
 Strasznie mnie wkurzało jak ktoś jest taki ciekawski. Jeśli nie chce powiedzieć to nie chce, a on nie powinien do tego tak dociekać. Jestem upartą osobą i jak mówię nie, to mówię nie i koniec. Schodziłam schodami w dół i dobrze wiedziałam, że John idzie za mną. Zdawałam sobie sprawę, że on nie odpuści, jest równie uparty co ja. Mogę to już teraz stwierdzić. I przez to na pewno się nie dogadamy. Chłopak wyprzedził mnie i zastawił mi drogę.
- Jak to nie możesz ?
- Boże, czy Ty nigdy nie odpuszczasz ?
- Nie. –zaśmiał się.
- To w takim razie masz problem. – zaczęłam chodzić po domu i szukać Matt’a. Nie chciałam spędzić tu ani minuty dłużej, bo mogłoby to się źle skończyć. Znalazłam w końcu mojego brata i powiedziałam mu, ze jest już późno i na nas czas. Oczywiście nie chciał iść, ale w końcu  go przekupiłam lodami. Gdy już miałam wychodzić przede mną dosłownie zmaterializował się John. No ja pierdole.
- Chłopie, odpuść. Bo będziesz mieć kłopoty.

Na odchodne usłyszałam jedynie, że i tak się dowie o co chodzi. Zaśmiałam się pod nosem. Niech lepiej uważa z kim chce się zadawać, bo ja do grzecznych osób już nie należę, ale on o tym nie wie. I niech lepiej zostanie to tak jak jest teraz. 

***
Pod ostatnim rozdziałem, nie było zbyt wiele opinii, 
a jednak chciałabym poczytać Wasze zdanie
o tym opowiadaniu. 
To wiele dla mnie znaczy, jeśli piszecie swoje opinie. 
Pozdrawiam i do następnego. 

3 komentarze:

  1. Rozdział boski jak zwykle. ;D Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale przeczytałam go i nie miałam czasu na skomentowanie. ;) Pozdrawiam ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry rozdział, a ten John wydaje się być dupkiem i tyle. W sumie to się mu nie dziwię. Świetny rozdział.
    La♥ren

    OdpowiedzUsuń
  3. super ! :)
    jeśli potrzebujesz zwiastuna na blog to zapraszam : http://zwiastunowa-garderoba.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń