niedziela, 28 lipca 2013

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Nagle poczułam szarpnięcie za ramię. Otworzyłam oczy i zauważyłam jak Drake pochyla się nade mną. Co on w ogóle robi w moim pokoju. Rozglądnęłam się dookoła. Cholera, ja nie jestem w swoim pokoju. Szlag. Co się wczoraj stało. Nic nie pamiętam. Przecież nic nie piłam. Wróć ! Kurwa, piłam. To przez tą tlenioną Blondi. Ja pierdolę. 
- Co się tak uśmiechasz ? – warknęłam.
- Nic nie pamiętasz, co ? – zaśmiał się.
- Oczywiście, że pamiętam. – skłamałam. Nic nie pamiętam, cholera !
- Nie kłam Dave, masz czarną dziurę w głowie. Masz to wymalowane na twarzy.
- Och, skończ. Idę do siebie dalej spać.
- Nie chce Ci kończyć Twojej sielanki, ale za pół godziny zaczynają Ci się wykładu.
- Kurwa ! – krzyknęłam i pospiesznie wstałam z łóżka. To był błąd.
Poczułam jak rozsadza mi głowę. To był okropny ból, jeden z tych najgorszych. Ale mam kaca. Starałam się wszystkie poranne czynności wykonać jak najszybciej, ale przez ten cholerny ból głowy nie dałam rady. Spóźnię się na bank. Popierdzieliłam cały makijaż, ubrałam zwykłe jasne rurki do tego granatowy t-shirt, a włosy spięłam w koka. Zgarnęłam kluczyki do auta i ruszyłam w drogę. Na sale wykładową weszłam tuż przed profesorem, udało mi się ! Zajęłam jakieś w miarę dobre miejsce, bo niestety wszystkie inne były zajęte. Zauważyłam, że wszyscy się na mnie dziwnie patrzą, może dlatego, że mam kaca jak stąd do Europy, a może dlatego, że nie mam makijażu i wyglądam okropnie. Chuj z nimi. Ułożyłam się wygodnie na ławce, podparłam głowę rękami i naprawdę, uwierzcie mi, naprawdę starałam się słuchać tego co mówi profesor. Jednak zaraz poczułam jak oczy mi się zamykają i nie protestowałam przed tym. Zamknęłam je i zasnęłam.
Znowu poczułam jak ktoś mnie szturcha, czy wszyscy muszą mnie budzić w taki brutalny sposób.
- Co ?! – podniosłam głowę i warknęłam na dziewczynę obok mnie. Ta jedynie kiwnęła głową w stronę biurka dziekana. Ups, patrzył się na mnie, ale gdyby tego było mało to wskazywał na mnie. Mam kłopoty ?
- Słucham Pana Profesora ? Coś się stało ? – zapytałam.
- Panienko, skoro chodzisz na moje zajęcia to warto by było, abyś uważała na nich. Nikt Cię nie zmusza do tego, żebyś na nie uczęszczała. – powiedział surowo. Taa, nikt mnie nie zmusza. Akurat.- Jeśli jednak już na nie przychodzisz, to chociaż nie zakłócaj ich swoim chrapaniem.
- Och, przepraszam bardzo Pana Profesora. To się już nie powtórzy. -  starałam się to powiedzieć jak najmilej.
- Skoro panienka obiecuje, to trzymam panienkę za słowo. – powiedział.
- Dobrze. – uśmiechnęłam się. Dobrze, że nie wie jak się nazywam.
- Ale jeszcze jedna sprawa. – Kurwa, co on ode mnie chce ?
- Tak ?
- A panienka w ogóle jest zapisana na moje wykłady ?
- Tak, oczywiście.
- Bo wie panienka, ja pierwszy raz panienkę na oczy widzę.
- Bo ja się nie wyróżniam z tłumu. Może dlatego. – uśmiechnęłam się.
- A jak się panienka nazywa ? – no szlag mnie trafi.
- Dave.. To znaczy Julia Davonne. – gdy powiedziałam swoje imię i nazwisko, usłyszałam za sobą kilka szmerów typu To ona ? Jak to ? W naszej uczelni ? Przecież ona jest za stara. Przecież ona zabija.  Żeby się za bardzo nie zagalopowali z tym, ja wcale nie zabijam.
- I tak panienki nie kojarzę. No, ale mniejsza z tym, wracamy do rzeczy.
Po kolejnych dwóch godzinach siedzenia i starania się nie zasnąć w końcu wyszłam z sali wykładowej. To była jedna wielka męczarnia. Nawet do końca nie wiem o czym mówił profesor i w ogóle na jakim wykładzie byłam. Wiele razy podczas tego straconego czasu mój telefon wibrował, ale widziałam, że profesor uważnie się mi przygląda, więc nawet nie wyciągałam go z kieszeni. Teraz był najlepszy czas to, aby sprawdzić kto tak bardzo chciał się do mnie dodzwonić. Wyciągnęłam mojego najlepszego przyjaciela z kieszeni i na wyświetlaczu widniało 5 nieodebranych połączeń i 3 wiadomości. Pięknie. Połączenia były od chłopaków i mamy. Stwierdziłam, że jeśli dzwonili do mnie, bo coś się stało, to na pewno za jakiś czas znowu się spróbują ze mną skontaktować. A teraz czas na wiadomości. Jedna od Paul’a i dwie od mamy. Na pierwszy ogień wezmę sms’a od mojego przyjaciela.

Wiem, że masz wykłady, ale musisz się z nich wyrwać. Szybko. Mamy problem.  

O kurde to nie wróży nic dobrego. Muszę się szybko dostać do domu. Chciałam schować telefon do  kieszeni, ale nie zdążyłam, bo nagle znalazł się na ziemi, a ja dobiłam do kogoś.
-Kurwa, uważaj jak chodzisz. – warknęłam i podniosłam głowę, aby zobaczyć kto jest takim kretynem, aby na mnie wpaść. Gdy uniosłam wzrok zobaczyłam…. No kurwa to nie może być prawda. Ja pierdole. – John ?
- Och, witaj Julio. – uśmiechnął się zadziornie.
- Dave.
- Co ? – zapytał zdziwiony.
- Dave, jestem Dave. – powiedziałam lekko znudzona. – Muszę już iść. Mam nadzieje, że NIE do zobaczenia, John. – wyminęłam go i ruszyłam do wyjścia.
- Ej, czekaj ! – krzyknął za mną. – Znowu mnie ignorujesz.
- A czego Ty się spodziewałeś ? – powiedziałam, gdy dorównał mi krokiem. – Że będziemy najlepszymi przyjaciółmi ?
- Umm, nie oczekiwałem tego nigdy, ale..
- Nie ma żadnego ale, John. Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Przynajmniej ja nie mam nic do powiedzenia Tobie. – przyspieszyłam swoje tępo.
- To chociaż mi powiedz co się stało wtedy.
- Nie możesz odpuścić, co ? – nie czekałam na odpowiedź, bo i tak ją znałam. – Rozmyśliłam się, okej ? Stwierdziłam, że nie chce się z Tobą spotykać. Odpowiedź satysfakcjonuje ?
- Wiem, że kłamiesz Julio. – zmroziłam go wzrokiem. – Przepraszam, Dave.
- Nie kłamie, niby dlaczego miałabym to robić ?
- Bo Cię wtedy widziałam, ale cały czas czekam, aż w końcu powiesz mi prawdę.
- Nie mogłeś mnie widzieć, bo cały czas byłam w domu. – Kurwa !
- Nie kłam. Wiem, co widziałem. Już miałaś przechodzić przez ulicę, która prowadzi do parku, ale nagle ktoś wciągnął Cię do białego Ferrari. Kto to był ?
- Przewidziało Ci się. Sprawa skończona. – wyminęłam go i ruszyłam do auta.
- To nie koniec, dowiem się prawdy. – krzyknął za mną. Na pewno się dowiesz, po moim trupie.
Dojechałam do domu w zaledwie 5 minut, łamiąc przy tym wszystkie możliwe przepisy, dobrze, że po drodze nie stała policja, bo miałabym ładnie przesrane. Gdy weszłam do domu, wszyscy siedzieli na kanapie w salonie, kiedy mnie zauważyli szybko wstali.
- No nareszcie. – powiedział Paul.
- Co się dzieje ? – zapytałam w zdezorientowaniu, wszyscy byli zdenerwowani, było to widać po ich twarzach.
- To się dzieje. – Drake rzucił do mnie jakąś kopertę. Gdy ją otworzyłam zamarłam.
Wyciągnęłam z niej chyba z 20 zdjęć, na każdym byłam ja, ale nie tylko. Wszystkie przedstawiały Nas, mnie i chłopaków w różnych sytuacjach, jak załatwiamy interesy, w domu, na uczelni, na imprezie. Jednak jedno zdjęcie było zgięte w pół. Gdy je otworzyłam, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, co mam myśleć. Zdjęcie przedstawiało oczywiście mnie i… Lili. Na kilka minut przed tym jak ją straciłam. Ja pierdole, o co chodzi ? Gdy odwróciłam zdjęcie, musiałam usiąść. Natychmiast. Przeczytałam notatkę na głos.

Mam Cię Davonne. Czas się z Tobą zabawić. Mama nadzieje, że o mnie nie zapomniałaś, kochaniutka. Przecież mnie nie da się zapomnieć, Lili o tym wie najlepiej, co ? Do zobaczenia, skarbie.

- Co to ma znaczyć ? – zapytały bliźniaki.
- Ja.. n-nie wiem. – powiedziałam, a bardziej wyjęczałam z przerażenia. Już dawno się tak nie bałam jak teraz.
- Jak to nie wiesz ? – krzyknął Drake.
- Nie krzycz po mnie ! – warknęłam na niego i wstałam. Skierowałam się do kuchni i wyrzuciłam do kosza całą zawartość tej przeklętej koperty. ON o mnie nie zapomniał, ale dlaczego ? Przecież nie złamałam obietnicy, nie pisnęłam ani słówka. – Nie wiem co jest grane. – zachlipałam.
- O kurwa, D nie płacz. – podbiegł do mnie Paul i mocno przytulił. – Wszystko będzie dobrze.
- Nie, nie będzie dobrze ! – krzyknęłam przez łzy. – On tu jest ! W mieście.
- Kto ?
- Nie ważne kto. Najważniejsze to, że nie jesteśmy bezpieczni.
- Musisz nam powiedzieć kto to jest, bo inaczej nie obronimy się przed nim. – powiedział Paul, mocniej tuląc mnie do siebie.
- Naprawdę nie chcę mówić kto to jest, nie mogę.
- Jak to nie możesz ? – powiedział Darke.
- Nie mogę i już. Mamy przejebane na całej linii, tym bardziej, że za cholerę nie wiem o co mu chodzi, przecież dotrzymałam umowy.
- Jakiej umowy ? – powiedział Alex.
- Och kurwa, NIEWAŻNE ! – już nie wytrzymałam. Wstałam i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się w stronę mojego zacisza. Od razu położyłam się na łóżku, zakryłam się kołdrą po sam czubek głowy i zaczęłam płakać. Przepraszam, ja zaczęłam wyć. Już dawno nie byłam w takim stanie, wszystkie wspomnienia wróciły. Nie mogłam się opanować.



*Boys*
- Kurwa o co w tym wszystkim chodzi?- odezwał się Alex, zaraz po tym jak Julia zatrzasnęła drzwi od swojego pokoju.
- Też się nad tym zastanawiam bracie- dodał od razu Martin.
- To co się stało w przeszłości było dla Julii bardzo dołujące, widać, że za każdym razem jak o tym pomyśli, cała jej postawa zmienia się. Znowu staje się taka krucha jak w chwili gdy ją poznaliśmy. – powiedział spokojnie Paul.
W odpowiedzi na słowa kumpla, Drake krzyknął:
- No coś Ty Sherlocku?! Bez Ciebie nigdy byśmy na to nie wpadli…
- Zamknij się. Staram się tylko zrozumieć o co tu chodzi.- odparował mu Paul.
- Przymknijcie się obaj! Jak nie możecie przestać się kłócić nawet w tej chwili to wypierdalać!- Alex był już wyraźnie wkurzony. W sumie to nie ma mu się co dziwić. Cała sytuacja była co najmniej mocno skomplikowana. Nie mówiąc o tym, że miał pełne prawo być zdezorientowany i zagubiony. No bo sami pomyślcie? Ktoś robi zdjęcia z ukrycia jemu i jego przyjaciołom z gangu. Zostawia je pod ich drzwiami z interesującą notatką, której za nic w świecie Alex  nie może pojąć. W dodatku jedyna osoba, która byłaby w stanie logicznie to wytłumaczyć, uciekła z płaczem i zamknęła się w pokoju na górze. Sama ta kwestia „uciekła z płaczem” jest po prostu chora. To przecież była Dave. Jasne, kiedyś była wrażliwa, naiwna, delikatna. Pewnie w głębi duszy dalej taka jest, chociaż minimalnie. Ale od momentu wstąpienia do gangu nigdy nie okazywała słabości. Nawet w chwili gdy ją poznali wydawała się być mimo wszystko bardzo odważna. 
- Może najlepiej będzie jak przestaniemy wrzeszczeć i spokojnie zastanowimy się nad tym co zaszło?- jak zawsze dyplomatyczny Martin, opanowany i przyjaźnie nastawiony do rzeczywistości.
Zapadła chwila ciszy. Chłopcy popatrzyli po sobie.
- Dobra
- Spoko
- Okej, jakieś pomysły? Tylko bez kłótni!- ostrzegł Alex.
- Dobra, to co wiemy?- Paul postanowił przejść do rzeczy, żeby jak najszybciej móc iść zobaczyć co z Julią.
- Cała sprawa jest związana z Lili.
- Julia boi się jakiegoś kolesia.
- Uważa, że wszyscy mamy przesrane.
- Ej, nie zapominajcie, że mówiła coś o obietnicy, umowie czy czymś podobnym. Że miała dotrzymać danego słowa.
- Tak! To wygląda tak jakby ten sukinsyn, który wysłała do nas te zdjęcia kiedyś jej groził.
- No to już ma przejebane.
- Spokojnie. Pamiętajcie też, że mówiła, jakbyśmy to my byli w tarapatach, nie on. Widać, że bardzo się go boi. A skoro Dave kogoś się boi to jest niepokojące.
- Racja, więc trzeba się dowiedzieć co to za koleś.
- Jeśli się dowiemy kim on jest to pewnie przy okazji wyjaśni się co zrobił i dlaczego jej groził.
- Musimy też zachować te zdjęcia.
- Niby po co?
- Nie wiadomo kiedy się przydadzą. Lepiej je mieć, niż później żałować, że zostały wyrzucone.
- Dobrze kombinujesz. Czyli jesteśmy dogadani co i jak?
- Tak jest. Ostatnie pytanie kto pójdzie do Julii?
- Ja- powiedzieli jednocześnie Paul i Drake.
- Ja pójdę, pomogę jej się zrelaksować, zapomnieć na chwile o kłopotach- dodał szybko Drake.
- Może lepiej nie. Ona nie potrzebuje teraz kolesia do pieprzenia. Tylko przyjaciela, a z tego co wiem to nie spełniasz tego wymogu. Więc wybacz, ale spadaj.
- Ej nie wkurwiaj mnie, niby skąd możesz to wiedzieć?
- Koleś wiem dużo więcej niż Ci się wydaje- powiedział Paul i puścił oczko do Drake, żeby tym bardziej go wkurzyć.
W jednej chwili Drake wyskoczył do Paul’a. W ostatni momencie Alex go powstrzymał. Mocno odepchnął i warknął:
- Nie no Wy jesteście oficjalnie pojebani. A przynajmniej Ty, Drake. Nie możecie chwili wytrzymać bez kłótni i skakania sobie do gardeł. Przypominam Wam, do cholery, że mamy problem i lepiej zabierzcie się do rozwiązania go, a nie będziecie tu stać i bronić swojego urażonego ego. W tej sytuacji Paul ma racje- chłopak od razu się uśmiechnął, ale Alex szybko dodał kolejne słowa, na co wcześniejszy uśmiech P zmienił się w lekki grymas- Nie ciesz się tak debilu. Powiedziałem, że w tej sytuacji. To wcale nie znaczy, że Drake nie jest przyjacielem dla Dave. Po prostu Ty i ona lepiej się rozumiecie. Albo inaczej. Jest szansa, że Tobie powie o co chodzi, a przy Drake szybko rozproszyłaby się czymś innym i niczego byśmy się nie dowiedzieli.
- Ej weź pod uwagę, że może to i lepiej, przynajmniej nie poczuje się przytoczona. Prędzej czy później i tak powie o co chodzi. Nie ma innego wyjścia.
- Ale dla nas lepiej żeby było to „prędzej”
- No przecież wiem, ale chodzi mi o to, że powie tyle ile będzie w stanie na tą chwile- Drake dalej bronił swojego zdania.
- Dobra poddaje się stary. Może i masz racje. W każdym razie idź już.
- Spoko.
Drake skierował się schodami na górę. Jak najciszej otworzył drzwi do pokoju Julii i wślizgnął się do środka. Na dole chłopcy pozostali w salonie. Rozsiedli się wygodnie na kanapach.
- Ani chwili spokoju, co?
- Co poradzisz, taka praca…
- Trzeba pilnować własnego interesu. Tego nauczył nas ojciec, prawda Martin?
- Dokładnie bracie.



*Julia*
Nagle poczułam jak ktoś przez pościel głaszczę mnie pocieszająco. Musiałam się wypłakać i czuć, że ktoś jej blisko mnie, więc szybko wykopałam się spod kołdry i przytuliłam się do chłopaka.
- Och Paul, nie umiem sobie z tym poradzić. – zaszlochałam.
- Ekm, Dave, to ja Drake.
- Umm, co ? – podniosłam głowę i faktycznie przytulałam się do Drake’a. – Ale co Ty tu robisz ?
- Przyszedłem z Tobą porozmawiać, tak szybko wybiegłaś z salonu.
- Ale.. ja myślałam, że to Paul, on zawsze przychodzi mnie pocieszać. – powiedziałam to bardziej do siebie niż do Drake’a.
- Widzę , że moje towarzystwo Ci nie odpowiada. Dobrze mogę wyjść. – warknął i podniósł się z łóżka. Gdybym nie potrzebowała teraz osoby, która mogłaby mnie pocieszyć, pozwoliłabym, aby wyszedł. Nie obchodził mnie on za bardzo, jednak byłam bliska załamania, więc…
- Zaczekaj. – powiedziałam.
- Co ? – zapytał zdziwiony.
- Zostań ze mną.
Drake przystanął i chyba do końca nie był pewny co się dzieje. Po chwili ruszył w moim kierunku i usiadł na swoim poprzednim miejscu. Objął mnie, a ja mogłam w spokoju się wypłakać. Nic nie mówił, to było mi bardzo na rękę. Nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat, ale to już chyba było wiadomo po akcji w salonie. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się bardziej nad moją relacją z Drake. Czasami spaliśmy ze sobą. To fakt. Jednak tak jak w tej chwili potrafił być pomocny. Poczułam wyrzuty sumienia. Zawsze go olewałam i obrażałam kiedy tylko się dało, bo wiedziałam, że co by się nie działo to pobiegnie za mną jak wierny piesek. O ironio! Przyszedł taki czas, że nikogo nie potrzebowałam tak jak jego w tej chwili.  Nie wiem ile tak spędziłam czasu w ramionach Drake’a, ale na pewno dużo. To mi pomogło, po jakimś czasie już nawet nie płakałam, ale na pewno nie był to ten moment, że już wszystko jest w porządku. Gdy już ta pozycja dawała mi się we znaki postanowiłam położyć się normalnie na łóżku. Pociągnęłam za sobą Drake’a, bez protestów położył się za mną i mocno mnie przytulił do siebie. Dalej nic nie mówił, ale w sposobie jakim mnie do siebie tulił dało się wyczuć, że jest tu i teraz tylko dla mnie i chociaż oczekuje wyjaśnień to nie będzie naciskał. To pomogło mi się uspokoić. Tylko zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.
Obudziłam się cała zlana potem, usiadłam i zauważyłam, że nie tylko ja nie śpię.
- Czemu nie śpisz ?
- Miałaś zły sen, co ? – zapytał Drake.
- Skąd wiesz ?
- Rzucałaś się na wszystkie strony. – zaśmiał się lekko.
-Przepraszam. – powiedziałam zmieszana, bo pewnie go obudziłam przez to.
- Weź przestań, nawet to zabawne było.
- No czemu mnie to nie dziwi, tylko Ty w takich momentach możesz się z czegoś takiego śmiać.
- To prawda. – uśmiechnął się do mnie promiennie, jednak już po chwili ten uśmiech zniknął. – Ten koleś co napisał te liścik do Ciebie dzisiaj… To on zabił Lili, prawda ?
- Co ? Skąd Ci to przyszło do głowy ? – musiałam zacząć grać głupią, przecież nikt nie może się dowiedzieć prawdy, inaczej nie pożyje długo na tym świecie.
- Mamrotałaś przez sen. – kurwa, głupia ja i moje gadanie podczas snu. – Na początku jedynie mówiłaś pojedyncze słowa, Lili, policja, samochód, a potem już zaczynałaś się wiercić i na koniec zaczęłaś krzyczeć, żeby Lili nie umierała. 



***
Przepraszam, że rozdział jest dodany tak późno. 
Mam nadzieje, że Wam się podobał! :) 
Pracuje, więc nie zawsze mam czas, żeby coś napisać, w związku z tym następne rozdziały będą pojawiać się średnio raz w tygodniu. 
Pamiętajcie, akcja dopiero się zaczyna i najlepsze jeszcze przed Nami! :) 
Tymczasem, co myślicie o dzisiejszym rozdziale? Może jakieś sugestie, pomysły?
Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam i do następnego razu! <3

środa, 17 lipca 2013

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Prowadząc auto kierowałam się w stronę domu. Zastanawiałam się jakim trzeba być debilem, aby wtrącać no w sumie w nie swoje sprawy. Uważam, że wystarczająco wyjaśniłam John’owi dlaczego się z nim nie spotkałam. Po prostu nie mogłam, taka była prawda. Więcej nie musiał wiedzieć, nie było to jego sprawą. Poza tym dziwne jest to, że nie potrafił tego przeboleć przez ponad 2 lata. Rozśmieszyło mnie to, bo przez pewien czas ja nie mogłam znieść myśli, że przez chłopaków musiałam wystawić takiego kolesia, ale potem sobie uświadomiłam, że nie jak ten to inny. A to jednak on nie potrafił się z tym uporać. Nie chce go w jakikolwiek sposób obrazić, ale trochę taka ciepła klucha z niego. Taki facet bez żadnego wyrazu. A jednak ja potrzebuje faceta, po którym widać, że jest prawdziwym mężczyzną. A nie takiego lalusia. Nagle z rozmyślań wyrwało mnie chrząkniecie.
- Co jest Matt ? – zapytałam.
- Lody. – odpowiedział krótko.
Ach, no tak, obiecałam mu te cholerne lody. Widać było po tym jak siedział i jaki miał wyraz twarzy, że ciągle jest zły. Nie wiem w ogóle o co się tak wściekał, wcześniej czy później i tak  byśmy musieli stamtąd wyjść, a lepiej, że to nastąpiło wcześniej, bo nie wiem czy wytrzymałabym tam dłużej. Byłam już praktycznie pod domem, więc musiałam się wrócić do miasta. Dobrze, że nie zajęło mi to dużo czasu, bo mam naprawdę wielką ochotę położyć się w łóżku i spać. Długo spać. Gdy w końcu dojechałam do parku, gdzie serwują najlepsze lody w mieście. Zaparkowałam auto, nie zdążyłam jeszcze wyłączyć silnika, a Matthew już nie było w aucie. Co za dziecko, zachowuje się czasami gorzej niż kobieta z okresem. Wybiegłam szybko za nim i chwyciłam za ramie, żeby mi już nie uciekł.
- Co Ty wyprawiasz ? – lekko podniosłam głos.
- Idę po lody.
- A masz przy sobie jakieś pieniądze, co ?
- Yyy… no nie. – zmieszał się.
- No właśnie. O co Ci chodzi Matt ?
- Źle potraktowałaś John’a. – powiedział.
 Co ?! No nie wierze. A ja myślałam, że wścieka się o to, że wyszliśmy niespodziewanie z imprezy. To dziecko mnie zadziwia, naprawdę. Czasami zapominam, że ma już prawie 7 lat, bo zachowuje się jakby miał co najmniej z 15.
- Nie, nie prawda.
- Olałaś go, Julio. – ja pierdole, co za dziecko.
- Bo nie miałam z nim ochoty rozmawiać, poza tym on jest strasznie ciekawski i wścibski. Ale dlaczego ja Ci się w ogóle tłumacze, co ?
- Bo jestem Twoim bratem.
- Ale młodszym. Chodź już na te lody.
Gdy w końcu Matthew zadowolił się lodami i jak mu się humor poprawił pojechaliśmy do domu. Tam od razu poszłam do swojego pokoju, wykąpałam się i poszłam spać. Mimo, że było wcześnie. Wydaje mi się, że mój organizm po prostu potrzebował beztroskiego snu i tyle. Położyłam się do łóżka i w momencie zasnęłam.
Muszę zmienić mój dzwonek w telefonie. Muszę ! Co za irytujący dźwięk. Stwierdziłam, że przecież mogę zignorować kogoś kto do mnie dzwoni, bo na pewno to nic ważnego. Kto w ogóle dzwoni o.. No właśnie, która godzina. Podniosłam głowę z poduszki i zerknęłam na cyfrowy zegar przy łóżku. 1;30 pm. Nieee. Nie możliwe. Popatrzyłam jeszcze raz. To samo. O kurwa ! Spałam ponad 18 godzin. Ja pierdole. A telefon dalej dzwonił. Popatrzyłam na wyświetlacz. Drake.
- Co ?
- No witam Cię, łaskawie w końcu odebrałaś. – powiedział Drake.
- Wczoraj To wy nie odbieraliście, więc dzisiaj moja kolej. – zadrwiłam.
- Tylko dobrze by było, gdybyś zjawiła się wczoraj u nas i dokładnie wytłumaczyła o co chodzi, bo Alex to nie co pomieszał.
- Nie mogłam wczoraj przyjść, musiałam zająć się bratem. Przyjadę dzisiaj. – gdy to powiedziałam od razu się rozłączyłam. Nie miałam ochoty z nikim gadać.
Podniosłam się łóżka i zakręciło mi się w głowie. Tyle snu to chyba też nie zdrowe dla mnie. Poszłam do łazienki, wzięłam szybką kąpiel i byłam jak nowa. Ubrałam się w dres, bo na nic innego i tak nie miała siły. Dzisiaj mam do załatwienia jedynie pogaduszkę z chłopakami, a jutro niestety wykłady. Boże, dlaczego mnie tak pokarałeś. Przecież nic złego nie zrobiłam. Zeszłam na dół, a tam w kuchni mama szykowała obiad. Dopiero teraz gdy poczułam te różne zapachy, zdałam sobie sprawę, że jestem cholernie głodna.
- Cześć mamo. – podeszłam do niej i ucałowałam w policzek.
- Cześć Julio. Wyspałaś się ? – zaśmiała się.
- Taak, chyba nawet za bardzo. Co jest na obiad ?
- Och, nic specjalnego. Zwykły obiad.
- Ale i tak pachnie wspaniale. – popatrzyłam po garnkach co mama przygotowała i byłam coraz bardziej głodna. – Mamo ?
- Tak ?
- Muszę dzisiaj wyjść do znajomych, wiesz, do tych z którymi chciałabym zamieszkać.
- Dobrze, po obiedzie mamy Ci coś do powiedzenia z tatą.
- Zgadzacie się ? – zaćwierkałam radośnie.
- Po obiedzie porozmawiamy. – powiedziała to tak monotonnie, że zaczęłam się zastanawiać czy na pewno się zgodzą.
Obiad minął normalnie, mało kto się odzywał, bo w sumie co mamy sobie powiedzieć. Nie mamy wspólnych tematów. Najęcie jedynie mówił Matthew, opowiadał o wczorajszych urodzinach Sonny i oczywiście nie omieszkał wspomnieć o tej sytuacji z John’em. Mama zainteresowała się tym z byt bardzo. Chyba podłapała to, że był to ten chłopak, który miał być moją pierwszą randką. Więc teraz nie da mi na pewno spokoju. Po skończonym obiedzie, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizje i czekałam na rodziców. W końcu przyszli i usiedli po obu moich stronach. To nie wróży nic dobrego.
- Julio ?
- Tak tato ?
- Nie zgadzamy się. – powiedział. Kurwa ! Już mu chciałam przerwać, ale mama powstrzymała mnie przed tym, chwytając na rękę. -  Dopóki nie poznamy Twoich znajomych i nie oglądniemy domu.
- Naprawdę ? – byłam w szoku.
- Tak. – powiedziała mama.
- Tak bardzo się cieszę. To może w tym tygodniu chłopaki przyjdą tutaj, a potem pojedziemy oglądnąć dom.
- Mamy inny plan. – wtrącił się tata. – My przyjedziemy do Was na obiad.
- Och, dobrze. Nie ma problemu. Tylko kiedy ?
- Może jak najszybciej, poniedziałek lub wtorek.
- Uch.. Spoko, może być.
Trochę mnie to przeraziło, bo nie wiem czy zdążymy ogarnąć dom do jutra, bo równie dobrze, mogą zawitać do nas już jutro. Będę musiał ich zawiadomić o tej sytuacji. Powiedziałam rodzicom, że muszę wyjść i pojechać do chłopaków i załatwić parę spraw z nimi odnośnie wspólnego mieszkania. O dziwo rodzice bez żadnego problem zgodzili się, jedynie przypomnieli mi, że jutro mam się pojawić na zajęciach, bo oni na pewno to sprawdzą. W tym momencie wiedziałam, że mam cholernie przesrane i, że muszę strasznie dobrze wypaść na tym wspólnym obiadku. Bo inaczej nici z mojego planu. Zebrałam wszystko co było mi potrzebne na uczelnie, w sumie to wzięłam jedynie zeszyt i długopis, bo nic innego nie posiadałam i pojechałam do chłopaków. Lekko się zdziwili moją obecnością, tym bardziej, że było już koło 19. Zastałam ich dosłownie w drzwiach, wychodzili.
- Gdzie idziecie ? – zapytałam.
- Na imprezę. –powiedziały bliźniaki.
- W niedziele ?
- A no, wiele klubów gra dzisiaj, a mamy akurat ochotę na zabawę.  – zaśmiał się Drake.
- Och, po prostu powiedzcie, że chcecie wyrwać jakieś panienki do pieprzenia.
- A to już swoją drogą. – powiedział Alex, wymownie się uśmiechając.
- Obrzydzacie mnie. – westchnęłam. – Jednak nie możecie nigdzie iść.
- Co ?! – Drake się wkurzył. Lata mi to koło dupy.
- Mamy ważne sprawy do załatwienia.
- Niby jakie ?
- Moi rodzice wpadną tutaj jutro, ewentualnie we wtorek.
- No i co my mamy z tym wspólnego ?
- Na przykład to, że mają tu wpaść na obiad, poznać Was i oglądać dom. Inaczej nie pozwolą mi tu zamieszkać. Kumasz ?
- Ale to nie zmienia faktu, że przez to mamy zrezygnować z imprezy. – Drake zrobił się czerwony.
- Kurwa, nie obchodzi mnie to ! Od jutra idę na uczelnie, a mieszkając z rodzicami, będę miała jeszcze mniej czasu na załatwiania spraw dla naszego gangu. Zrozumiałeś to ?! – krzyknęłam. Usłyszałam jedynie ciszę. No kurwa świetnie, jeszcze zamierzają mnie ignorować.
- Powtarzam, a kolejny raz tego nie zrobię. Zrozumiałeś mnie ? – wysyczałam.
- Tak Dave. – powiedział to tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Jak posprzątacie to potem możemy iść na tą imprezę. Również z miłą chęcią się zabawię.
Szybko zabraliśmy się do ogarnięcia domu. Chłopakom zleciłam posprzątanie swoich pokoi, a potem tyłu domu. Ja u siebie nie musiałam sprzątać, bo rzadko bywam w pokoju, więc bałaganu tam nie mam, dlatego wzięłam się za dół. Skończyliśmy w tym samym czasie. Jednak musieliśmy teraz ogarnąć siebie, co było gorsze. Pobiegłam do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Gdy wysuszyłam włosy, wzięłam się za makijaż. Wyszedł mi on dość mocny, ale nie przejmowałam się tym. Ubrałam skórzane spodnie i koronkową bluzkę na grubych ramiączkach w kolorze granatowym. Do tego dopasowała również granatowe szpilki na platformie. Do kopertówki wpakowałam chusteczki, błyszczyk, portfel i ulubione perfumy. Gdy już byłam gotowa zeszłam na dół, gdzie już czekali na mnie chłopcy, całkiem inaczej ubrani niż jak przyszłam do domu.
- Jest przed 22, możemy iść na imprezę. – powiedziałam radośnie.
- To prowadzisz D. – zaśmiał się Paul.
- Co ?! Nie, nie i jeszcze raz nie. Ja nie prowadzę.
- Ale i tak nie możesz pić, bo jutro idziesz na swoje pierwsze wykłady. – jęknął.
- Kurwa, niech stracę. Będę kierować. – westchnęłam.
Wszyscy wpakowaliśmy się do Audi bliźniaków, bo było największe. Po paru minutach byliśmy pod najlepszym klubem w mieście, który był oczywiście od +21.
- Witam, proszę o dowody. – powiedział jeden z ochroniarzy. Ja szłam na końcu, żeby zrobić mu niespodziankę. Wszyscy chłopcy posłusznie podali mu swoje dokumenty po czym bez problemu weszli do środka.
- Witam Cię Steve. – powiedziałam radośnie. Gdy mężczyzna podniósł głowę i zobaczył mnie, od razu zobaczyłam strach w jego oczach. Oni wiedzą z kim się zadaje, a może bardziej kim jestem i z jakimi ludźmi się kontaktuje.
- Och, dobry wieczór Dave. Zapraszam. – powiedział potulnie. Jednak zza niego wyłonił się jakiś facet, którego nie znałam.
- Co ?! Dlaczego ją tak od razu wpuszczasz, a gdzie dowód ? – krzyknął.
- James, uspokój się. Ta Pani wchodzi bez pokazywania dowodu. – powiedział spokojnie. A ja tylko stałam tam i się śmiałam.
- Jak to ? Przecież ona na pewno nie ma 21 lat. Proszę o dokumenty. – skierował prośbę do mnie.
- Zapomnij kolego. – podeszłam do niego. I wyszeptałam do ucha. – Nie chcesz wiedzieć jakie będziesz miał problemy jeśli za chwilę nie wejdę do środka.
- Co ? – odsunął się ode mnie.
- To co słyszałeś, kochaniutki. – powiedziałam to i już miałam wyminąć go, ale złapał mnie za ramię.
- Puść ją, bo będziesz miał poważne kłopoty. – syknął Steve. Gościu ewidentnie nie wiedział co się dzieje, ale już miałam go gdzieś i weszłam do klubu. Od razu uderzyły we mnie basy muzyki, którą tak uwielbiałam. Zauważyłam pod barem chłopaków, którzy stoją już z jakimiś panienkami. Szybcy są. Podeszłam tam i zamówiłam sobie wodę z lodem i z cytryną.
- Co tak długo Cie nie było D ? – zapytał się Paul.
- Jeden z nowych ochroniarzy nie wiedział kim jestem i nie chciał mnie wpuścić. – nagle usłyszałam śmiech, obróciłam się i zauważyłam jak panienka Drake’a śmieje się, była okropna. Blond tlenione włosy, mnóstwo tapety na ryju i krwisto czerwone usta, w które na pewno miała wszczyknięty silikon, albo inne gówno, tak samo w jak jej piersi. Jednak co mogła pochwalić to jej ubrania, była naprawdę świetnie ubrana.
- Co się śmiejesz kurwo ? – warknęłam.
- A niby kim Ty jesteś suko, że od razu mają Cię wpuszczać ? – zapytała, dalej się śmiejąc. Widziałam jak Drake mówi jej do ucha coś, ale ona jedynie pokiwała na niego przecząco głową.
- Ty nie wiesz kim ja jestem ? – zapytałam.
- No oświeć mnie królewno. – wykrzywiła swoją sylikonową twarz w uśmiech. Podeszłam do niej i szepnęłam na ucho.
- Jestem Dave, z The Bravers. Suko. – po czym obeszłam ją i niby przez przypadek wylałam na nią jej czerwonego drinka. Oj, pewnie zostanie plama na jej ślicznej beżowej bluzeczce. Jaka szkoda. Poszłam na parkiet i zatraciłam się w muzyce.
Nienawidzę takich suk. Co ona sobie myśli? To, że po wejściu do klubu jakiś koleś od razu się do niej przystawia nie znaczy jeszcze, że jest kimś. Poza tym to właśnie JA mam Drake’a na wyłączność. Założę się, że gdybym tylko kiwnęła palcem to w mgnieniu oka zostawiłby tą ździrę samą, a poszedł, a właściwie pobiegł za mną. HA HA HA. W sumie to czemu nie spróbować? Może to uczyni wieczór lepszym. Oczywiście nie mam na myśli chwil spędzonych z chłopakiem, nie żeby coś, Drake faktycznie jest niezły,  ale w tej chwili bardziej liczy się dla mnie fakt, że zrobię tym na złość tej głupiej dziwce. STOP! Zajmę się tym, ale później. Nie mogłabym zrobić tego teraz, nie w momencie kiedy Dj puścił oczko do mnie i zaczął grać jeden z moich ulubionych kawałków. Byłam mu wdzięczna. Skoro nie mogę się upić, bo muszę iść jutro na tą cholerną uczelnię, to przynamniej będę się bawić przy dobrej muzyce.
Jednak nic nie trwa wiecznie, piosenka się skończyła, a ja miałam zadanie- musiałam pozbyć się wkurzającej dziewczynki, która była przylepiona do Drake’a. Zaczęłam się rozglądać. W klubie było już tłoczno, ale to nie jest w stanie mnie powstrzymać. Okręciłam się powoli wokół własnej osi uważnie wypatrując interesującej mnie dwójki. BINGO! Nadal stali przy barze, dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej. Blondi była dosłownie uwieszona na ramieniu Drake’a, a on był wydawał się być zadowolony z tego powodu. Co za debil. Przecież od niej aż bije głupotą. No ale cóż ciągnie swój do swego, chociaż może bardziej odpowiednie z mojej strony byłoby powiedzieć: O gustach się nie dyskutuje. Podchodziłam do nich niespiesznie. Pomimo tłumu ludzi, nie miałam trudności z przejściem. Nikt nie wchodził mi w drogę. No bez przesady nie byłam aż tak straszna, nie miałam jednego oka na środku czoła ani nic w tym stylu. Jeszcze jakiś czas temu zastanawiałabym się czemu tak się dzieje, ale teraz wiem to już bardzo dobrze. Ludzie czują do mnie coś w rodzaju respektu, pomieszanego z podziwem. Oczywiście nie wszyscy, są też głupcy którzy próbują wejść mi w drogę lub lekceważyć mnie, ale zazwyczaj szybko tego żałują. Sama nie wiem kiedy nauczyłam się poruszać z taką, bo ja wiem, gracją? Może ma to coś wspólnego z pewnością siebie, której mi niesamowicie przybyło. Nie powiem, pochlebia mi palący i pełen pożądania wzrok mężczyzn. Nawet bywa to pomocne, w niektórych interesach. Może to dziwnie, ale schlebiają mi także zazdrosne spojrzenia kobiet, wtedy czuje się od nich lepsza, bo widzę, że czegoś mi zazdroszczą.
Jakkolwiek, muszę skończyć z tym wewnętrznym monologiem, bo zdążyłam już podejść do dwójki, która mnie interesowała. Blondi gdy tylko mnie zauważyła przybrała obronną pozę, jeszcze bardziej przyciskając się do Drake’a.  Boi się i dobrze, tak powinno być.
- Hej Dave, co tam?- zapytał Drake’e z głupkowatym uśmiechem. Jest wstawiony. Jeszcze lepiej. Mimo całego tego gówna, los jednak jest dla mnie dzisiaj w pewnym sensie łaskawy.
- Jak zawsze w NASZYM klubie- powiedziałam dobitnie, spoglądając na Blondi, po czym dodałam ze smutną minką- Szkoda tylko, że nie mogę się napić niczego procentowego.
- Ty? – chwile pomyślał- A no tak! Uczelnia. Weź nie przejmuj się tym, w końcu kto jak kto, ale Ty potrafisz sobie poradzić ze wszystkim- powiedział i poruszał zabawnie brwiami.
- Jesteś tego taki pewien?- zapytałam niewinnie.
- Skarbie, ja to wiem- powiedział tylko.
Przybliżyłam się do niego. Po czym nachyliłam się delikatnie. W tym momencie nie przeszkadzała mi obecność tej tlenionej suki. Źle. Przeszkadzała mi cały czas, ale to w tym momencie było niezbędne żeby ją dostatecznie wkurwić.
- Dziękuje. Ty ZAWSZE wiesz jak mnie pocieszyć- powiedziałam, bo czym pocałowałam go delikatnie w kącik ust. Odczekałam chwile, po czym odsunęłam się od niego. Widać było, że jest trochę zdezorientowany, ale dumny z siebie, że go doceniłam. Blondi również się zmieniła, zrobiła się bardziej nerwowa, przez to, że koleś który skupiał na niej swoją uwagę, przeniósł ją na kogoś innego, czytaj MNIE. Naprawdę bardzo mi przykro. Albo nie. Czekaj. Jednak nie.
Odwróciłam się do kolesia, który siedział za mną na stołku barowym. Postukałam go w ramie. Raz. Drugi. W końcu trzeci, już mocniej. Wtedy raczył się odwrócić wyraźnie wkurzony. Jednak gdy mnie zobaczył wyraz twarzy mu się zmienił, na bardziej zainteresowany.
- Mógłbyś oddać mi swoje miejsce?- zapytałam obojętnie.
- Mógłbym oddać Ci co tylko chcesz Mała- ugh to TEN typ.
- Doceniam to. Jednak wystarczy mi tylko ten stołek.
- Nie krępuj się, możesz usiąść mi na kolanach.- mrugnął do mnie.
Za chwile oficjalnie się zrzygam.
- Wolałabym nie.
- Nie udawaj takiej niewinnej- powiedział, po czym przejechał mi dłonią po policzku.
No i stało się, koleś mnie wkurwił. Strąciłam jego dłoń z obrzydzeniem.
- Posłuchaj naprawdę życzyłabym sobie, żebyś oddał mi to miejsce i w końcu się odpierdolił. – powiedziałam z nieudawaną nienawiścią. Co było najlepsze? Napakowany koleś, który jeszcze przed chwilą przystawiał się do mnie, momentalnie zbladł i bez słowa oddał mi zajmowane przez siebie krzesło- Dziękuje- powiedziałam na końcu z krzywym uśmieszkiem.
Usiadłam w miarę wygodnie, naprzeciwko Drake’a który również zajmował miejsce z Blondi u boku. Przybliżyłam się na tyle, żeby skrzyżować swoje nogi z jego.
- O czym to rozmawialiśmy. A tak! O tym, że nie mogę się dzisiaj napić.
- Daj spokój Dave, na jednego albo dwa drinki możesz sobie spokojnie pozwolić.- powiedział Drake z uśmiechem.
- Skoro tak mówisz. – odpowiedziałam. Po czym przywołałam znajomego barmana i zamówiłam wódkę z sokiem.
W tym czasie, irytująca Blondi powiedziała coś do Drake’a na ucho i odeszła, marnie próbując naśladować jakkolwiek godny sposób poruszania się. Niemal od razu zwróciłam się do chłopaka.
- Czy Ty sobie żartujesz? Jak możesz nawet koło niej stać. Już nie mówiąc o tym, żeby mieć z nią do czynienia minimalnie bliżej.
- Proszę Cię, przecież to laska na jeden wieczór- odpowiedział ze spokojem.
- Co nie zmienia faktu, że jest obrzydliwa- powiedziałam pewnie.
- Nikt nie każe Ci z nią spać. To będę ja, więc nie masz w tej sprawie nic do gadania.
- Mylisz się kochaniutki, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek wejść do mojego łóżka mam bardzo dużo do powiedzenia w tej sprawie. Byłabym mocno niezadowolona gdybyś przeniósł na mnie z tej dziwki jakąś wstrętną chorobę. Bo ja wiem syf, albo kiła, cokolwiek by to nie było. Od niej nie może być nic dobrego.
-  Nie przesadzaj. Nie jest taka zła- zaoponował Drake
- Masz racje, jest po prostu obrzydliwa- powiedziałam i upiłam spory łyk drinka. Drake nachylił się bardziej w moją stronę.
- Z tym, że nigdy więcej nie wpuściłabyś mnie do łóżka, to żartowałaś. Prawda? – zapytał
- Jak chcesz możesz mnie wypróbować. Tylko, żebyś później tego nie żałował.
- Nie mów mi teraz, że Ci się nie podoba seks ze mną? – odpowiedział pewny siebie.
- Nie mówię, że mi się nie podoba, ale po Twoim kontakcie z tą tlenioną Blondi będę zmuszona z tego zrezygnować- w tym monecie zauważyłam wcześniej wspominaną dziwkę wychodzącą zza wyjścia do toalet. Więc dodałam jeszcze- chociaż byłabym bardzo niepocieszona, nie móc się nigdy więcej do Ciebie zbliżyć.
Delikatnie oparłam prawą dłoń na klatce piersiowej Drake’a.
- Tego byśmy nie chcieli- powiedział tylko.
- Raczej nie- pokręciłam głową i zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej.
Więcej zachęty nie potrzebował. Wpił się w moje usta dokładnie w momencie kiedy Blondi do nas podeszła. Oczywiście jej nie widział. Był skupiony wyłącznie na mnie. Jednak ja widziałam, najpierw rozczarowanie, ból, a później złość, gniew i nienawiść w jej oczach. Dłoń, którą wcześniej trzymałam na klatce piersiowej Drake’a przeniosłam na jego kark i przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej. A on położył swoje ręce na moich udach. Natomiast moja lewa ręka z wyeksponowanym środkowym palcem powędrowała prosto w kierunku naszej tlenionej znajomej. Widziałam tylko jak tupnęła nogą, swoją drogą jak ostatnia idiotka, odwróciła się na pięcie i wtopiła w tłum.
Gdy już oderwaliśmy się od siebie, Drake zdążył zapomnieć o swojej wcześniejszej sztucznej towarzyszce i poświęcił się mnie. A ja musiałam się napić. Dokończyłam drinka i zamówiłam następnego, kolejnego i tak dalej, aż straciłam rachubę. Kolejne szklanki zdawały się mieć w sobie więcej wódki niż soku, ale nie przeszkadzało mi to. Już dawno nauczyłam się pokonywać gorzki smak alkoholu, a w takim stanie w jakim byłam teraz było mi jeszcze łatwiej. Kolejne drinki przeplatałam obściskiwaniem się w Drake’em. Przynajmniej był seksowny i zawsze chętny a ja musiałam zapomnieć. Poza tym znałam go. Może i nie jestem jakoś specjalnie cnotliwa, ale zależy mi na własnym zdrowiu więc wolałam trzymać się z daleka od spania z kim popadnie.

W miarę upływu czasu i kolejnymi porcjami wódki kojarzyłam coraz mniej. Bar. Szklanka z wódką. Drake. Później była droga do wyjścia. Drake. Taksówka. Wejście do domu. Drake. Schody. Otwieranie drzwi do pokoju. Łóżko. Drake. Ciemność.


***
I jak Wam się podoba ? 
Czekam na Wasze zdanie, to mi pomaga pisać. 
Naprawdę ! 
Buziaki ! <3

sobota, 13 lipca 2013

ROZDZIAŁ ÓSMY

New York University. Uczelnia do której zawsze chciałam iść. Zawsze chciałam się tam uczyć i być najlepszą studentką. Jednak los potoczył się inaczej i teraz chcą mnie wyrzucić. A kurwa tyle mi zawdzięczają ! ile ja im dałam pieniędzy to nikt inny tyle nie dał, no może pomijając moich rodziców, którzy również hojnie ich obdarzyli. A teraz tak mi się odpłacają ? To, ze rzadko tam bywam to nie znaczy, ze od razu maja mnie wyrzucać, już szybciej mogliby mnie nie przepuścić na następny rok. Ale nie. Trzeba od razu użyć radykalnych środków. UHG ! A teraz nie tylko mam problemy na uczelni to i w domu.
- Dlaczego w ogóle otwieracie moją pocztę ? Hmm, co ?
- Bo jesteś naszym dzieckiem, Julio ! Mamy do tego prawo. – powiedziała mama.
- I nie próbuj teraz zrzucać winy na Nas. – wtrącił się tata. – Masz poważne kłopoty !
- To, że nie byłam na paru wykładach to nic nie znaczy. Szukałam pracy, bo chce się usamodzielnić.
- Julio, nie było Cię na 90% z prowadzonych wykładów od początku semestru ! – krzyknęła mama. – To nie jest parę wykładów. Zaniedbując studia nigdy się nie usamodzielnisz !
- Och, już tak nie przesadzajcie. Pójdę tam w poniedziałek i wszystko załatwię. Zadowoleni ?
- Nie. – powiedział tata.
- Słucham ?
- Nie jesteśmy zadowoleni. Julio, nie wyprowadzisz się od Nas, dopóki nie zauważymy, że poprawisz swoje zachowanie. Ostatnio częściej Cię nie ma w domu niż jesteś.
- Bo mam własne życie ? Tato, umowa była inna. Terapię skończyłam miesiąc temu i dr. Torres powiedział, że ze mną wszystko w porządku, ze mój stan psychiczny i nerwowy jest stabilny. A za 2 miesiące kończę 20 lat. Chce się wyprowadzić !
- Dopóki nie zobaczymy, ze uczęszczasz regularnie na studia i, ze poprawiasz swoje zachowanie nawet nie licz na to, że się wyprowadzisz. – powiedziała mama.
- Nie możecie mi tego zabronić. Jestem pełnoletnia ! – krzyknęłam.
- Dobrze, możesz się wyprowadzić, ale odetniemy Cię od wszystkich środków. Nie będziesz miała ani centa.
- Co ?! To jest nie fair.
- Kochanie, staramy się tylko o to, abyś miała zapewnioną dobrą przyszłość, a jeśli wyrzucą Cię z uczelni takiej przyszłości mieć nie będziesz. Wszystko co robimy jest dla Twojego dobra, Julio.
- Ja wiem, mamo. – Kurde, mam przechlapane.
- To zgadzasz się na taki układ ? – zapytał tata.
- A mam jakieś inne wyjście ?
- Nie. – powiedziała mama.
- No to zgadzam się.
- Dobrze, także weź też pod uwagę, że pod koniec każdego tygodnia będziemy kontaktować się z dziekanem i kontrolować Twoją obecność na wykładach.
- Doobrze.
                Ale się wpakowałam. Nie sądziłam, ze ktoś wywinie mi tak numer. Nie wiedziałam, ze na studiach liczone są w ogóle jakieś obecności. Jednak mogłam posłuchać chłopaków i chodzić od czasu do czas na te zasrane wykłady. Cóż, trzeba ponieść konsekwencje swoich głupich pomysł. Od poniedziałku zaczynam studiować. Hura…
- Mam jednak jeszcze coś do powiedzenia.
- Słuchamy Cię, Julio. Tylko nie kombinuj. – powiedział tata.
- Skoro mam zacząć studiować, to powinnam mieszkać bliżej kampusu. A my mieszkamy, koło 40 min jazdy samochodem. A mam znajomych, którzy mieszkają 15 min drogi od Uniwersytetu.
- I co z związku z tym ? – zapytała mama.
- Noo, czy mogłabym z nimi zamieszkać ? Zanim się nie zgodzicie, chciałam dodać, że Oni wszyscy chodzą również do tego kampusu i uczęszczają tam regularnie. Mieszkają już razem od ponad 3 lat i żyją całkiem nieźle.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, dziecko. Umowa była inna. – powiedział tata.
- Tak, wiem. Ale jednak zostało nie całe 2 miesiące, a jednym z lokatorów jest syn Pani Morrison. Pamiętacie ja, prawda ?
- Och, tak. Miła z niej kobieta. Zastanowimy się nad tym Julio, a teraz idź do swojego pokoju i przebierz się, bo masz ubrania z wczoraj. – powiedziała mama.
                O tak, czyli już połowa sukcesu za mną. Zastanowią się, czyli jest duże prawdopodobieństwo, że się zgodzą. Poszłam do pokoju, wzięłam prysznic i przebrałam się w dres. Gdy ponownie weszłam do pokoju usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co powinnam teraz zrobić. Wydaje mi się, ze najpierw muszę dać znać chłopakom jaka jest sytuacja, bo przecież oni nic nie wiedzą, po pewnie dalej śpią. Zadzwoniłam do Paul’a. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Poczta. Cholera ! Teraz kolej na Drak’a. To samo, poczta głosowa. Czy oni powariowali ! Bliźniaki. Jeden sygnał, drugi…
- Halo ? – usłyszałam zaspany głos Alex’a.
- No w końcu, któryś z Was łaskawie odebrał telefon ! Ileż można spać ?!
- Jest jeszcze wcześnie Dave..
- Cholera, Alex ! Jest 2 po południu. – powiedziałam poirytowana.
- Co ? Już ?
- A no już. Ale dobra mniejsza o to, mamy inny problem.
- Jaki ? – słychać było, że gwałtowanie wstał z łóżka.
- Moi rodzice dostali list z uczelni. Chcą mnie wyrzucić. – westchnęłam.
- Boże Dave, ale mnie wystraszyłaś ! Myślałem, że to naprawdę jakiś problem.
- To jest problem ! Nie słyszałeś co powiedziałam ? Chcą mnie wyrzucić. – ostatnie zdanie powiedziałam nad wyraz powoli i dokładnie.
- Nie panikuj, załatwisz sprawę tak jak każdy z Nas, gdy do czegoś takiego doszło. Pójdziesz ta i im zapłacisz. – powiedział to tak normalnie jakby to nie było nic poważnego.
- Uwierz, zrobiłabym tak. Ale moi rodzice ubzdurali sobie, że będę mnie co tydzień kontrolować czy chodzę regularnie na wykłady.
- Ha ha ha, nieźle Dave. Wkopałaś się pięknie. – zaśmiał się.
- No bardzo kurwa zabawne, bardzo.
- Ej, nie denerwuj się. Przecież wiesz, że Ci pomożemy.
- I już nawet wiem w czym.
- Co Ty kombinujesz ? – zapytał niepewnie.
- Słuchaj, gadałam z rodzicami i pamiętasz tą moja umowę ?
- No pamiętam, tą, że jak…- nie dałam mu dokończyć tylko kontynuowałam dalej.
- No więc, powiedziałam im, że skoro mam chodzić na uczelnie to muszę mieszkać bliżej.
- I co w związku z tym ?
- Nie przeszkadzaj mi.
- Dobrze. Mów dalej.
- Więc skoro mam mieszkać bliżej to muszę się przeprowadzić do Was wcześniej. Rodzice powiedzieli, ze się zastanowią, co oznacza, że połowa sukcesu za nami. – powiedziałam dumnie.
- No to fajnie, ale w czym w taki razie mamy Ci pomóc ? – zapytał Alex.
- No jak to w czym ? Musicie przyjść do mnie do domu i przedstawić się moim rodzicom.
- Że jak ? – nie dało się ukryć tego, że był zdziwiony.
- No po prostu, przyjdziecie do mnie, przedstawicie się i po sprawie. To nie jest nic trudnego.
- A jak Nas Twoi rodzice nie polubią ?
- Boże, Alex ! Ale wy nie będziecie ich prosić o moją rękę. Mają Was tylko poznać. – zaśmiałam się z niego.
- Aaa, ach no tak.
- Brawo dla Ciebie, że zakumałeś akcje. Teraz idź obudź resztę i powiedz im co jest na rzeczy.
- A co Ty będziesz robić Dave ? – zapytał niewinnie, ale od razu wiedziałam, że był ciekawy co zamierzam robić. Taki już jest, wścibski jak cholera.
- A ja kochaniutki zajmę się własnymi sprawami. – powiedziałam i od razu wyłączyłam się, aby nie słuchać beznadziejnych pytań, które na pewno by zadawał.
                Gdy w końcu się rozłączyłam to nie wiedziałam co mam robić. Nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Nagle usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju się otwierają, jednak nie podniosłam się z łóżka, aby zobaczyć kto to.  Usłyszałam stukot mały stópek i ciche:
- Jul ? Śpisz ?
- Nie, wskakuj. -Matt usiadł koło mnie i mocno się do mnie przytulił.
- Co jest chłopie ?
- Bo wiesz, dawno się z Tobą nie widziałem. Tęsknie J.
- Och, Matt. Skarbie, ja też za Tobą tęsknie, ale wiesz, muszę chodzić do szkoły teraz, już nie jest tak jak wcześniej, że uczyłam się w domu. Możemy się dzisiaj razem pobawić, bo zamierzam, cały dzień spędzić w domu.
- Tylko.. wiesz…
- Co jest maluchu ? Nie chcesz się ze mną pobawić. ?
- Nie ! – krzyknął szybko. – Jestem na dzisiaj zaproszony na urodziny do Sonny.
- Wiesz, to nie ma żadnego problemu, pójdę tam z Tobą. Chyba, że nie chcesz się pokazywać ze mną. – zaśmiałam się.
- Mogłabyś ? Naprawdę ?
- Pewnie.
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie. – wyśpiewał i skoczył mi w ramiona.
- Och, zaś nie przesadzaj, maluchu. Dobra, to zmykaj się przebrać, a ja pójdę pogadać z mamą, że Cię zabieram.
- Dobrze Jul. Już idę. Za 15 min na dole ? – zapytał.
- Daj mi 20 min, muszę się przebrać, przecież nie pójdę tam w dresie. – zaśmiałam się.
Po tym Matthew wyleciał z mojego pokoju jak strzała. Za to ja poszłam do szafy, wybrałam koralowe rurki i jasny top na górę. Uczesałam włosy w koka i poprawiłam mój makijaż na mocniejszy.
Gdy zeszłam na dół, rodzice siedzieli na kanapie i oglądali wiadomości.
- Mamo, wezmę Matt’a na urodziny do koleżanki.
- Pewnie, nie ma sprawy. Tylko nie wracajcie za późno.
- Dobrze.
Jak na zawołanie koło mnie znalazł się Matt, ubrany w jeansy zwężane u dołu i granatową koszulę włożoną do spodni, na to ubrał sweter. Wyglądał dobrze, nawet bardzo dobrze jak na sześciolatka.
Przy wyjściu chwyciłam swoją skórzaną ramoneskę i ubrałam czarne koturny, młody na stopy włożył swoje granatowe vansy. Ma chłopak gust. Zaśmiałam się pod nosem, będzie z niego niezłe ciacho w przyszłości. Weszliśmy do mojego garbusa i pojechaliśmy pod wskazany na zaproszeniu adres dziewczynki. Gdy tam podjechaliśmy byłam w szoku. Dom był naprawdę duży i pięknie przystrojony balonami i serpentynami. Młody pociągnął mnie do środka. Przychodzą tu trochę nie pomyślałam o tym, że będą tu same dzieciaki i nikogo w moim wieku. Więc trochę się ponudzę. Trochę bardzo. Siadłam na kanapie i obserwowałam jak maluchy biegają w koło, śmieją i się krzyczą. Uroczy widok. Solenizantkę można było od razu poznać, miała śliczną kwiecistą sukieneczkę, a na głowie plastikowy diadem. Typowa księżniczka. Skądś ja jednak kojarzyłam, jednak nie mogłam przypomnieć sobie skąd.
- Julia ? – usłyszałam nagle męski głos. Ten też skądś znałam. Rozejrzałam się po pokoju i na ścianach zauważyłam mnóstwo zdjęć. Idiotka ! Że wcześniej nie zauważyłam w czyim jestem domu.
- Cześć John. Miło Cię widzieć. – powiedziałam skrępowana. Bardzo dobrze pamiętam jak został przeze mnie potraktowany, a w sumie nie przeze mnie, ale przez chłopaków. Nie pozwolili mi nawet napisać do niego sms’a, że nie przyjdę i chociaż napisać jakąś głupią wymówkę. Było mi go trochę szkoda.
- Uch, Ciebie również. – powiedział dość oschle. – Co tutaj robisz ?
- Przyprowadziłam Matt’a na urodziny jak się okazało Twojej siostry. – chciałam być miła, naprawdę. Ale jak widziałam z jaką pogardą na mnie patrzy już się we mnie buzowało. – Jak chcesz to mogę stąd wyjść. Powiedz mi o której kończy się zabawa i przyjadę odebrać młodego.
- Nie, zostań. Nie robi mi to różnicy. – powiedział to i odszedł.
- No to dobrze. – burknęłam już raczej do sobie.
Pięknie się załatwiłam. Pamiętam, że chłopcy trochę mi mówili na temat John’a. Jednak wtedy im nie wierzyłam. Nie miałam teraz nic lepszego do roboty, więc postanowiłam po cichu zwiedzić ich dom. Był ogromny, więc z łatwością mogłam się tu zgubić, jednak podjęłam to ryzyko i wyszłam z salonu. Obczaiłam szybko parter, był tu salon, kuchnia, jadalnia i łazienka. Standardowe rozmieszczenie pomieszczeń. Pierwsze piętro wyglądał również zwyczajnie, jednak były tu tylko dwa pokoje. Gdy otworzyłam jeden od razu wiedziałam, że należy on do Sonny. Był różowy, za różowy jak na mój gust. Ale to dzieci, w przyszłości będzie żałować, że miała taki pokój. Przynajmniej ja żałuje swojego i, że weszłam do tego. Drugi na pewno był sypialnią rodziców John’a. Dość przestronny i z wielkim łóżkiem na środku. Ale cholera, gdzie jest pokój, który najbardziej szukałam. Stanęłam na środku piętra. Nie było żadnych schodów, które mogły prowadzić na kolejne piętro. Zaczęłam chodzić w kółko. Oparłam się o komodę. Zastanawiałam się gdzie może być jego pokój, gdy nagle poczułam jak upadam do tyłu, co w sumie było nie możliwe, gdyż opierałam się o tą komodę. No kurwa nie wierze ! Tajne przejście. Nie mam pytań, co za ludzie robią coś takiego. Weszłam tam zamykając za sobą ‘drzwi’. Były tam schody. Skierowałam się nimi do góry, gdy weszłam na sam szczyt zamarłam. Mój pokój nawet nie mógł być porównywalny do tego. Ten był OGROMNY ! Jednak nie był zbytnio umeblowany. Stało tu jedynie łóżko, szafa i stolik z dwoma fotelami i biurko.. Zauważyłam drzwi, za nimi pewnie znajdowała się łazienka, wiec nawet tam nie wchodziłam. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko mnie, było tu mnóstwo fotografii. Zdjęcia przedstawiały małego John’a, samego i z rodzicami. Na innych był ze znajomymi, a na kilku z siostrą. Siedziałam tak i patrzyłam się przed siebie. Nie wiedziałam dlaczego. Nagle usłyszałam chrząkniecie. Kurde.
- Co Ty tu robisz Julio ? – zapytał ewidentnie zły.
- Yyy, no ja zwiedzałam dom i trafiłam tu.
- Tak po prostu ? Przecież od tak tu trafić nie można.
- Oparłam się o komodę i drzwi się otworzyły. A jest jakiś problem, ze tu jestem ?
- Tak, raczej tak.
- No to słucham, jaki ?
- Nie chce Cię tu, to proste.
- A to dlaczego ? Przecież kiedyś chciałeś się ze mną umówić. – zaśmiałam się.
- A no właśnie dlatego. Chciałem i mnie wystawiłaś.
- Och, urażona męska duma.
- Nie. – podszedł do mnie bliżej tak, że stał na wyciągniecie mojej ręki. – Siedziałem tam jak ten idiota, czekając na Ciebie. Spoko, mogło Ci coś wypaść, ale mogłaś chociaż cos napisać. Wypadałoby. Trochę kultury, dziewczyno.
- Kultury ? Naprawdę zamierzasz mnie pouczać ? Ha ha, nie rozśmieszaj mnie. Nie napisałam nic, bo..- i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, przecież prawdy nie mogłam wyjawić.
- Bo ? – dociekał.
- A co Ci tak zależy na tym ?
- Bo przez długi czas zastanawiałem się co się stało. Nawet przychodziłem na plac zabawa przez jakiś czas, myśląc, że Cię spotkam i wytłumaczysz mi co się stało.
- Ty nadal na mnie lecisz. – uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Nie, już nie. Przeszło mi. – zaśmiał się. – Ale dalej nie rozumiem co się stało.
- I kochaniutki się nie dowiesz. Życie jest brutalne. – już miałam wyjść z jego pokoju, ale zatrzymał mnie.
- Ale tak ciężko Ci to powiedzieć ?
- Po prostu nie mogę Ci powiedzieć. Odpuść, proszę. – powiedziałam to i wyszłam.
 Strasznie mnie wkurzało jak ktoś jest taki ciekawski. Jeśli nie chce powiedzieć to nie chce, a on nie powinien do tego tak dociekać. Jestem upartą osobą i jak mówię nie, to mówię nie i koniec. Schodziłam schodami w dół i dobrze wiedziałam, że John idzie za mną. Zdawałam sobie sprawę, że on nie odpuści, jest równie uparty co ja. Mogę to już teraz stwierdzić. I przez to na pewno się nie dogadamy. Chłopak wyprzedził mnie i zastawił mi drogę.
- Jak to nie możesz ?
- Boże, czy Ty nigdy nie odpuszczasz ?
- Nie. –zaśmiał się.
- To w takim razie masz problem. – zaczęłam chodzić po domu i szukać Matt’a. Nie chciałam spędzić tu ani minuty dłużej, bo mogłoby to się źle skończyć. Znalazłam w końcu mojego brata i powiedziałam mu, ze jest już późno i na nas czas. Oczywiście nie chciał iść, ale w końcu  go przekupiłam lodami. Gdy już miałam wychodzić przede mną dosłownie zmaterializował się John. No ja pierdole.
- Chłopie, odpuść. Bo będziesz mieć kłopoty.

Na odchodne usłyszałam jedynie, że i tak się dowie o co chodzi. Zaśmiałam się pod nosem. Niech lepiej uważa z kim chce się zadawać, bo ja do grzecznych osób już nie należę, ale on o tym nie wie. I niech lepiej zostanie to tak jak jest teraz. 

***
Pod ostatnim rozdziałem, nie było zbyt wiele opinii, 
a jednak chciałabym poczytać Wasze zdanie
o tym opowiadaniu. 
To wiele dla mnie znaczy, jeśli piszecie swoje opinie. 
Pozdrawiam i do następnego. 

wtorek, 9 lipca 2013

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Wracając ze spotkania z Darius’em nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jechałam autem tak wkurzona na cały świat, że aż bolały mnie dłonie od zaciskania ich na kierownicy. Ten gościu jest niemożliwy. Zero profesjonalizmu. Wszystko co liczy się dla niego to to, aby w końcu zaciągnąć mnie do łóżka. Ale nie uda mu się to. Po pierwsze nie sypiam z ludźmi których się brzydzę. Tak, Darius jest odrażający, jest z 25 lat starszy ode mnie i liczy na to, że skoro ma dużo kasy to polecę z nim się pieprzyć. Zapomnij frajerze. Mam swoją godność. A po drugie nie angażuje pracy do spraw prywatnych. Trzeba potrafić oddzielić sferę intymną od tej, na której się zarabia. A dzięki temu debilowi w najbliższym czasie nie zarobimy. Wyobraźcie sobie moje wkurwienie gdy ten idiota powiedział mi, że nici z towaru który miał przyjść w tym tygodniu, ponieważ dostawca został złapany na kontroli przy przekroczeniu granicy stanu. Nie zrozumiem, jak wielkim trzeba być bezmózgowcem, aby dać się złapać, jeśli dobrze się wie co się przewozi. Tak jak już powiedziałam wcześniej- zero profesjonalizmu w tym zasranym mieście. Ale gdyby tego było mało, na naszym terenie pojawił się wrogi nam gang. Nikt nie wie po co i dlaczego. Dopóki nie zagrażają naszym interesom to mam ich gdzieś. Gdybym chociaż wiedziała co to jest za grupa i co planują to byłoby dobrze. Jednak ten facet nic nie wie.  
            Wchodząc do domu, trzasnęłam drzwiami i skierowałam się do kuchni. Byłam tak wściekła, że aż zgłodniałam z tego powodu. Otwierając lodówkę załamałam się. Pustki. Jedyne co tam było to jakaś stara sałatka, której zapach czułam pomimo, że była w plastikowym pudełku i woreczku i resztki pizzy z zeszłego tygodnia. Koszmar. Znowu ja będę musiała jechać na te pieprzone zakupy. Zawsze to robie, gdyby nie ja to ludzie w tym domu zginęliby z głodu i z brudu. Pani Morrison już nie przychodzi do Nas sprzątać, ponieważ stwierdziła, że chłopcy są już za duzi, aby im ciągle usługiwać, że muszą nauczyć się dorosłego życia. Akurat teraz ?! Nie rozumiem tej kobiety. Co by jej szkodziło przychodzić z dwa razy w tygodniu i z wierzchu ogarnąć dom, a w sumie nawet nie cały, tylko dolną część. A tak to musze robić to sama, bo jak raz zobaczyłam jak posprzątali to poprawienie tego zajęło mi trzy razy więcej czasu. Faceci. Oni nadają się tylko do jednego. Do zaspokojenia potrzeb kobiet. W tym są idealni. Zamknęłam lodówkę i byłam zmuszona jechać do sklepu. Zgarnęłam z blatu w kuchni torebkę, do ręki chwyciłam kurtkę i poszłam do garażu. Wsiadłam do auta i już po 5 minutach byłam supermarkecie. Nienawidzę robić zakupów. Jest to dla mnie wielka męczarnia. Szłam miedzy działami i wrzucałam do koszyka wszystko co mi się wydało odpowiednie. Gdy dotarłam do kasy wózek był pełny, aż się zdziwiłam. Zapłaciłam odpowiednią kwotę i wróciłam do auta ładując zakupy na tylnie siedzenia. Po powrocie do domu nie mogłam się z tym zabrać na raz, więc wędrowałam tam i z powrotem chyba z 10 raz. Gdy już wszystko było w kuchni, poukładane w półkach do domu weszli chłopcy. No kurwa w porę.
- Hej D ! – krzyknął Paul i przytulił mnie. – Co tam ?
- Byłam na zakupach, bo w naszej lodówce nawet masła nie było. A Wy gdzie byliście, hmm ? – powiedziałam zła.
- Och, no my.. Ten, no. Też byliśmy na zakupach. – zająknął się.
- Naprawdę ? – zaszydziłam. – Wiesz, jakoś nie widzę siatek z zjedzeniem.
- No bo my byliśmy po inne zakupy. – odezwał się surowo Drake.
- Tak ? A po jakie ?
- Po takie. – uniósł z górę z cztery butelki wódki. I w tym momencie cała moja złość minęła. Tego mi było trzeba, alkohol. Widząc moja reakcje wszyscy się zaśmiali.
- No dobra, to idziemy do salonu, muszę Wam powiedzieć czego się dowiedziałam od tego idioty Darius’a.
- Dobra to idźcie, a ja wezmę wszystko co jest na potrzebne na naszą mini imprezę. – zaproponował Paul.
Weszliśmy do salonu, rozłożyliśmy się wygodnie na naszych stałych miejscach i zaczęłam im wszystko po kolei mówić. Widać było, że nie byli w najlepszych humorze, ale nie dziwie się im, sama byłam zła. Przez to, że nie będzie dostawy, będzie ciężko u nas z kasą. Takie dostawy są przynajmniej raz w miesiącu i dają nam dużo forsy. Głównie z tego się utrzymujemy. Dzisiaj w sklepie wydałam wszystko co miałam w portfelu. Będzie trzeba wymyślić jakąś akcje, aby trochę zarobić. Potem przeszłam do tematu innego gangu na naszym terenie. Jednak wiedziałam, że nie wzruszy ich to tak bardzo, dopóki nam w niczym nie przeszkadzali i nie wchodzili w drogę. Gdy przekazałam im już wszystkie informacje, nie było już ponad pół z tego co przynieśli chłopcy. Szybko nam to poszło. Stwierdziłam, że ze mną jest w porządku, fakt szumiało mi w głowie, ale poza tym nic nie czułam, natomiast bliźniaki już odpadli, leżeli na kanapie wsparci o swoje głowy. A Paul z Drak’iem grali w łapki. Bardzo dorosłe zachowanie. Stwierdziłam, że jest już późno i czas iść się umyć i położyć się spać, bo jutro będzie trzeba wymyślić jakiś dobry włam na hale z przedmiotami RTV. A oczywiście moją działką jest obmyślanie planów przez to, że objęłam kontrolę nad całym interesem. Stało się tak, dlatego, że te imbecyle kłócili się o wszystko, nie mogli w ogóle dojść do porozumienia. Dziwne było to, że dalej wytrzymywali ze sobą w takim chaosie. Odkąd ja zajmuje się planowaniem wszystkiego jakoś się kręcie. Narzekać nie możemy, dopóki nie zdarzają się takie przypadki jak dzisiaj. Wstałam w końcu z kanapy i od razu tego pożałowałam. Cholernie zakręciło mi się w głowie i poczułam okropny helikopter. No pięknie. Czyli jednak nie jest tak fajnie jak sądziłam. Zalałam się nieźle, jednak plusem było to, że jeszcze jako tako myślałam trzeźwo. Idąc do swojego pokoju potykałam się o wszystko włącznie z moimi nogami. Gdy w końcu dotarłam do mojego pokoju, chwyciłam jedynie piżamę i poszłam do łazienki chwiejnym krokiem. Stojąc przed lustrem i zmywając makijaż zebrało mi się na rozmyślanie nad moją osobą. Często tak mam, gdy jestem pijana. Stałam tam i wpatrywałam się w swoje odbicie. Z wyglądu za bardzo się nie zmieniłam, jedynie mam dłuższe włosy i trochę popracowałam nad moją kondycją przez co mam lepiej wyrzeźbione ciało. Malowałam się więcej i mocniej niż kiedyś i ubierałam bardziej odważnie. Ale największą zmianę przeszłam w środku. Mój charakter jest inny. Nigdy nie sądziłam, że jest możliwe stać się całkiem inną osobą. A ja jestem tego żywym dowodem. Z cichej, grzecznej dziewczynki stałam się pyskatą i narwaną kobietą. Mogę tak o sobie już powiedzieć, ponieważ za mniej niż 2 miesiące skończę 20 lat. Wydaje mi się, że te wszystkie zmiany jakie we mnie zaszły na pewno są spowodowane tym jak teraz żyję. Ciągłe niebezpieczeństwo, które otacza mnie na każdym korku, adrenalina, złe towarzystwo. Teraz w takim otoczeniu się obracam. Odcięłam się od wszystkich, mam jedynie chłopaków. Nikt nie wie jakie życie teraz prowadzę. Rodzice ciągle myślą, że od roku chodzę na studia, a prawda jest taka, że przez ten czas byłam tam może 5 razy. Zazwyczaj pojawiam się tam, aby zanieść jakieś fałszywe dokumenty, albo, żeby dać łapówkę wykładowcom, aby zaliczyli mi egzaminy. To działa i to bardzo dobrze. Ale tylko ja tak robię. Mam więcej spraw na głowie niż chłopcy, oni mogą sobie pozwolić na to żeby iść od czasu do czas na wykłady. Oni jednak twierdzą, że chodzą tam tylko i wyłącznie dlatego, żeby wyrwać jakieś panienki. I uwierzcie udaje im się. Dość często sprowadzają je do domu, przez co mam problem spać w nocy, dobrze, że jednak mój pokój jest na końcu i dźwięki, które do mnie docierają są już lekko zgłuszone. Oni zawsze mi się dziwią dlaczego nie robię tak samo. Mogłabym, ale nie chce. Nie uważam się za świętoszka, ale nie zamierzam się pieprzyć z kim popadnie. Złapie potem jakąś chorobę i będę mieć zabawę. Fakt, czasami przyprowadzam kogoś do domu, ale to tylko w momencie gdy jestem bardzo pijana, na przykład tak jak teraz. Dobrze, ze naszą imprezę urządzaliśmy w domu,  a nie gdzieś na mieście, jak często to robimy. Gdy po wielkich trudach w końcu umyłam twarz, stwierdziłam, że prysznic na pewno dobrze mi zrobi. Rozebrałam się i wskoczyłam do kabiny. Puściłam letnią wodę i stałam tak prze chwilę. Nagle poczułam jak ktoś mnie myję. Na początku myślałam, że pewnie mi się zdaje, skoro pijana jestem. Ale gdy zauważyłam wokół mnie pianę, wiedziałam, że to nie są moje wymysły. Gdy już się miałam odwracać usłyszałam:
- Cześć skarbie. – poczułam jak całuje mnie po szyi.
- Och, to Ty. Przestraszyłeś mnie. – odwróciłam się i zawiesiłam ręce na jego ramionach.
- Wiesz, ze mnie nie musisz się bać. – powiedział uwodzicielsko i pocałował mnie lekko.
            Wiedziałam, ze teraz było mi tego trzeba. Potrzebowałam rozluźnienia, a to na pewno da mi ukojenie. Nie czekając bardzie zachłannie wpiłam się w jego usta. Nie protestował. Oddał pocałunek z taką samą siłą. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Wyszłam z prysznicy, a on za mną. Ściągałam z niego już mokre ubrania i rzuciłam gdzieś w kąt. Skierowałam się do pokoju i dobrze wiedziałam, że on idzie za mną, ponieważ czułam jego wzrok na moim tyłku. Gdy położyłam na łóżku, on znalazł się zaraz obok mnie. Potem jedynie co pamiętam to to, że po moim ciele rozeszła się fala rozkoszy, a następnie zasnęłam.
            Chciałam otworzyć oczy. Naprawdę bardzo chciałam, ale mogłam. Gdy tylko się obudziłam, poczułam przeraźliwy ból głowy. Czułam się jakby stado słoni przebiegło po mnie. Fatalny stan. Chciałam się obrócić na drugi bok, ale coś mi to uniemożliwiło. Coś, a może bardziej ktoś. Gdy w końcu wyrwałam się z jego uścisku, mogłam swobodnie zmienić pozycję, co również dało mi możliwość sprawdzenia która jest godzina. Było późno, za późno. Czas wstawać.
- Drake. – powiedziałam lekko. Cisza.
- Darke, obudź się. – znowu to samo.
- Kurwa, Drake. Wstawaj ! – Krzyknęłam i trąciłam jego ramie.
- Hmm, co jest ? – zapytał, cały czas mając zamknięte oczy.
- Czy na Ciebie tylko krzyk musi działać. – żachnęłam się. – Musimy wstać. Jest późno.
- Och, daj spokój D.
- Nie mów tak do mnie, tylko jedna osoba może się tak do mnie zwracać w tym domu. – powiedziałam surowo.
- Naprawdę ? Żartujesz sobie ze mnie. – od razu było widać, że go zdenerwowałam i na pewno nie pójdzie już spać.
- Mowie poważnie. To, że z Tobą spałam nie oznacza, że możesz tak do mnie mówić. Tak zwraca się do mnie osoba, która wie, co ten skrót oznacza. A Ty kochaniutki nie masz o tym zielonego pojęcia. – uśmiechnęłam się sztucznie do niego. – A teraz wynocha do swojego pokoju, chce się wykąpać.
- Dobra, bez spiny Dave. – podkreślił moje imię. – Już idę.
            Gdy Drake wyszedł, zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Takie noce zdarzały się często. Sypiam z Drake’iem regularnie, już ponad 8 miesięcy. A w szczególności wtedy, gdy jestem wkurzona, to pozwala mi się rozluźnić. Nigdy nie myślałam, że do tego może dojść. Zawsze bardziej ciągło mnie do Paul’a, jednak powiedziałam sobie stanowcze nie. On jest moim przyjacielem i nie zamierzałam tego psuć tylko i wyłącznie dlatego, że moje hormony buzowały. A przez to napatoczył się Drake jednej nocy. Strasznie się wtedy o coś pokłóciliśmy. Ewidentnie to była jego wina, ale jak to on, nie mógł się przyznać do błędu. Jego zasrana męska dumna nie pozwalała mu na to. Faceci i ich ego.
Wydaje mi się, ze reszta namówiła go, aby przyszedł i mnie przeprosił. Zrobił to, pierwszy raz chyba w całym swoim życiu przeprosił kogoś. No i jakoś się to stało. Nie żałuje tego. To był kolejny krok, aby przejść w dorosłość. Przynajmniej zrobiłam to z osoba, którą znam i szanuje. Nie przepadam za nim, ale nie można mu zarzucić tego, że jest zły w te sprawy. Jest najlepszy ze wszystkich z którymi spałam. Nie było ich wielu, ale jednak jakieś porównanie mam. Na początku ciężko było mi zaakceptować to co się stało, przez jakiś czas było między nami niezręcznie, ale teraz traktujemy takie noce, że jak on opuszcza mój pokój albo odwrotnie to automatycznie o tym zapominamy. Taki układ to w naszym wypadku najlepsze rozwiązanie. Do niczego nas nie zobowiązuje, ani w żaden sposób nie ogranicza.
                Po doprowadzeniu siebie do porządku. Zdałam sobie sprawę, że nie nocowałam u rodziców. Muszę znowu wymyślić jakąś wymówkę. Wydaje mi się, ze najlepsza będzie ta z projektem. Dawno jej nie używałam, więc wydaje się idealna. Gdy już miałam schodzić na dół nagle usłyszałam wibracje mojego telefonu. Podniosłam go z szafki nocnej i spojrzałam na wyświetlacz. Mama. O wilku mowa.
- Hej mamo. – zaśpiewałam uprzejmie.
- Masz za 10 min znaleźć się w domu młoda damo, gdziekolwiek teraz jesteś. – Upss.
- Ale mamo stało się coś ?
- Za 10 minut widzę Cię w domu, Julio. – i rozłączyła się.
Coś wydaje mi się, że będę mieć nie małe kłopoty. Moja matka nigdy tak ze mną nie rozmawiała, zawsze była miła i nigdy na mnie nie krzyknęła. Byłam zmuszona ubrać wczorajsze ubrania, co było dla mnie rzeczą obrzydliwą. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół. Z szafki w kuchni wyciągnęłam tabletki na ból głowy, bo kaca miałam niesamowitego. Wszyscy jeszcze spali, więc po prostu wyszłam z domu i poszłam do garażu. Tam wsiadłam do mojego czerwonego garbusa i pojechałam do domu. Jakoś mi się nie śpieszyło, więc droga zajęła mi raz dłużej niż zwykle. W ogóle nie wiedziałam co się stało, że mama tak na mnie naskoczyła. Nic nie przychodziło mi do głowy, na pewno nie chodziło jej o to, że nie wróciłam do domu, byłam już pełnoletnia, więc w sumie mogłam robić co chce. Jednak jeszcze przez 2 miesiące obowiązywała mnie durna umowa, która teraz jest dla mnie bez sensu, ale wtedy gdy ja zawierałam z rodzicami wydawała się  najlepsza na tematem moment. Umowa była taka, że dopóki nie skończę terapii z załamania psychicznego i dopóki nie skończę 20 lat nie mogę się wyprowadzić z domu. Wiem, ze rodzice się martwili o mnie po śmierci Lili i wiem, ze darzą mnie wielką opieką i wiem, ze było ze mną ciężko przez długi czas. Ale teraz jest już dobrze. Pogodziłam się z jej śmiercią. Może nie tyle pogodziłam co zaakceptowałam. Ale mając prawie 20 lat jest dla mnie chore żeby spowiadać się rodzicom co robię i dlaczego nie ma mnie w domu tej i o tej godzinie. Ale jestem osobą, która dotrzymuje słowa i wytrwam jeszcze te niecałe 2 miesiące.
            Gdy weszłam do domu od razu można było wyczuć w powietrzu zdenerwowanie. Weszłam do salonu, a tam na sofie siedzieli rodzice. Było to dla mnie dziwne, bo tej godzinie powinni być już w biurze. Gdy mnie zauważyli posłali mi złowrogie spojrzenie. Coś czuje, że będzie ze mną źle.
- Hej Wam. Co jest ? – zapytałam grzecznie.
- Usiądź Julio. – powiedziałam tata. Podreptałam do kanapy naprzeciwko nich i usiadłam.
- Jeśli chodzi o to, ze nie wróciłam do domu na noc, to przepraszam Was bardzo. Zapomniałam zadzwonić, ze zostaje u koleżanki, bo zadali nam projekt na uczelni na poniedziałek, a tej mojej koleżanki nie ma przez weekend, wiec to była jedyna okazja by go zrobić.
- Projekt ? Uczelnia ? Naprawdę Julio ?! – krzyknęła mama.
- No taak. – przeciągnęłam słodko.
- Nie kłam dziecko. – powiedział tata.
- Nie kłamie. Robiłam projekt z yyy.. no z przedsiębiorczości.
- Nie robiłaś. Powiedz mi, ile razy już nas okłamałaś ?
- Co ? Nie okłamałam Was. – broniłam się jak tylko mogłam.
- Dziecko, Ty nawet nie masz w tym roku przedsiębiorczości ! – odezwała się mama. Upss. Wtopa.
- Ale.. – przerwała mi mama rzucając we mnie list. Wzięłam go do ręki i zamarłam.
Na pieczęci widniał adres. New York University. Kurwa, mam przejebane !



***
Dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem !
One dają mi chęci do pisania. 
Dalej czekam na Wasze szczere opinie. :)