sobota, 22 czerwca 2013

ROZDZIAŁ DRUGI

Kiedy w końcu odzyskałam świadomość usłyszałam kilka lekko podniesionych głosów. Dwa z nich znałam, ale przez dłuższą chwilę nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Kolejne dwa, bardzo do siebie zbliżone barwą pozostawały dla mnie tajemnicą.
- Mogłaby się już obudzić.
- A może coś jej się stało? Może trzeba będzie jechać na pogotowie.
- Wybij sobie to z głowy, nigdzie nie będę z nią jeździł- ten głos znałam, na pewno był to Drake.
Wspomnienia ostatniej nocy zaczęły pomału powracać. Wtedy odezwał się drugi znany mi głos:
- Wybacz Stary, ale to Ty ją tutaj za sobą przyciągnąłeś.- powiedział Paul
- No kurwa, to co miałem zrobić, przecież zemdlała.
- Mogłeś ją olać…
-… i jej tutaj nie przyprowadzać. – Powiedziały to dwa nieznane głosy, tak bardzo do siebie podobne.
- Przepraszam, że chciałem być miły i pokazać jej, że bezpiecznie będzie dla niej  nie pokazywać się w tej okolicy.
- HAHAHA – roześmiał się głośno Paul- Ty i miły, od kiedy to jesteś taki wielkoduszny? Poza tym przyprowadzanie jej do nas, na pewno nie było bezpieczne.
W końcu postanowiłam otworzyć oczy. Może i bolała mnie głowa, postanowiłam jednak dać im znać, że żyje, aby mogli skończyć w końcu gadać. Powoli podnosiłam powieki, jednak po chwili musiałam je zamknąć, oślepiona jasnym światłem. Mocno je zacisnęłam, po czym gdy ponownie otworzyłam, spostrzegłam nad sobą dwie znane mi osoby. Była z nimi jeszcze jedna, którą widziałam… podwójnie.
- Cholera jasna, musiałam mocno uderzyć się w głowę, skoro teraz widzę podwójnie.- usłyszałam zduszony chichot. Kurde, czy ja to powiedziałam na głos?. Gdy spojrzałam na twarze chłopaków, skupionych nade mną, to znalazłam odpowiedź.
- Nie, spokojnie…- powiedział jeden.
- …nie widzisz podwójnie- dokończył drugi- Jestem Alex.
- Jestem Martin.
- Jesteśmy bliźniakami- powiedzieli razem. 
- Aha- powiedziałam tylko, po czym mocno zmarszczyłam brwi i łapiąc się za głowę syknęłam z bólu. Wtedy doskoczył do mnie Paul.
- Czy wszystko z Tobą w porządku?- zapytał z troską.
- Okej- z ledwością wydukałam.
Nie wiem co się stało, ale ból głowy mocno dawał mi się we znaki. Jednak byłam w stanie myśleć w miarę racjonalnie.
- Ej… gdzie ja jestem?- zapytałam cicho.
- Och skarbie, jesteś u nas w domu- powiedział Paul, uprzedził moje kolejne pytanie, dodając- Zemdlałaś.
Wtedy zaczęłam się rozglądać po pokoju w którym się znajdowałam. Po prawej stronie, najbliżej mnie siedział Paul z zatroskanym wyrazem twarzy. Naprzeciwko mnie znajdowały się bliźniaki, którzy wpatrywali się we mnie z dziwnym uśmiechem. Gdy przeniosłam mój wzrok na lewą stronę zauważyłam siedzącego w fotelu Drake’a, który wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie widziałam o co mu chodzi, a z jego postawy można było wywnioskować, że  nie jest zbytnio zadowolony z mojej obecności.
- Jesteś zły?- zapytałam.
- A co mam być, cały w skowronkach? Ostrzegałem Cię, sama ściągasz na siebie kłopoty, a teraz i my mamy dzięki Tobie dodatkowe problemy.- warknął.
- Ale co ja zrobiłam?
- No jak to co? Szwendasz się po naszym terenie, przeszkadzasz w interesach, potem mdlejesz i ścigasz na nas uwagę ludzi z którymi nie chcemy mieć do czynienia, a przynajmniej staramy się nie wchodzić im w drogę. Oczywiście Ty musiałaś wszystko spieprzyć!- wykrzyczał poirytowany.
- Przecież ja nigdzie nie chciałam iść! To ty się uparłeś, żeby mnie gdzieś ciągnąć więc nie zwalaj całej winy na mnie!- nie pozostawałam mu dłużna i również wykrzyczałam mu te słowa prosto w twarz.
- Dobra, koniec. Uspokójcie się. Wina leży po obu stronach, Pogódźcie się z tym.- szybko zareagował Paul, dodając po chwili- Męczy mnie tylko jedna rzecz. Julio, co robiłaś w tej okolicy?
- Eee…yyy… hmmm spacerowałam? - po chwili dodając pewnie j- Tak, spacerowałam.
- Dość specyficzne miejsce wybrałaś sobie na spacer. – powiedział z przyjaznym uśmiechem.
- No cóż, lubię specyficzne miejsca. – powiedziałam, jednak po chwili dodałam. – Więc, miło mi się z Wami rozmawiało i w ogóle, ale chciałabym już wrócić do domu.
- No to w czy problem ? Idź. – powiedział z wyższością Drake.
Nie wiedziałam w tym momencie co powiedzieć. Nie rozumiem tego gościa. Wcześniej niby mówił, że chciał być miły i dać mi powód, aby nie przychodzić  do tej części miasta, jednak wyszło z tego co wyszło, faktycznie z mojej winy. Ale prawda jest taka, ze przecież nic mu  nie zrobiłam, więc kompletnie nie wiem o co gościowi chodzi.
- A zastanowiłeś się może nad tym, że nie wiem jak wrócić do domu ? Przecież nie wiem gdzie jestem. – powiedział już znacznie poirytowana tym kolesiem.
- Nie rozśmieszaj mnie. Przecież to już nie mój problem. – burknął Drake.
- Ej, no stary ! Nie przesadzaj. – wtrącił się Paul. Coraz bardzie zaczynam lubić tego chłopaka, jest naprawdę sympatyczny.
- O co Ci znowu chodzi młody ?! Przecież ja jej nie prosiłem o to, aby zapuszczała się w tą część miasta. Fakt, że nie powinienem jej ciągnąć do tego parku, jednak stało się. Już tego nie cofnę. – powiedział.
To chyba było pierwszy raz jak Drake powiedział coś sensownego. Brawo dla niego ! Przeniosłam swój wzrok na siedzących naprzeciwko mnie Alex’a i Martin’a. Wydawali się bardzo mili, jednak można było zauważyć w nich coś mrocznego. Tym bardziej teraz, gdy wpatrywali się we mnie tępo.
- My ją odwieziemy. – nagle usłyszałam. Były to bliźniaki.
Trochę się tego obawiałam, wolałabym wracać z Paul’em, jednak ten chyba się nie kwapił, aby zaproponować taką ewentualność. Dobrze, że chociaż Alex i Martin wpadli na to, aby mnie  podwieźć do domu. Lepsze to niż wracanie nie wiadomo skąd samej i to jeszcze na piechotę.
- Okej, mi pasuje. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło.
- Dobra, to zbieramy się. – powiedział chyba Alex. Jeszcze nie potrafię ich rozróżnić.
Szybko podniosłam się z kanapy z myślą, że pewnie strasznie rozboli mnie głowa. A tu nic. Super, czyli jednak nie jest tak źle, jak mi się wydawało. Powoli zaczęłam się rozglądać dookoła. Pokój w którym się znajdowałam nie był nawet tak źle urządzony, zważając na to, że mieszkają tu chyba sami faceci. Nie był ona wcale taki mały, ale jednak do ogromnych się nie zaliczał. Ściany były koloru ciemnego granatu, ale rozjaśniły go jasne meble. Mniejsza o to, chce już być u siebie, więc zwróciła wzrok w kierunku chłopaków.
- Już tak nie obczajaj wszystkiego, tylko chodź. – powiedział Paul. Wtedy zauważyłam, że wszyscy stali już pod drzwiami wyjściowymi i czekali tylko na mnie.
- No idę już.
Gdy wyszliśmy z domu, chłopcy poszli w kierunku jak mi się wydaje garażu. Po drodze rozglądałam się dyskretnie dookoła. Po chwili weszłam do wielkiego pomieszczenia, które faktycznie było garażem. Stały w nim cztery samochody. Audi, Ferrari i dwa BMW. Mogę im jedynie zazdrościć takich zabawek. Ja posiadam jedynie czarnego Garbusa, nie narzekam na niego. Uwielbiam to autko, jednak nie może się ono równać z tymi pojazdami. Po chwili zauważyłam, że bliźniaki skierowały się w stronę czarnego Audi, więc i ja poszłam za nimi. Gdy już miałam wsiadać do środka, nagle ktoś mnie szarpnął. Był to Paul. Przytulił się do mnie i powiedział ‘do zobaczenia’. Zaskoczyło mnie to trochę, ale był to bardzo miły gest. Wtedy też zauważyłam, że nie ma z nami Drake’a. Może to i dobrze, bo nie wiem czy byłabym w stanie się z nim pożegnać. Wsiadłam do auta i już wiedziałam, ze ciężko mi będzie z  niego wyjść. Ta skóra działa cuda. Po chwili wyjechaliśmy na drogę, wytłumaczyłam chłopakom gdzie mieszkam. Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie, jednak nie przeszkadzało mi to. Dzięki temu mogłam obserwować jaką drogą jedziemy, w sumie nie wiem dlaczego to robiłam, wydawało mi się, ze jest to jedyne fajne zajęcie w tym momencie. Gdy już zatrzymali się pod moim domem, powiedziałam im krótkie ‘cześć’ i już miałam wysiąść.
- Czekaj !- usłyszałam. Wsiadłam z powrotem do auta, a oni siedzieli twarzami skierowanymi do mnie. Trochę mnie to krępowało, bo wpatrywali się we mnie nic nie mówią. Więc postanowiłam przejąć inicjatywę.
- Hmm ?  O co chodzi ?
- A o nic konkretnego. – powiedział kierowca.
- Zastanawiamy się tylko, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. – dokończył drugi.
- Yyy.. Możliwe. Nie wykluczam tego. – odpowiedziałam lekko zmieszana. Ponieważ nie spodziewałam się czegoś takiego. A na ich twarzach po moich słowach zagości szczery uśmiech. To było miłe.
- Taak ?  powiedział, jeden z bliźniaków.
- No to świetnie ! Lubimy widzieć Drake’a wkurzonego, jest wtedy taki zabawny. A Ty najwidoczniej tak na niego działasz,  że nie potrafi być przy Tobie spokojny. – dokończył drugi, śmiejąc się. Aa, czyli już wiem o co im chodzi. Lubią wkurwiać Drake’a. W sumie to jest fajna zabawa i widok, także nie dziwie się im.
- Ha ha ha, bardzo zabawne. – powiedziałam, udając obrażoną.
- Ej, nie denerwuj się. To jest komplement. Uwierz. On chyba jeszcze nigdy nie został potraktowany przez dziewczynę tak jak przez Ciebie. Żadna mu się nie sprzeciwiła. – powiedział chyba Martin.
- No dobrze. – uśmiechnęłam się. – Jednak teraz już muszę iść, rodzice się pewnie martwią, jest już.. No właśnie która jest godzina ?
- No, 3;30.
- Co kurwa ?!
- Oo, nie wiedzieliśmy, ze taka dziewczynka może przeklinać. – powiedzieli razem.
- No bardzo zabawne. Muszę już iść. Pa.
- W taki razie może do zobaczenia. – powiedzieli, znowu razem i uśmiechnęli się promiennie.
Nie wiem co oni mają, że albo dokańczają za siebie zdania, ale mówią wszystko razem. Trochę to dziwne, ale może ich usprawiedliwiać to, że są bliźniakami. Gdy wysiadłam, szybko pobiegłam do domu. Cicho weszłam, mając nadzieje, że wszyscy śpią. Nie udało się. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, a koło mnie już znajdowali się rodzice.
-Julia ! Gdzie Ty byłaś ?! – powiedziała mama. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Och, nie dostaliście ode mnie sms’a ? Napisałam Wam, że spotkałam Annie, moją starą koleżankę i że idziemy do kawiarni. Jednak trochę się nam przedłużyło i poszłyśmy do niej, bo mieszkała blisko, a teraz mnie odwiozła, bo nie chciałam jej sprawiać kłopotów i zostawać na noc. Przepraszam, że tak wyszło.
- Dobrze, ale już więcej tak nie rób. – powiedział surowo tata. Nie martwiłam się, że mogą tego nie kupić, bo nigdy nie kłamałam i zawsze byłam przykładnym dzieckiem i nie mieli ze mną żadnych problemów.
- W takim razie idę do siebie. Dobranoc. Kolorowych snów. – powiedziałam słodko i uściskałam rodziców i skierowałam się do mojego pokoju.
Gdy już weszłam do pokoju wiedziałam co najpierw zrobię. Wezmę prysznic. Wszyscy uważają, że ta czynność jest odprężająca i fakt, mogę się z tym zgodzić, jednak mi np. ta czynność w ogóle nie pomaga w rozmyślaniu, ja po prostu relaksuje się i zapominam o wszystkim, a to w moim przypadku jest bardzo ważne. Tym bardziej, że dzisiaj prawie spotkałam JEGO. On zniszczył moje życie. I nigdy mu nie wybaczę tego. NIGDY. Ale już mniejsza o to, nie mogę wiecznie się załamywać i być ciągle wystraszoną dziewczynką. To już nie dla mnie, przynajmniej uważam tak po spędzeniu dzisiejszego dnia. Tak, to jest to. Ekscytacja, adrenalina, życie, które jest dla mnie zakazanym owocem. Nigdy, ale to przenigdy nie sądziłam, że coś takiego zwróci moją uwagę, że zacznie mnie w jakiś sposób pociągać. A tu patrz, stało się. Z jednej strony się cieszę, bo w końcu wydaje mi się, że mogę zrobić coś w życiu poza użalaniem się nad sobą. Jednak patrząc z innej perspektywy nie wiem czy będę miała możliwość uczestniczenia w takim życiu. To znaczy mogłabym znowu iść w to samo miejsce co parę godzin temu, jednak nie mogę być w 100% pewna, że ONI znowu tam będą, że znowu będę mogła spędzić z nimi choć trochę czasu, nie mam tej cholernej pewności. A to mnie w jakiś sposób zabija od środka. Muszę coś wymyślić, muszę. Ale teraz jednak jest już najwyższy czas na sen, bo o 10 przychodzi Pani Morrison ze swoim ciepłym nastawieniem. Och, wkurza mnie to już, ileż można mieć tak niesamowity humor. No ile ?! Dziwi mnie to, że policzki ją nie bolą, od tego ciągłego uśmiechu. Popatrzyłam na zegar na ścianie, który wskazywał już 4;30. Wydaje mi się, że czas iść spać. Stwierdzam, że domowe nauczanie ma dużo plusów, nie trzeba wstawać tak bardzo wcześnie, a by przyszykować się na 8 do szkoły. Można na zajęcia wyskoczyć w samym dresie, bo co obchodzi nauczycielkę w co jesteś ubrana, a normalnie w szkole już by Cię ocenili, jak dziewczyna  tak dobrego domu może przyjść do szkoły w dresie. Dla mnie było to zawsze jakieś nie porozumienie. Jednak taka jest rzeczywistość, ludzie są płytcy. Nic na to nie poradzimy, świata nie zamierzam zmieniać.  To nie jest moje zadanie. Ale wydaje mi się, że ludzie powinni zauważyć, że świat nie kreci wokół kasy i sławy, są ważniejsze sprawy na świecie o które trzeba zadbać. Oni jednak tego nie widzą, są zapatrzeni w swój mały świat, który otoczony jest mydlaną bańką która kiedyś pęknie i okaże się, że życie nie jest tak kolorowe jak im się wydawało. Ja już tego doświadczyłam i naprawdę nikomu tego nie polecam. To boli, gdy okazuje się, że świat w którym żyjesz jest całkiem inny niż Ci się wydaje, że ludzie którymi do tej pory się otaczaj nagle znikają. I już nie wrócą, to najbardziej boli. Ta świadomość, że zostaje się na świecie samym, mimo, że w koło otaczają Cię ludzie. Wtedy liczy się tylko, aby każdy następnym dzień mijał bez zbędnych problemów, pytań jak się czujesz. To nie pomaga, to pogarsza sytuacje. Więc lepiej jest wziąć się zamknąć i dać komuś po prostu odetchnąć. Jeśli nie prosi o pomoc, nie narzucaj się. Ja jestem taką osobą, która lubi załatwiać sprawy indywidualnie, zawsze taka byłam, jednak wiele osób nie potrafi tego zrozumieć, a co najgorsze zaakceptować. Z czasem idzie się przyzwyczaić, że każdy chce Ci pomóc, a Ty niestety musisz tą pomoc przyjąć, aby nie urazić jedynych osób do których możesz się odezwać w ciąg dnia. To jest uciążliwe. Niestety nic na to nie poradzę. Dzięki tym rozmyślaniom w końcu zrobiłam się zmęczona  mogłam zapaść w błogi sen. Rzadko mi się to zdarzało ostatnimi czasy.
Rano obudziłam się nad wyraz wypoczęta, tryskałam energią i naprawdę wspaniałym nastawieniem. Szybko podniosłam się z łóżka i pognałam do łazienki, zerkając miedzy czasie na zegar, została mi godzina do przyjść nauczycielki. Po dokonaniu porannej toalety, weszłam do pokoju w ręczniku i skierowałam się do mojej szafy. Wybrałam bieliznę, czerwone szorty i zwykły biały T-shirt. Po tym zeszłam na dół i pierwszy raz od dłuższego czasu zjadłam śniadanie. Były to zwykłe płatki z mlekiem, ale to zawsze coś. Gdy włożyłam do zlewu pustą już miskę, usłyszałam dzwonek o drzwi. Podeszłam do nich skocznym krokiem i z wielkim uśmiechem przywitałam Panią Morrison.
- O mój Boże ! Julia, co Ci się stało ? – zapytała kobieta zdziwiona wchodząc do domu i kierując się do salonu.
- Och, proszę Pani. W końcu się wyspałam i mam dobry humor. – odpowiedziałam ciągle się uśmiechając.
- Kochanie, to do Ciebie nie podobne. Na pewno nic Ci nie jest ? – zapytała zmartwiona.
- Ha ha ha, naprawdę ze mną w porządku. Przejdźmy już do zajęć. Chce je jak najszybciej skończyć.
- Pewnie, nie ma sprawy. – odpowiedziała.

*

Dzisiaj lekcje skończyłyśmy wcześniej, bo moja nauczycielka musiała gdzieś jechać ze swoim synem. Nie przeszkadzało mi to, będę mieć więcej czasu dla siebie. Jednak Pani Morrison musiała u mnie zaczekać na chłopaka, bo miał ją odebrać.
- Julio, czy mogę skorzystać z toalety ? – zapytała kobieta.
- Pewnie, nie ma problemu. Na końcu korytarza z prawo. – odpowiedziałam z uśmiechem.
O Boże, naprawdę mam dzisiaj dobry humor, to do mnie nie podobne. Ale cóż, powinna się nie przyzwyczajać, bo taki dzień może już się nie zdarzyć. Oglądałam gazetę popijając sok pomarańczowy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Nauczycielka jeszcze nie wróciła z toalety, więc powędrowałam do drzwi wiedząc, że to na pewno syn tej kobiety, bo ja nikogo innego się nie spodziewałam. Gdy otworzyłam to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
- Julia ?!

-Drake ? – o mój Boże, nie wierze. 



***
Serdecznie proszę o opinie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz