wtorek, 25 czerwca 2013

ROZDZIAŁ TRZECI

No nie wierze,  że Drake jest synem Pani Morrison. Jak taki nieprzyjemny typek może mieć tak miłą matkę. Nie żebym nagle jakoś specjalnie ją polubiła, ale to i tak niemożliwe żeby dwie tak różne od siebie osoby były ze sobą spokrewnione. No nie wiarygodne.
- Ty jesteś synem mojej nauczycielki ? – zapytałam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ty jesteś uczennicą mojej mamy ? – odpowiedział pytaniem.
- No raczej. – powiedziałam już w tym momencie śmiejąc się głośno. Wtedy dołączyła do nas kobieta, lekko zdezorientowana.
- A co tutaj się dzieje ? Znacie się może ? – zapytała
- Tak. Nie.– powiedziałam razem z Drake’iem różne odpowiedzi, co było trochę dziwne. 
- Nie mamo, nie znamy się. – powiedział chłopak posyłając mi znaczące spojrzenie.
- Och faktycznie, musiałam Cię z kimś pomylić. – odpowiedziałam. Wiedziałam, że gdybym zaprzeczyła miałabym ogromne kłopoty. Teraz to do mnie dotarło, że nie miałabym jak wytłumaczyć tego skąd się znamy, bo zapewne mama Drake’a nie ma pojęcia czym jej syn się zajmuje.
- Mamo, możemy już jechać, śpieszę się trochę. – powiedział chłopak.
- Tak, tak. Chodźmy. Do zobaczenia w poniedziałek Julio.
- Oczywiście, do zobaczenia. – odpowiedziałam uśmiechając się, kierując słowa bardziej w stronę Drake’a niż jego mamy. Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie. Zaśmiałam się lekko. Gdy nauczycielka już wyszła z domu i była wystarczająco daleko usłyszałam:
-Nie, nie zobaczymy się więcej. – powiedział oburzony.
- Ale dlaczego ?
- Bo nie nadajesz się do tego.
- Do czego ? Jestem wszechstronnie utalentowana. – odpowiedziałam z wyższością.
- Ale na pewno nie potrafisz robić tego co my.
- A skąd ta pewność. Mogę Wam to udowodnić.
- Ha ha ha, nie rozśmieszaj mnie.
- Zakład ? – powiedziałam pewnie. Choć to było do mnie niepodobne, wierzyłam, a w sumie chciałam w to wierzyć, że podołam temu zakładowi i że nadaje się to tego, cokolwiek to było.
- Och, naprawdę ? Chcesz się zakładać ? Nie ma sprawy, ale wiedz, że przegrasz.
- Nie byłabym tego ta pewna. Dam radę, a jak wygram to dowiem się wszystkiego o Was i będę mogła wstąpić do Waszej grupy. – powiedziałam zadowolona z siebie.
- A co będzie jeśli przegrasz ? Co My będziemy mieli z tego ? Bo to, że nie pokarzesz Nam się już na oczy nie wystarczy.
- Hmm, pomyślmy. – Nie wiedziałam kompletnie co mogłabym im zaproponować. Jedyne co mam to kasa rodziców.
- Pieniądze.
- Co ? – powiedział zdezorientowany chłopak.
- Dam Wam pieniądze, ile chcecie ?
- To nie dorzeczne, bo ile jesteś w stanie nam dać, 100 czy 200 dolarów ? – powiedział rozbawiony.
- O i tu byś się zdziwił kolego. Nie widzisz w jakim ja domu mieszkam ? – I wtedy chłopak zaczął się rozglądać i załapał o co mi chodzi.
- No faktycznie. – odpowiedział, lekko zmieszany.
- 2 000$ wystarczy ?
- Uch, pewnie. – Wtedy usłyszeliśmy wołanie Pani Morrison. – Muszę już iść. Przyjdź jutro tam gdzie się spotkaliśmy za pierwszy razem, o 20. Ubierz się na czarno. Do zobaczenia. – powiedział i szybkim krokiem udał się do samochodu.
O Boże, w co ja się wpakowałam. O mój Boże ! Jestem idiotką !
To już oficjalne. Mam problemy z mózgiem. Czy ja w ogóle nie myślę?! Co ja niby będę z nimi robić? Lepiej! Czym oni się zajmują? Mnóstwo pytań, szkoda tylko, że na żadne z nich nie mam odpowiedzi. Ale wszystkiego się dowiem, muszę tylko poczekać do jutra… Jak wytrzymam tyle czasu?! Pójdę tam jeszcze dzisiaj. O tak! Nie, to głupi pomysł. Jeśli pójdę tam dzisiaj, Drake znowu się zdenerwuje i tylko skomplikuje sprawę. Już sama nie wiem co robie.
Skierowałam się do salonu, chciałam pooglądać telewizję, może dzięki temu zajmę czymś swoje natrętne myśli.
                Oczywiście na moje nieszczęście w tv nie leciało nic specjalnego, nie jestem dziewczyną, która potrafi całymi dniami siedzieć i oglądać durne seriale.  Więc swój wolny czas spędziłam słuchając i śpiewając piosenki, które puszczali na kanałach muzycznych. Lepsze to niż nic. Tak przewegetowałam dopóki moi rodzice nie wrócili do domu. Jest piątek, więc zazwyczaj wracają wcześniej. Pewnie się dziwicie dlaczego siedzę w domu a nie wychodzę gdzieś ze znajomymi. Cóż, nie posiadam znajomych. Kiedyś tak nie było, miałam jedną przyjaciółkę. Była ona jedyną osobą, której mogłam bezgranicznie zaufać, ale jej już nie ma.  Gdy przyszli rodzice, zjadłam z nimi kolację i poszłam do swojego pokoju. Nie miałam potrzeby, aby wchodzić na jakiekolwiek portale społecznościowe, więc nawet nie włączałam mojego laptopa. Stwierdziłam, że może poczytam i jakoś czas mi szybciej zleci. Wzięłam z półki przypadkową książkę, ale nie doszłam nawet do pierwszego rozdziału gdy zasnęłam. Nic mi się nie śniło, spałam spokojnie. Znowu. Cieszy mnie to, ponieważ każda noc wypełniona koszmarami była gorsza nawet od samotnego spędzania każdego dnia. Wykańczała fizycznie, ale i psychicznie.
                Obudziłam się wczesnym rankiem. Udałam się do łazienki, wykonałam tam poranne czynności i ubrałam się w dres. Stwierdziłam, że i tak nie mam co robić, więc może zrobię niespodziankę rodzicom i przygotuje im śniadanie. To będzie miłe i pokaże im, że jest już lepiej, że nie muszą się już o mnie tak bardzo martwić. To był dobry pomysł. Zeszłam na dół, byłam jedyna osobą, która nie spała co bardzo mi ułatwiało zadanie. Przygotowałam jajecznicę, bo wiem, że to jest ulubiony posiłek mojego taty, mógłby go jeść na śniadanie, obiad i kolację, to taki obżarciuch. Natomiast dla mojej mamy zrobiłam tosty, bo dba o linie, co jest dla mnie dziwne, bo jest śliczna, ma naprawdę dobrą figurę i gdyby jadła co popadnie wyglądałaby tak samo. Mama nawet nie musi chodzić na siłownie ani nic, bo w pracy ubiega jak się nigdzie indziej i może dlatego ma taka dobrą formę. Bycie właścicielka centrum handlowego jednak do czegoś zobowiązuje.
                Przygotowałam wszystko perfekcyjnie, jednak wszyscy dalej spali, nawet mój mały brat, co jest dziwne, bo ma 4 lata i zazwyczaj wstaje przede mną. Postanowiłam, że zrobię im miłą pobudkę. Poszłam najpierw do pokoju Matthew, gdy weszłam siedział na łóżku i bawił się autkami. Mówiłam, że on nie należał do śpiochów, ale był strasznie spokojnym dzieckiem i potrafił zająć się sobą, aby nie przeszkadzać innym. To jest bardzo pomocne.
- Hej chłopczyku. Jak się spało ? – zapytałam słodkim głosem.
- Jul ! – pisnął i podleciał do mnie. Przytulił mnie mocno, już nie pamiętam kiedy ostatnio bawiłam się z Matt’em. Zaniedbałam mojego małego braciszka. Strasznie go kocham, a jednak od dłuższego czasu się z nim nie bawiłam. Zawsze zwałam to na to, że chodzi do przedszkola, a rodzice odbierali go bardzo późno i gdy już przychodził, zjadał kolacje i od razu szedł spać. Jednak teraz zamierzam to nadrobić.
- Kolego, pomożesz mi obudzić rodziców ? – powiedziałam, a on tylko skinął główką i już go nie było w pokoju.
Szybko pobiegłam za nim, gdy weszłam do sypialni rodziców młody już siedział między nimi i szturchał ich, aby się obudzili. Gdy w końcu podnieśli się i zauważyli, że również znajduje się w pokoju zdziwili się trochę.
- Chodźcie szybko, bo śniadanie Wam wystygnie. – powiedziałam i zeszłam na dół. Myślę, że ich zaskoczyłam.
Powędrowałam na dół i czekałam na moich rodziców i brata powoli zjadając moją kanapkę. Po chwili ujrzała ich, tak jak myślałam, lekko zdezorientowanych. Zasiedli w ciszy na swoich miejscach, popatrzyli się po sobie i zaczęli jeść. Gdy skończyli, usłyszałam:
- Kochanie, to było pyszne. – powiedział tata.
- Dziękuje, starałam się. – uśmiechnęłam się.
- Julio, to my dziękujemy. – usłyszałam od mamy. To było bardzo miłe.
- Nie ma za co. Wezmę teraz Matthew na spacer, dobrze ?
- Oczywiście, skarbie. – powiedziała mama.
Zagarnęłam małego na górę, pomogłam mu się ubrać i powiedziałam, aby przez chwile się pobawił, gdy ja się będę przebierać. Z tego co widziałam przez okno, było ość ciepło, więc ubrałam szorty do kolana i bokserkę, uczesałam włosy w koka, to będzie najwygodniejsze przy zabawie z młodym.
Po jakiejś godzinie znaleźliśmy się z Matt’em na placu zabaw. Pobawiłam się z nim chwilę, zjeżdżając wraz z nim na zjeżdżali, huśtając i biegając w kółko.  Nie miałam tyle energii co mój brat, więc postanowiłam usiąść na ławce, a ona pobiegł do piaskownicy. Obserwowałam go jak zaczyna bawić się z dziewczynką, wydaje mi się, że byli w tym samym wieku. Nagle zauważyłam, że dosiada się do mnie jakiś chłopak.
- Cześć. – powiedział uśmiechając.
- Hej. – odpowiedziałam, lekko zmieszana. Na pewno go nie znałam, a nie jestem osobą, która umie łatwo i szybko zawierać znajomości.
- To Twój brat ? – nagle się odezwał, wskazując na Matthew.
- Tak.
- Aha, a ta dziewczynką co się z nim bawi to moja siostra, Sonny. A ja jestem John. Miło mi.
- Och, ja jestem Julia. – powiedziałam lekko zmieszana.
- Więc, pierwszy raz Cię tu widzę, a bywam tu codziennie, dzięki mojej siostrze. Przeprowadziłaś się dopiero ? – zapytał.
- Nie, mieszkam tu od urodzenia. – zachichotała. O mój Boże, zachichotałam jak durna lala. – Po prostu wcześniej nie miałam okazji tutaj przyjść.
- Każda pora jest dobra by to zmienić. – uśmiechnął się do mnie promiennie.
- A to prawda. – odwzajemniłam gest.
Zapadła niezręczna cisza, która trwała przez parę chwil, dopóki nie przybiegł do nas Matt.
- Hej kolego, co jest ? – zapytałam.
- Jul, głodny jestem.
- Och, to chodź, pójdziemy coś zjeść. – poderwałam się szybko i już miałam odchodzić, gdy zorientowałam się, że zachowałam się trochę niekulturalnie, ponieważ jednak rozmawiałam z tym chłopakiem i wypadałoby się pożegnać.
- Wiesz, my już musimy iść. Więc… pa. – powiedziałam i odeszłam, nie czekając na odpowiedź.
- Poczekaj ! – zawołał.
- Co się stało ?
- Moglibyśmy Wam towarzyszyć, to znaczy ja i Sonny ?
- Umm.. – nie wiedziałam co powiedź, wiec zerknęłam na mojego brata i zauważyła, że już stał z dziewczynką i o czymś zawzięcie dyskutowali. – Pewnie, chodźcie.
Tak szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia dlaczego się zgodziłam, aby John z siostrą poszli z nami. Przecież ja nie wiem o czy mam z nim rozmawiać. Szliśmy tak przez chwilę, aż dotarliśmy do Subway’a. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, jedynie ze swoim rodzeństwem. Gdy weszliśmy do środka zdziwiłam się, że było tu tak mało ludzi, zawsze przewijało tu się dziesiątki osób na minutę. Dla nas lepiej, bo po zamówieniu mogliśmy z w spokoju usiąść i zjeść.
- Zamierzasz się kiedyś odezwać ? – usłyszałam.
- Och, szczerze ?
- No, dawaj.
- Nie wiem o czy mam z Tobą rozmawiać. – powiedziałam zmieszana.
- Ha ha ha, naprawdę ? – widać, że nie mógł już powstrzymać śmiechu.
- Ej, nie śmiej się ze mnie. Nie jestem osobą, z którą łatwo nawiązać rozmowę, co chyba już zauważyłeś.
- Ale to nie znaczy, że dalej nie mam ochoty z Tobą porozmawiać.  – zdziwiło mnie to trochę.
- A dlaczego ? – zapytałam odważnie.
- Jakby Ci to wytłumaczyć.. Hmm..
- No dalej. – popędziłam go, na co się uśmiechnął.
- Może dlatego, że gdy zauważyłem Cię w tym parku, na tej ławce, byłaś taka nie obecna, wcześniej widziałem jak bawiłaś się z bratem, niby wydawałaś się szczęśliwa, ale gdy usiadłaś od razu w Twoich oczach było widać smutek. To intrygujące. – powiedział pewnie.
Nie sądziłam, że można mówić o takich rzeczach tak śmiało, ja nawet połowy z tego  bym nie wydukała. Widać, że ma wprawę w takich przemowach.
- Co się stało, że jesteś taka smutna ? – powiedział po chwili.
- Wiesz, nie chce o tym rozmawiać. Nie znam Cię na tyle, żeby mówić Ci tak osobiste rzeczy i zadręczać moimi problemami.
- Problemy z chłopakiem ? – zapytał, a ja na odpowiedź wyplułam kęs kanapki, którą właśnie jadłam. Mam nadzieje, że nie będzie drążył tego tematu, bo nie mam zamiaru mu mówić, że nigdy nie miałam chłopaka. Tak, nigdy nie miałam chłopaka ! To nie jest dziwne… No, może trochę.
- Umm, nie to nie to. – powiedziałam po chwili uciekając wzrokiem.
- A to znaczy, że masz chłopaka ? – O mój Boże.. Nie !
- Nie, nie mam. – starałam się powiedzieć to na luzie, a na jego twarzy przez chwilę wystąpił delikatny uśmiech. Chyba mu się spodobała ta odpowiedź.
- To dobrze. – uśmiechnął się, teraz już pewniej.
- A co to ma znaczyć ?
- Bo chciałbym Cię gdzieś zaprosić. – Co ?! Niewiarygodne.
- Mnie ?
- Tak, Ciebie Julio. Może dziś wieczorem ? – już się chciałam zgodzić, ale przypomniałam sobie, że wieczór już mam zaplanowany.
- Och, dzisiaj nie mogę. – teraz czas na dobrą ściemę. – Muszę się zająć Matt’em, bo rodzice wychodzą na kolację.
- To może jutro, lunch ? – powiedział z nadzieja. Nie daje za wygraną.
- Pewnie. Spotkajmy się tutaj o 11, dobrze ? – nie  wiedziałam, że ta część rozmowy pójdzie mi tak gładko.
- Pasuje mi. Wymieńmy się numerami, tak na wszelki wypadek. – podał mi swój telefon, a ja jemu mój.
Gdy podaliśmy sobie nawzajem numery, zorientowałam się, że jest już późno, a musiałam się wyszykować na wieczór i dość do umówionego miejsca. Pożegnałam się z John’em, który bardzo nalegał, aby mnie odprowadzić, ale udało mi się odmówić. Powędrowałam z młodym do domu, który wyraźnie był już zmęczony i mogę się założyć, że jak wrócimy od razu pójdzie do łóżka. Jak znalazłam się już w moim pokoju, była już 17;30. Jest sporo czasu, wyrobie się. Poszłam do łazienki, wykąpałam się, umyłam włosy. Po czym ubrałam, tak jak mi kazał Drake, czarne ciuchy, bluzę z kapturem. Wysuszone włosy związałam w kucyka i z powrotem weszłam do pokoju. Była 19;20. Kurwa ! Spóźnię się, bo do umówionego miejsca idę mniej więcej koło 30 min. Drake mnie zabije i już nie będę miała szansy na udowodnienie mu, że dam radę zmierzyć z tym co dla mnie przygotował. Zeszłam szybko na dół, rodziców już nie dziwiło, że gdziekolwiek wychodzę. Przyzwyczaili się do tego, więc nie musiałam im nic mówić. Wystarczyło, że upewniłam im, że nie wrócę tak późno jak ostatnio.  Szłam naprawdę szybkim korkiem w wyznaczone i na całe szczęście przyszłam tam 10 min wcześniej, co dało mi możliwość odetchnięcia i zebraniu sił, bo szłam tu, jak na mnie, naprawdę szybko. Czekałam i czekałam na Drake’a i zastanawiałam się co ten gościu wymyślił dla mnie. Mogę się założyć, że to nie będzie nic łatwego i na pewno będzie chciał mnie skompromitować i udowodnić, że nie nadaje się do niczego. Gdy zerknęłam na zegarek, ten wskazywał już 20;15. Gdzie do cholery jest ten koleś !
- Cześć. – usłyszałam za sobą i podskoczyłam przestraszona.
- O mój Boże, przestraszyłeś mnie Drake ! Nie rób tak więcej. – powiedziałam, cały czas starając się złapać powietrze. Nieźle mnie wystraszył.
- Uwierz, już nigdy więcej się nie spotkamy.
- Nie bądź tego taki pewny.
- Ne podołasz temu zadaniu. – powiedział z wyższością.
- A może w końcu przejdziesz do sedna sprawy i powiesz mi co wymyśliłeś, geniuszu ? – nie poznaje samej siebie, odkąd stałam się taka odważna. Nigdy nie sądziłam, że będę wstanie rozmawiać z taką lekkością z chłopakiem, który chce mnie zaprosić na randkę i z chłopakiem, który jest niebezpieczny.
- Pamiętasz co robiłem za pierwszym razem jak się spotkaliśmy ? – zapytał.
- Tak, liczyłeś duży plik pieniędzy i chyba zastraszałeś jakiegoś chłopaka.
- No nie do końca, Julio. Sprzedawałem temu chłopaczkowi narkotyki. – zaśmiał się, pewnie widząc moja minę. Narkotyki, serio ? Ale dlaczego, aż tak mnie do nie dziwi. Przecież będę potrafiła sprzedać komuś dragi czy coś w tym rodzaju.
- I to ma być to trudne zadanie ? Sprzedaż narkotyków ? Przecież to nie jest trudne. – wyśmiałam go.
- Och nie Julio, to nie będzie Twoje zadanie, ale faktycznie wiążące się z tym. To będzie gorsze, połączone z ludzkim życiem.

Co kurwa ? Ludzkim życiem ?! On chyba nie ma na myśli tego o czym właśnie pomyślałam. Mam przejebane. 


***
Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazicie swoją opinie w komentarzu. :)

2 komentarze:

  1. świetny rozdział, jak całe opowiadanie :D trafiałam tu przez przypadek, ale nie zawiodłam się, wręcz przeciwnie ;) po przeczytaniu jednego rozdziału, czułam nie dosyt i dalej czytałam, wciągnęło mnie :D czekam aż dodasz kolejny rozdział, będę tu wpadać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy, że podoba Ci się. To wiele dla mnie znaczy. Kolejny rozdział już piątek/sobota. :)

      Usuń