piątek, 28 czerwca 2013

ROZDZIAŁ CZWARTY

W co ja się do cholery wpakowałam. Ja to zawsze mam pecha, nie sądziłam, że Drake może być aż tak podły i wymyślić coś tak okropnego i niebezpiecznego. Czy on naprawdę chce, abym odebrała komuś życie ?
- Co masz dokładnie na myśli ? – powiedziałam cichym głosem.
- Julio, masz zabić dla nas chłopaka, który nie wywiązał się z interesów. – powiedział to tak lekko, jakby to nie było nic poważnego. Kurwa !
- Yyy, nie masz nic innego dla mnie, nie mogę mieć jakiegoś wyboru czy coś ? – zapytałam z nadzieją.
- Chcesz należeć do naszej grupy czy nie ?
- Chce – odpowiedziałam bez chwili zawahania.
- Więc to będzie najlepszy sprawdzian dla Ciebie, ponieważ tym się właśnie zajmujemy.
- No dobrze, zrobię to. – nagle wypłynęło to zdanie z moich ust. Nie spodziewałam się, że będę wstanie o tym pomyśleć, a co dopiero powiedzieć to na głos. Było widać, że Drake’a też to zaskoczyło, tak samo jak mnie.
- Zrobisz to ? – zapytał, nie do końca pewny czy mówię prawdę.
- Tak Drake, zrobię to.
- Och, chyba bardzo zależy Ci na tym, aby należeć do naszego gangu. – zaśmiał się. Gang, jak to w ogóle brzmi, tak podniecająco. Co ?! Nie, wcale tak nie myślę. Nie, owszem myślę tak. Nie poznaje już samej siebie.
- Mniejsza z tym, gdzie mam to zrobić ?
- To nie będzie takie proste, że tylko podejdziesz i strzelisz kolesiowi kulkę w głowę. Będziesz z nim musiała najpierw porozmawiać, postraszyć, a dopiero wtedy strzelić. Uwierz, to jest gorsze.
- Och..
- Dalej chcesz to zrobić ?
- Umm.. T-tak. – zająkałam się. Kurwa, dam radę, nie jestem jakimś mięczakiem. Ale zaś, będę musiała odebrać komuś życie, tak cenną rzecz.
- Ok, no to chodźmy.
- Gdzie ?
- No chyba nie myślałaś Julio, że to stanie się tutaj. Nie mam ochoty wylądować z więzieniu do końca życia. – zaśmiał się ponuro.
- Ach, no tak. Rozumiem.
- Jeszcze tylu rzeczy nie wiesz o tym świecie, jesteś taką małą zagubioną dziewczynką, która marzy o wyrwaniu się ze swojego pałacu i zbuntowaniu się rodzicom, aby już nie myśleli, że jesteś słodką dziewczynką. Trafiłem ? – przez chwilę trawiłam jego słowa, postanowiłam w końcu się odezwać.
- Nie, nie trafiłeś. – powiedziałam pewnie, a jego oczy się momentalnie rozszerzyły, ale szybko to ukrył.
- Ściemniasz. – odezwał się szybko.
- Nie Drake, nie żartuje. To nie jest tak jak myślisz. – wkurzyłam się już trochę, nic o mnie nie wie,  a od razu ocenia, pieprzony dupek.
- To jak jest ? – nie wiem czy chce mu to powiedzieć, ale jeśli mu tego nie powiem to wiem, że nie odpuści.
- W jednym mogę Ci przyznać rację, chcę się wyrwać z mojego domu. – powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, mówiący sam za siebie, że jednak się nie mylił. – O nie kochaniutki, nie myśl sobie, że masz racje. To nie jest tak, że chce się zbuntować przed rodzicami, oni dobrze wiedzą, że nie ma mnie w domu w tej chwili, ponieważ wychodzę tak już od 2 miesięcy. Wychodzę z domu, aby zapomnieć, a tylko te spacery dawały mi ulgę. Nie pomagały całkowicie, ale było lepiej. Jednak gdy spotkałam Waszą grupę było jeszcze lepiej, nie miałam już koszmarów, mogłam spać spokojnie. To pomogło, aby zapomnieć. – widać było, że chłopak nie wie co powiedzieć, zamurowało go. Sama się sobie dziwie, bo jest on pierwszą osobą, której tak dużo zdradziłam o sobie. Powinien się cieszyć.
- Co się stało ? – popatrzyłam na niego pytająco. Westchnął. – No co się stało, że chcesz zapomnieć i co chcesz zapomnieć ?
- O nie, tego Ci już nie powiem. Za dużo już wiesz.
- No dobrze, chodźmy, bo się spóźnimy.
Szliśmy z jakieś 15 min znowu w nieznanym mi kierunku. Ten chłopak musi dobrze znać te tereny, w sumie nie dziwie się temu, musi znać miejsca w którym pracuje, jeśli można w ogóle nazwać to pracą.
- Brałeś kiedyś, czy tylko handlujesz ? – zapytałam nagle.
- Umm, co ?
- No pytam się, czy brałeś kiedyś narkotyki.
- Aaa, nie. Nie brałem i nie biorę. Jedynie je rozprowadzam.
- A któryś z chłopaków ?
- Coś Ty taka ciekawska ? – nie odpowiedział mi na moje pytanie. Uch, irytuje mnie.
- Bo chce coś o Was wiedzieć, no. To takie trudne do zrozumienia.
- Paul.
- Co Paul ?
- On brał, ale pomogliśmy mu z tego wyjść. To jest gówno, nie warto się w tym zatracać.
Nie mogę uwierzyć, że ten słodki Paul brał narkotyki. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała, już szybciej po Drake’u. A tu takie zaskoczenie.
- Dobrze postąpiliście. – powiedziałam z uznaniem, a chłopak w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął.
- Jesteśmy. – rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w jakiś ruinach, może to był kiedyś jakiś dom, nie mam pojęcia.
- Dobra i co teraz ? – coraz bardziej się stresowałam.
- Czekamy na chłopaków.
- Naprawdę ? Nie możemy tego załatwić we dwójkę ? – zapytałam.
- Nie, nie możemy.
- Ale dlaczego ?
- Boże, jaka Ty jesteś upierdliwa. Bo jesteśmy gangiem, bo takie sprawy załatwiamy wspólnie.
- To brzmi sensownie.
- No co Ty ciekawego powiesz…
- No już się ze mnie nabijaj, dobrze ? – uśmiechnęłam się.
- Nie, to fajna sprawa. – zaśmiał się głośno i irytująco.
- Och, na co ja w ogóle liczyłam, przecież to jest dupek. – mamrotałam pod nosem.
- Słyszałem Julio.
- No, no.
Wtedy dołączyli do nas bliźniaki, Paul i jeszcze jakiś koleś. Zdałam sobie sprawę, że to będzie moja ofiara. Przecież będę mieć tego chłopca do końca życia na sumieniu. Nie da mi to żyć, no nie żeby teraz mi się jakoś super świetnie żyło, ale wydaje mi się,  że życie z poczuciem winy nie jest najprostsze.
- To jest Raul. – z rozmyślań wyrwał mnie głoś Paul’a.
- Raul, masz może pieniądze, które obiecałeś, że na dzisiaj już dostarczysz ? – zapytał się chłopaka Drake.
- Nie, nie mam. Ale za tydzień już będą, na pewno. – za[ewniał.
- Cały czas ta sama śpiewka. – odezwały się bliźniaki.
- Ale nie tym razem. Oddam Wam. Obiecuje. – odezwał się niepewnie Raul.
- Już nam to wiele razy obiecywałeś i co ? Nic. – powiedział Paul.
- A wiesz co to oznacza ? – Drakę uśmiechnął się chytrze. Zaczął mnie trochę przerażać, ale muszę wziąć się w garść.
- Nie zabijaj mnie. – błagał chłopak.
- Och, ja Cię nie zabije. Ona to zrobi. – wskazał na mnie.
- Cześć. – powiedziałam niepewnie w kierunku Raul’a.
- Co ? Żartujecie sobie ze mnie ?
- Nie. – powiedział surowo najprawdopodobniej Alex.
- Ma mnie zabić laska ? I to jeszcze taka, która wygląda jakby się bała własnego cienia. Nie rozśmieszajcie mnie. – powiedział rozbawiony.
- To Ty nie rozśmieszaj Nas, tylko siadaj. – Martin wskazał krzesło. Przynajmniej będę na równi z nim, to może mi pomóc.
Raul skulony siadł na krześle, a ja dostałam od Drake’a broń. Była cholernie ciężka i strasznie nie poręczna. Ciężko mi się ją trzyma. Zaczęłam ją oglądać dookoła, była tak brutalna ? Tak, to odpowiednie słowo. Zauważyłam, ze każdy się na mnie patrzy.
- Umm, Drake ?
- Tak ?
- Jak mam ją trzymać, jedną czy obiema rękami ? – zapytałam.
- Jak Ci będzie wygodniej. To zależy od Ciebie.
- Co ? – zapytał Raul. – Ona nigdy nie miała broni w ręku ? No bez jaj ! Coś takiego mnie ma zabić..
- Ej, nie przeginaj. – powiedziałam już znacznie poirytowana.
- Bo co mi zrobisz ? Przecież nie strzelisz, za słaba jesteś. – wyśmiał mnie. Wkurwiłam się już na dobre.
- Nie żartuj sobie ze mnie ! Nie wiesz na co mnie stać, kolego. – wykrzyczałam.
- Nie boję się Ciebie.
- A powinieneś. – podeszłam do niego gwałtownie i stanęłam przed jego twarzą z wystawioną bronią naprzeciwko jego czoła. Przez sekundę się zawahałam, ale słowa Raul’a utwierdził mnie w tym, że jest ostatnim chujem mówiąc:
- No strzelaj suko, strzelaj ! – krzyknął, a ja pociągnęłam za spust.
Kurwa, zrobiłam to. Naprawdę to zrobiłam, ale oprócz huku i płaczu nie słyszałam nic. Popatrzyłam w dół na Raul’a, który powinien być martwy, a ten tylko płakał. Dlaczego on żyje ? Strzeliłam jeszcze raz. Nic. Co jest kurwa ? Odwróciłam się zdezorientowaniu do chłopaków. A oni tylko stali i patrzyli się na mnie równie zdezorientowani jak ja.
- O co tu do cholery chodzi ? Czy nie miałam zabić tego kolesia ?
W zamian ostałam tylko ciszę, nic poza tym. Wkurwiało mnie tylko to łkanie tego gościa.
- Och zamknij się Raul ! Przecież żyjesz, czego się mażesz ?
Znowu cisza. Nosz kurwa !
- Może się łaskawie któryś odezwie ?! CO. TO. MIAŁO. BYĆ ?! – wycedziłam wściekła.
- My.. umm.. – zająkał się Paul.
- Co Wy ?
- Strzeliłaś.. – powiedział Drake.
- Tak, strzeliłam. Mówiłam, że podołam zadaniu, ale jak zwykle nikt we mnie nie wierzy. Mam rozumieć, ze wygrałam zakład, tak ?
- Strzeliłaś. – powtarzał z niedowierzaniem Drake.
- No i widzisz, dobrze, ze wpadłem na to, aby dać jej ślepaki. – powiedział Paul.
- Co ? Dlaczego ? – zapytałam.
- Bo nie poradziłabyś sobie z wyrzutami sumienia, nie jesteś jeszcze psychicznie gotowa na taki krok. Chodź może jednak jesteś, po tym co nam właśnie zaprezentowałaś.
- Nie wiem co powiedzieć. – zarumieniłam się. – Chociaż nie, wiem.  WYGRAŁAM ZAKŁAD. DRAKE JEST FRAJEREM. WYGRAŁAM ZAKŁAD. – latałam jak oparzona wokół chłopaków krzycząc.
- Och, daj już spokój Julio. Wygrałaś. A teraz chodźmy.  – powiedział Drake.
- Gdzie chodźmy ? – powiedziałam uradowana.
- Do Naszego domu, od dzisiaj i Twojego. – otworzyłam buzię ze zdziwieniem.
- Aha. – na nic innego nie było mnie stać. Już odchodziliśmy, gdy:
- A co ze mną ? –powiedział Raul, na szczęście już się uspokoił.
- Masz czas do jutra. Jeśli nie zdobędziesz pieniędzy, jutro już tak nie będzie kolorowo jak  dzisiaj. Radzę Ci zebrać kasę. – powiedział Drake, po czym wyszliśmy i zostawiliśmy Raul’a samego.
Przed ruinami stały dwa auta, Audi, którym już jechałam i Ferrari. Bliźniaki wsiadły do Audi razem z Paulem, a Drake kierował się do Ferrari. A ja stałam jak wryta nie wiedząc co mam zrobić.
- Idziesz ? – zapytał Drake, machając ręką, abym poszła za nim.
- Tak, tak. Idę.
W aucie panowała grobowa cisza. Siedziałam ma miejscu pasażera. Zakochałam się w tym aucie, jednak nie można go porównać do Audi. To jest kosmos. Biała skora, ogrzewane fotele. Cudo !
Mogłabym się zachwycać tym autem latami, stwierdzając, że sprawię sobie kiedyś takie. O tak, na pewno sobie takie kupie. Po paru minutach byliśmy już w domu chłopaków, od teraz jest to też mój dom. Jednak nie mogę zostawić rodziców, co ja im powiem. Nie mam żadnej przyjaciółki, żeby ściemnić im, ze zamieszkam z nią. Będą prowadzić podwójne życie. Tak ! To brzmi super ekstra. Jestem taka podniecona tym wszystkim, że nawet nie zorientowałam się, że już jestem w pokoju i siedzieć na kanapie. Sytuacja sprzed paru dni wraca, wszyscy siedzą i gapią się na mnie.
- No co ? – zapytałam.
- Wiesz, nie sądziliśmy, że będziesz w stanie strzelić. – powiedział Alex. Już chyba ich rozróżniam, ten zawsze zaczyna zdanie.
- Nie przygotowaliśmy się na to, że jednak możesz strzelić. – dokończył Martin.
- Możecie mi po prostu powiedzieć coś o Was ? Czym się dokładnie zajmujecie. I takie tam. – powiedziałam podekscytowana.
- Najpierw Ty. – powiedział Drake.
- Och, co chcecie wiedzieć ?
- Wszystko. – powiedział Paul, uśmiechając się promiennie.
-Jestem Julia Davonne, mam 17 lat. Mieszkam na przedmieściach. Nie mam znajomych. Siedzę całymi dniami w domu.
- A dlaczego masz indywidualny tok nauczania ? – zapytał Drake.
- Bo chciałam.
- Tylko tyle ? – męczył mnie dalej.
- Nie chce o tym rozmawiać, to trudne dla mnie.
- To jest ta sprawa, o której mówiłaś wcześniej ?
- Tak. – odpowiedziałam krótko.
- Nam możesz powiedzieć co się stało, każdy z Nas ma swoja  historię.  – powiedział Paul.
- No dobrze. Od dwóch miesięcy mam indywidualne nauczenie, bo straciłam moją jedyną i najukochańszą przyjaciółkę pół roku temu.
- Wyprowadziła się ? – zapytał Alex.
- Nie, choć wolałabym takie rozwiązanie tej sytuacji. – w oczach zaczęły wzbierać się łzy. Był to bardzo trudny temat dla mnie, ciężko mi się o tym rozmawiało.
- To co się z nią stało ? – usłyszałam Martina.
- O-ona nie ży-yje. – wyjąkałam.
Wszystkie oczy skierowały się na mnie, nie wytrzymałam, łzy zaczęły wypływać z moich oczu niczym strumień wody. Nie mogłam tego powstrzymać, jest to pierwszy raz gdy rozmawiam o tym z kimkolwiek.
- Ale jak to nie żyje ? Była chora ? – zapytał Paul.
- Nie, została potrącona przez samochód, byłam tam z nią wtedy. Auto nadjechało z jej strony i to w nią najmocniej uderzyło, ja jedynie miałam złamaną rękę i lekkie wstrząśnienie mózgu. Ale Lili… - zrobiłam małą przerwę. - nie przeżyła. Byłabym w stanie oddać za nią moje życie. Była jedyną osobą, która mnie rozumiała, która mi pomagałam każdego dnia, była moją podporą. A teraz jej nie ma.
- A wiadomo, kto ja potrącił ? – wtrącił się Drake, gdy spojrzałam na niego, widziałam współczucie w jego oczach.
- N-nie. – zawahałam, choć dobrze wiedziałam kto to zrobił. – Nie chce już o tym rozmawiać. To trudne dla mnie.
- Dobrze, rozumiemy Cię. – powiedziały bliźniaki.
- Dziękuje. – westchnęłam. – A teraz chciałabym usłyszeć coś o Was.
- Ok, to może Ci się przedstawimy ? – powiedział Paul.
- Spoko. – uśmiechnęłam się lekko.
- Więc, ja jestem Paul West i mam 18 lat. Bliźniaki to Alex i Martin Night i mają po 20 lat. Jak nazywa się Drake to już wiesz, z tego co ja wiem, mogę jedynie dodać, że nie jest z nas najstarszy, bo ma 19 lat, ale uważa się za Boga.
- Ej koleś ? Co to miało być ? – zapytał się oburzony Drake.
- Szczera prawda kumplu. – odpowiedział z wielkim uśmiechem Paul.
W tej chwili już nie myślałam o Lili, skoncentrowałam się na tym co mają mi do powiedzenia chłopcy. Udało im się nawet mnie rozśmieszyć, a uwierzcie, już dawno się nie śmiałam.
- To może teraz mi opowiecie jak znaleźliście się razem w gangu. – powiedziałam podekscytowana.

- Dobrze, to może my opowiemy swoją historię najpierw. – odezwał się Alex z Martinem. 

***
Byłoby mi bardzo miło jeśli napisalibyście mi swoje opinie. 
Nie wiem czy mam coś zmieniać czy może nie. :)

wtorek, 25 czerwca 2013

ROZDZIAŁ TRZECI

No nie wierze,  że Drake jest synem Pani Morrison. Jak taki nieprzyjemny typek może mieć tak miłą matkę. Nie żebym nagle jakoś specjalnie ją polubiła, ale to i tak niemożliwe żeby dwie tak różne od siebie osoby były ze sobą spokrewnione. No nie wiarygodne.
- Ty jesteś synem mojej nauczycielki ? – zapytałam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ty jesteś uczennicą mojej mamy ? – odpowiedział pytaniem.
- No raczej. – powiedziałam już w tym momencie śmiejąc się głośno. Wtedy dołączyła do nas kobieta, lekko zdezorientowana.
- A co tutaj się dzieje ? Znacie się może ? – zapytała
- Tak. Nie.– powiedziałam razem z Drake’iem różne odpowiedzi, co było trochę dziwne. 
- Nie mamo, nie znamy się. – powiedział chłopak posyłając mi znaczące spojrzenie.
- Och faktycznie, musiałam Cię z kimś pomylić. – odpowiedziałam. Wiedziałam, że gdybym zaprzeczyła miałabym ogromne kłopoty. Teraz to do mnie dotarło, że nie miałabym jak wytłumaczyć tego skąd się znamy, bo zapewne mama Drake’a nie ma pojęcia czym jej syn się zajmuje.
- Mamo, możemy już jechać, śpieszę się trochę. – powiedział chłopak.
- Tak, tak. Chodźmy. Do zobaczenia w poniedziałek Julio.
- Oczywiście, do zobaczenia. – odpowiedziałam uśmiechając się, kierując słowa bardziej w stronę Drake’a niż jego mamy. Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie. Zaśmiałam się lekko. Gdy nauczycielka już wyszła z domu i była wystarczająco daleko usłyszałam:
-Nie, nie zobaczymy się więcej. – powiedział oburzony.
- Ale dlaczego ?
- Bo nie nadajesz się do tego.
- Do czego ? Jestem wszechstronnie utalentowana. – odpowiedziałam z wyższością.
- Ale na pewno nie potrafisz robić tego co my.
- A skąd ta pewność. Mogę Wam to udowodnić.
- Ha ha ha, nie rozśmieszaj mnie.
- Zakład ? – powiedziałam pewnie. Choć to było do mnie niepodobne, wierzyłam, a w sumie chciałam w to wierzyć, że podołam temu zakładowi i że nadaje się to tego, cokolwiek to było.
- Och, naprawdę ? Chcesz się zakładać ? Nie ma sprawy, ale wiedz, że przegrasz.
- Nie byłabym tego ta pewna. Dam radę, a jak wygram to dowiem się wszystkiego o Was i będę mogła wstąpić do Waszej grupy. – powiedziałam zadowolona z siebie.
- A co będzie jeśli przegrasz ? Co My będziemy mieli z tego ? Bo to, że nie pokarzesz Nam się już na oczy nie wystarczy.
- Hmm, pomyślmy. – Nie wiedziałam kompletnie co mogłabym im zaproponować. Jedyne co mam to kasa rodziców.
- Pieniądze.
- Co ? – powiedział zdezorientowany chłopak.
- Dam Wam pieniądze, ile chcecie ?
- To nie dorzeczne, bo ile jesteś w stanie nam dać, 100 czy 200 dolarów ? – powiedział rozbawiony.
- O i tu byś się zdziwił kolego. Nie widzisz w jakim ja domu mieszkam ? – I wtedy chłopak zaczął się rozglądać i załapał o co mi chodzi.
- No faktycznie. – odpowiedział, lekko zmieszany.
- 2 000$ wystarczy ?
- Uch, pewnie. – Wtedy usłyszeliśmy wołanie Pani Morrison. – Muszę już iść. Przyjdź jutro tam gdzie się spotkaliśmy za pierwszy razem, o 20. Ubierz się na czarno. Do zobaczenia. – powiedział i szybkim krokiem udał się do samochodu.
O Boże, w co ja się wpakowałam. O mój Boże ! Jestem idiotką !
To już oficjalne. Mam problemy z mózgiem. Czy ja w ogóle nie myślę?! Co ja niby będę z nimi robić? Lepiej! Czym oni się zajmują? Mnóstwo pytań, szkoda tylko, że na żadne z nich nie mam odpowiedzi. Ale wszystkiego się dowiem, muszę tylko poczekać do jutra… Jak wytrzymam tyle czasu?! Pójdę tam jeszcze dzisiaj. O tak! Nie, to głupi pomysł. Jeśli pójdę tam dzisiaj, Drake znowu się zdenerwuje i tylko skomplikuje sprawę. Już sama nie wiem co robie.
Skierowałam się do salonu, chciałam pooglądać telewizję, może dzięki temu zajmę czymś swoje natrętne myśli.
                Oczywiście na moje nieszczęście w tv nie leciało nic specjalnego, nie jestem dziewczyną, która potrafi całymi dniami siedzieć i oglądać durne seriale.  Więc swój wolny czas spędziłam słuchając i śpiewając piosenki, które puszczali na kanałach muzycznych. Lepsze to niż nic. Tak przewegetowałam dopóki moi rodzice nie wrócili do domu. Jest piątek, więc zazwyczaj wracają wcześniej. Pewnie się dziwicie dlaczego siedzę w domu a nie wychodzę gdzieś ze znajomymi. Cóż, nie posiadam znajomych. Kiedyś tak nie było, miałam jedną przyjaciółkę. Była ona jedyną osobą, której mogłam bezgranicznie zaufać, ale jej już nie ma.  Gdy przyszli rodzice, zjadłam z nimi kolację i poszłam do swojego pokoju. Nie miałam potrzeby, aby wchodzić na jakiekolwiek portale społecznościowe, więc nawet nie włączałam mojego laptopa. Stwierdziłam, że może poczytam i jakoś czas mi szybciej zleci. Wzięłam z półki przypadkową książkę, ale nie doszłam nawet do pierwszego rozdziału gdy zasnęłam. Nic mi się nie śniło, spałam spokojnie. Znowu. Cieszy mnie to, ponieważ każda noc wypełniona koszmarami była gorsza nawet od samotnego spędzania każdego dnia. Wykańczała fizycznie, ale i psychicznie.
                Obudziłam się wczesnym rankiem. Udałam się do łazienki, wykonałam tam poranne czynności i ubrałam się w dres. Stwierdziłam, że i tak nie mam co robić, więc może zrobię niespodziankę rodzicom i przygotuje im śniadanie. To będzie miłe i pokaże im, że jest już lepiej, że nie muszą się już o mnie tak bardzo martwić. To był dobry pomysł. Zeszłam na dół, byłam jedyna osobą, która nie spała co bardzo mi ułatwiało zadanie. Przygotowałam jajecznicę, bo wiem, że to jest ulubiony posiłek mojego taty, mógłby go jeść na śniadanie, obiad i kolację, to taki obżarciuch. Natomiast dla mojej mamy zrobiłam tosty, bo dba o linie, co jest dla mnie dziwne, bo jest śliczna, ma naprawdę dobrą figurę i gdyby jadła co popadnie wyglądałaby tak samo. Mama nawet nie musi chodzić na siłownie ani nic, bo w pracy ubiega jak się nigdzie indziej i może dlatego ma taka dobrą formę. Bycie właścicielka centrum handlowego jednak do czegoś zobowiązuje.
                Przygotowałam wszystko perfekcyjnie, jednak wszyscy dalej spali, nawet mój mały brat, co jest dziwne, bo ma 4 lata i zazwyczaj wstaje przede mną. Postanowiłam, że zrobię im miłą pobudkę. Poszłam najpierw do pokoju Matthew, gdy weszłam siedział na łóżku i bawił się autkami. Mówiłam, że on nie należał do śpiochów, ale był strasznie spokojnym dzieckiem i potrafił zająć się sobą, aby nie przeszkadzać innym. To jest bardzo pomocne.
- Hej chłopczyku. Jak się spało ? – zapytałam słodkim głosem.
- Jul ! – pisnął i podleciał do mnie. Przytulił mnie mocno, już nie pamiętam kiedy ostatnio bawiłam się z Matt’em. Zaniedbałam mojego małego braciszka. Strasznie go kocham, a jednak od dłuższego czasu się z nim nie bawiłam. Zawsze zwałam to na to, że chodzi do przedszkola, a rodzice odbierali go bardzo późno i gdy już przychodził, zjadał kolacje i od razu szedł spać. Jednak teraz zamierzam to nadrobić.
- Kolego, pomożesz mi obudzić rodziców ? – powiedziałam, a on tylko skinął główką i już go nie było w pokoju.
Szybko pobiegłam za nim, gdy weszłam do sypialni rodziców młody już siedział między nimi i szturchał ich, aby się obudzili. Gdy w końcu podnieśli się i zauważyli, że również znajduje się w pokoju zdziwili się trochę.
- Chodźcie szybko, bo śniadanie Wam wystygnie. – powiedziałam i zeszłam na dół. Myślę, że ich zaskoczyłam.
Powędrowałam na dół i czekałam na moich rodziców i brata powoli zjadając moją kanapkę. Po chwili ujrzała ich, tak jak myślałam, lekko zdezorientowanych. Zasiedli w ciszy na swoich miejscach, popatrzyli się po sobie i zaczęli jeść. Gdy skończyli, usłyszałam:
- Kochanie, to było pyszne. – powiedział tata.
- Dziękuje, starałam się. – uśmiechnęłam się.
- Julio, to my dziękujemy. – usłyszałam od mamy. To było bardzo miłe.
- Nie ma za co. Wezmę teraz Matthew na spacer, dobrze ?
- Oczywiście, skarbie. – powiedziała mama.
Zagarnęłam małego na górę, pomogłam mu się ubrać i powiedziałam, aby przez chwile się pobawił, gdy ja się będę przebierać. Z tego co widziałam przez okno, było ość ciepło, więc ubrałam szorty do kolana i bokserkę, uczesałam włosy w koka, to będzie najwygodniejsze przy zabawie z młodym.
Po jakiejś godzinie znaleźliśmy się z Matt’em na placu zabaw. Pobawiłam się z nim chwilę, zjeżdżając wraz z nim na zjeżdżali, huśtając i biegając w kółko.  Nie miałam tyle energii co mój brat, więc postanowiłam usiąść na ławce, a ona pobiegł do piaskownicy. Obserwowałam go jak zaczyna bawić się z dziewczynką, wydaje mi się, że byli w tym samym wieku. Nagle zauważyłam, że dosiada się do mnie jakiś chłopak.
- Cześć. – powiedział uśmiechając.
- Hej. – odpowiedziałam, lekko zmieszana. Na pewno go nie znałam, a nie jestem osobą, która umie łatwo i szybko zawierać znajomości.
- To Twój brat ? – nagle się odezwał, wskazując na Matthew.
- Tak.
- Aha, a ta dziewczynką co się z nim bawi to moja siostra, Sonny. A ja jestem John. Miło mi.
- Och, ja jestem Julia. – powiedziałam lekko zmieszana.
- Więc, pierwszy raz Cię tu widzę, a bywam tu codziennie, dzięki mojej siostrze. Przeprowadziłaś się dopiero ? – zapytał.
- Nie, mieszkam tu od urodzenia. – zachichotała. O mój Boże, zachichotałam jak durna lala. – Po prostu wcześniej nie miałam okazji tutaj przyjść.
- Każda pora jest dobra by to zmienić. – uśmiechnął się do mnie promiennie.
- A to prawda. – odwzajemniłam gest.
Zapadła niezręczna cisza, która trwała przez parę chwil, dopóki nie przybiegł do nas Matt.
- Hej kolego, co jest ? – zapytałam.
- Jul, głodny jestem.
- Och, to chodź, pójdziemy coś zjeść. – poderwałam się szybko i już miałam odchodzić, gdy zorientowałam się, że zachowałam się trochę niekulturalnie, ponieważ jednak rozmawiałam z tym chłopakiem i wypadałoby się pożegnać.
- Wiesz, my już musimy iść. Więc… pa. – powiedziałam i odeszłam, nie czekając na odpowiedź.
- Poczekaj ! – zawołał.
- Co się stało ?
- Moglibyśmy Wam towarzyszyć, to znaczy ja i Sonny ?
- Umm.. – nie wiedziałam co powiedź, wiec zerknęłam na mojego brata i zauważyła, że już stał z dziewczynką i o czymś zawzięcie dyskutowali. – Pewnie, chodźcie.
Tak szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia dlaczego się zgodziłam, aby John z siostrą poszli z nami. Przecież ja nie wiem o czy mam z nim rozmawiać. Szliśmy tak przez chwilę, aż dotarliśmy do Subway’a. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, jedynie ze swoim rodzeństwem. Gdy weszliśmy do środka zdziwiłam się, że było tu tak mało ludzi, zawsze przewijało tu się dziesiątki osób na minutę. Dla nas lepiej, bo po zamówieniu mogliśmy z w spokoju usiąść i zjeść.
- Zamierzasz się kiedyś odezwać ? – usłyszałam.
- Och, szczerze ?
- No, dawaj.
- Nie wiem o czy mam z Tobą rozmawiać. – powiedziałam zmieszana.
- Ha ha ha, naprawdę ? – widać, że nie mógł już powstrzymać śmiechu.
- Ej, nie śmiej się ze mnie. Nie jestem osobą, z którą łatwo nawiązać rozmowę, co chyba już zauważyłeś.
- Ale to nie znaczy, że dalej nie mam ochoty z Tobą porozmawiać.  – zdziwiło mnie to trochę.
- A dlaczego ? – zapytałam odważnie.
- Jakby Ci to wytłumaczyć.. Hmm..
- No dalej. – popędziłam go, na co się uśmiechnął.
- Może dlatego, że gdy zauważyłem Cię w tym parku, na tej ławce, byłaś taka nie obecna, wcześniej widziałem jak bawiłaś się z bratem, niby wydawałaś się szczęśliwa, ale gdy usiadłaś od razu w Twoich oczach było widać smutek. To intrygujące. – powiedział pewnie.
Nie sądziłam, że można mówić o takich rzeczach tak śmiało, ja nawet połowy z tego  bym nie wydukała. Widać, że ma wprawę w takich przemowach.
- Co się stało, że jesteś taka smutna ? – powiedział po chwili.
- Wiesz, nie chce o tym rozmawiać. Nie znam Cię na tyle, żeby mówić Ci tak osobiste rzeczy i zadręczać moimi problemami.
- Problemy z chłopakiem ? – zapytał, a ja na odpowiedź wyplułam kęs kanapki, którą właśnie jadłam. Mam nadzieje, że nie będzie drążył tego tematu, bo nie mam zamiaru mu mówić, że nigdy nie miałam chłopaka. Tak, nigdy nie miałam chłopaka ! To nie jest dziwne… No, może trochę.
- Umm, nie to nie to. – powiedziałam po chwili uciekając wzrokiem.
- A to znaczy, że masz chłopaka ? – O mój Boże.. Nie !
- Nie, nie mam. – starałam się powiedzieć to na luzie, a na jego twarzy przez chwilę wystąpił delikatny uśmiech. Chyba mu się spodobała ta odpowiedź.
- To dobrze. – uśmiechnął się, teraz już pewniej.
- A co to ma znaczyć ?
- Bo chciałbym Cię gdzieś zaprosić. – Co ?! Niewiarygodne.
- Mnie ?
- Tak, Ciebie Julio. Może dziś wieczorem ? – już się chciałam zgodzić, ale przypomniałam sobie, że wieczór już mam zaplanowany.
- Och, dzisiaj nie mogę. – teraz czas na dobrą ściemę. – Muszę się zająć Matt’em, bo rodzice wychodzą na kolację.
- To może jutro, lunch ? – powiedział z nadzieja. Nie daje za wygraną.
- Pewnie. Spotkajmy się tutaj o 11, dobrze ? – nie  wiedziałam, że ta część rozmowy pójdzie mi tak gładko.
- Pasuje mi. Wymieńmy się numerami, tak na wszelki wypadek. – podał mi swój telefon, a ja jemu mój.
Gdy podaliśmy sobie nawzajem numery, zorientowałam się, że jest już późno, a musiałam się wyszykować na wieczór i dość do umówionego miejsca. Pożegnałam się z John’em, który bardzo nalegał, aby mnie odprowadzić, ale udało mi się odmówić. Powędrowałam z młodym do domu, który wyraźnie był już zmęczony i mogę się założyć, że jak wrócimy od razu pójdzie do łóżka. Jak znalazłam się już w moim pokoju, była już 17;30. Jest sporo czasu, wyrobie się. Poszłam do łazienki, wykąpałam się, umyłam włosy. Po czym ubrałam, tak jak mi kazał Drake, czarne ciuchy, bluzę z kapturem. Wysuszone włosy związałam w kucyka i z powrotem weszłam do pokoju. Była 19;20. Kurwa ! Spóźnię się, bo do umówionego miejsca idę mniej więcej koło 30 min. Drake mnie zabije i już nie będę miała szansy na udowodnienie mu, że dam radę zmierzyć z tym co dla mnie przygotował. Zeszłam szybko na dół, rodziców już nie dziwiło, że gdziekolwiek wychodzę. Przyzwyczaili się do tego, więc nie musiałam im nic mówić. Wystarczyło, że upewniłam im, że nie wrócę tak późno jak ostatnio.  Szłam naprawdę szybkim korkiem w wyznaczone i na całe szczęście przyszłam tam 10 min wcześniej, co dało mi możliwość odetchnięcia i zebraniu sił, bo szłam tu, jak na mnie, naprawdę szybko. Czekałam i czekałam na Drake’a i zastanawiałam się co ten gościu wymyślił dla mnie. Mogę się założyć, że to nie będzie nic łatwego i na pewno będzie chciał mnie skompromitować i udowodnić, że nie nadaje się do niczego. Gdy zerknęłam na zegarek, ten wskazywał już 20;15. Gdzie do cholery jest ten koleś !
- Cześć. – usłyszałam za sobą i podskoczyłam przestraszona.
- O mój Boże, przestraszyłeś mnie Drake ! Nie rób tak więcej. – powiedziałam, cały czas starając się złapać powietrze. Nieźle mnie wystraszył.
- Uwierz, już nigdy więcej się nie spotkamy.
- Nie bądź tego taki pewny.
- Ne podołasz temu zadaniu. – powiedział z wyższością.
- A może w końcu przejdziesz do sedna sprawy i powiesz mi co wymyśliłeś, geniuszu ? – nie poznaje samej siebie, odkąd stałam się taka odważna. Nigdy nie sądziłam, że będę wstanie rozmawiać z taką lekkością z chłopakiem, który chce mnie zaprosić na randkę i z chłopakiem, który jest niebezpieczny.
- Pamiętasz co robiłem za pierwszym razem jak się spotkaliśmy ? – zapytał.
- Tak, liczyłeś duży plik pieniędzy i chyba zastraszałeś jakiegoś chłopaka.
- No nie do końca, Julio. Sprzedawałem temu chłopaczkowi narkotyki. – zaśmiał się, pewnie widząc moja minę. Narkotyki, serio ? Ale dlaczego, aż tak mnie do nie dziwi. Przecież będę potrafiła sprzedać komuś dragi czy coś w tym rodzaju.
- I to ma być to trudne zadanie ? Sprzedaż narkotyków ? Przecież to nie jest trudne. – wyśmiałam go.
- Och nie Julio, to nie będzie Twoje zadanie, ale faktycznie wiążące się z tym. To będzie gorsze, połączone z ludzkim życiem.

Co kurwa ? Ludzkim życiem ?! On chyba nie ma na myśli tego o czym właśnie pomyślałam. Mam przejebane. 


***
Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazicie swoją opinie w komentarzu. :)

sobota, 22 czerwca 2013

ROZDZIAŁ DRUGI

Kiedy w końcu odzyskałam świadomość usłyszałam kilka lekko podniesionych głosów. Dwa z nich znałam, ale przez dłuższą chwilę nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Kolejne dwa, bardzo do siebie zbliżone barwą pozostawały dla mnie tajemnicą.
- Mogłaby się już obudzić.
- A może coś jej się stało? Może trzeba będzie jechać na pogotowie.
- Wybij sobie to z głowy, nigdzie nie będę z nią jeździł- ten głos znałam, na pewno był to Drake.
Wspomnienia ostatniej nocy zaczęły pomału powracać. Wtedy odezwał się drugi znany mi głos:
- Wybacz Stary, ale to Ty ją tutaj za sobą przyciągnąłeś.- powiedział Paul
- No kurwa, to co miałem zrobić, przecież zemdlała.
- Mogłeś ją olać…
-… i jej tutaj nie przyprowadzać. – Powiedziały to dwa nieznane głosy, tak bardzo do siebie podobne.
- Przepraszam, że chciałem być miły i pokazać jej, że bezpiecznie będzie dla niej  nie pokazywać się w tej okolicy.
- HAHAHA – roześmiał się głośno Paul- Ty i miły, od kiedy to jesteś taki wielkoduszny? Poza tym przyprowadzanie jej do nas, na pewno nie było bezpieczne.
W końcu postanowiłam otworzyć oczy. Może i bolała mnie głowa, postanowiłam jednak dać im znać, że żyje, aby mogli skończyć w końcu gadać. Powoli podnosiłam powieki, jednak po chwili musiałam je zamknąć, oślepiona jasnym światłem. Mocno je zacisnęłam, po czym gdy ponownie otworzyłam, spostrzegłam nad sobą dwie znane mi osoby. Była z nimi jeszcze jedna, którą widziałam… podwójnie.
- Cholera jasna, musiałam mocno uderzyć się w głowę, skoro teraz widzę podwójnie.- usłyszałam zduszony chichot. Kurde, czy ja to powiedziałam na głos?. Gdy spojrzałam na twarze chłopaków, skupionych nade mną, to znalazłam odpowiedź.
- Nie, spokojnie…- powiedział jeden.
- …nie widzisz podwójnie- dokończył drugi- Jestem Alex.
- Jestem Martin.
- Jesteśmy bliźniakami- powiedzieli razem. 
- Aha- powiedziałam tylko, po czym mocno zmarszczyłam brwi i łapiąc się za głowę syknęłam z bólu. Wtedy doskoczył do mnie Paul.
- Czy wszystko z Tobą w porządku?- zapytał z troską.
- Okej- z ledwością wydukałam.
Nie wiem co się stało, ale ból głowy mocno dawał mi się we znaki. Jednak byłam w stanie myśleć w miarę racjonalnie.
- Ej… gdzie ja jestem?- zapytałam cicho.
- Och skarbie, jesteś u nas w domu- powiedział Paul, uprzedził moje kolejne pytanie, dodając- Zemdlałaś.
Wtedy zaczęłam się rozglądać po pokoju w którym się znajdowałam. Po prawej stronie, najbliżej mnie siedział Paul z zatroskanym wyrazem twarzy. Naprzeciwko mnie znajdowały się bliźniaki, którzy wpatrywali się we mnie z dziwnym uśmiechem. Gdy przeniosłam mój wzrok na lewą stronę zauważyłam siedzącego w fotelu Drake’a, który wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie widziałam o co mu chodzi, a z jego postawy można było wywnioskować, że  nie jest zbytnio zadowolony z mojej obecności.
- Jesteś zły?- zapytałam.
- A co mam być, cały w skowronkach? Ostrzegałem Cię, sama ściągasz na siebie kłopoty, a teraz i my mamy dzięki Tobie dodatkowe problemy.- warknął.
- Ale co ja zrobiłam?
- No jak to co? Szwendasz się po naszym terenie, przeszkadzasz w interesach, potem mdlejesz i ścigasz na nas uwagę ludzi z którymi nie chcemy mieć do czynienia, a przynajmniej staramy się nie wchodzić im w drogę. Oczywiście Ty musiałaś wszystko spieprzyć!- wykrzyczał poirytowany.
- Przecież ja nigdzie nie chciałam iść! To ty się uparłeś, żeby mnie gdzieś ciągnąć więc nie zwalaj całej winy na mnie!- nie pozostawałam mu dłużna i również wykrzyczałam mu te słowa prosto w twarz.
- Dobra, koniec. Uspokójcie się. Wina leży po obu stronach, Pogódźcie się z tym.- szybko zareagował Paul, dodając po chwili- Męczy mnie tylko jedna rzecz. Julio, co robiłaś w tej okolicy?
- Eee…yyy… hmmm spacerowałam? - po chwili dodając pewnie j- Tak, spacerowałam.
- Dość specyficzne miejsce wybrałaś sobie na spacer. – powiedział z przyjaznym uśmiechem.
- No cóż, lubię specyficzne miejsca. – powiedziałam, jednak po chwili dodałam. – Więc, miło mi się z Wami rozmawiało i w ogóle, ale chciałabym już wrócić do domu.
- No to w czy problem ? Idź. – powiedział z wyższością Drake.
Nie wiedziałam w tym momencie co powiedzieć. Nie rozumiem tego gościa. Wcześniej niby mówił, że chciał być miły i dać mi powód, aby nie przychodzić  do tej części miasta, jednak wyszło z tego co wyszło, faktycznie z mojej winy. Ale prawda jest taka, ze przecież nic mu  nie zrobiłam, więc kompletnie nie wiem o co gościowi chodzi.
- A zastanowiłeś się może nad tym, że nie wiem jak wrócić do domu ? Przecież nie wiem gdzie jestem. – powiedział już znacznie poirytowana tym kolesiem.
- Nie rozśmieszaj mnie. Przecież to już nie mój problem. – burknął Drake.
- Ej, no stary ! Nie przesadzaj. – wtrącił się Paul. Coraz bardzie zaczynam lubić tego chłopaka, jest naprawdę sympatyczny.
- O co Ci znowu chodzi młody ?! Przecież ja jej nie prosiłem o to, aby zapuszczała się w tą część miasta. Fakt, że nie powinienem jej ciągnąć do tego parku, jednak stało się. Już tego nie cofnę. – powiedział.
To chyba było pierwszy raz jak Drake powiedział coś sensownego. Brawo dla niego ! Przeniosłam swój wzrok na siedzących naprzeciwko mnie Alex’a i Martin’a. Wydawali się bardzo mili, jednak można było zauważyć w nich coś mrocznego. Tym bardziej teraz, gdy wpatrywali się we mnie tępo.
- My ją odwieziemy. – nagle usłyszałam. Były to bliźniaki.
Trochę się tego obawiałam, wolałabym wracać z Paul’em, jednak ten chyba się nie kwapił, aby zaproponować taką ewentualność. Dobrze, że chociaż Alex i Martin wpadli na to, aby mnie  podwieźć do domu. Lepsze to niż wracanie nie wiadomo skąd samej i to jeszcze na piechotę.
- Okej, mi pasuje. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło.
- Dobra, to zbieramy się. – powiedział chyba Alex. Jeszcze nie potrafię ich rozróżnić.
Szybko podniosłam się z kanapy z myślą, że pewnie strasznie rozboli mnie głowa. A tu nic. Super, czyli jednak nie jest tak źle, jak mi się wydawało. Powoli zaczęłam się rozglądać dookoła. Pokój w którym się znajdowałam nie był nawet tak źle urządzony, zważając na to, że mieszkają tu chyba sami faceci. Nie był ona wcale taki mały, ale jednak do ogromnych się nie zaliczał. Ściany były koloru ciemnego granatu, ale rozjaśniły go jasne meble. Mniejsza o to, chce już być u siebie, więc zwróciła wzrok w kierunku chłopaków.
- Już tak nie obczajaj wszystkiego, tylko chodź. – powiedział Paul. Wtedy zauważyłam, że wszyscy stali już pod drzwiami wyjściowymi i czekali tylko na mnie.
- No idę już.
Gdy wyszliśmy z domu, chłopcy poszli w kierunku jak mi się wydaje garażu. Po drodze rozglądałam się dyskretnie dookoła. Po chwili weszłam do wielkiego pomieszczenia, które faktycznie było garażem. Stały w nim cztery samochody. Audi, Ferrari i dwa BMW. Mogę im jedynie zazdrościć takich zabawek. Ja posiadam jedynie czarnego Garbusa, nie narzekam na niego. Uwielbiam to autko, jednak nie może się ono równać z tymi pojazdami. Po chwili zauważyłam, że bliźniaki skierowały się w stronę czarnego Audi, więc i ja poszłam za nimi. Gdy już miałam wsiadać do środka, nagle ktoś mnie szarpnął. Był to Paul. Przytulił się do mnie i powiedział ‘do zobaczenia’. Zaskoczyło mnie to trochę, ale był to bardzo miły gest. Wtedy też zauważyłam, że nie ma z nami Drake’a. Może to i dobrze, bo nie wiem czy byłabym w stanie się z nim pożegnać. Wsiadłam do auta i już wiedziałam, ze ciężko mi będzie z  niego wyjść. Ta skóra działa cuda. Po chwili wyjechaliśmy na drogę, wytłumaczyłam chłopakom gdzie mieszkam. Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie, jednak nie przeszkadzało mi to. Dzięki temu mogłam obserwować jaką drogą jedziemy, w sumie nie wiem dlaczego to robiłam, wydawało mi się, ze jest to jedyne fajne zajęcie w tym momencie. Gdy już zatrzymali się pod moim domem, powiedziałam im krótkie ‘cześć’ i już miałam wysiąść.
- Czekaj !- usłyszałam. Wsiadłam z powrotem do auta, a oni siedzieli twarzami skierowanymi do mnie. Trochę mnie to krępowało, bo wpatrywali się we mnie nic nie mówią. Więc postanowiłam przejąć inicjatywę.
- Hmm ?  O co chodzi ?
- A o nic konkretnego. – powiedział kierowca.
- Zastanawiamy się tylko, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. – dokończył drugi.
- Yyy.. Możliwe. Nie wykluczam tego. – odpowiedziałam lekko zmieszana. Ponieważ nie spodziewałam się czegoś takiego. A na ich twarzach po moich słowach zagości szczery uśmiech. To było miłe.
- Taak ?  powiedział, jeden z bliźniaków.
- No to świetnie ! Lubimy widzieć Drake’a wkurzonego, jest wtedy taki zabawny. A Ty najwidoczniej tak na niego działasz,  że nie potrafi być przy Tobie spokojny. – dokończył drugi, śmiejąc się. Aa, czyli już wiem o co im chodzi. Lubią wkurwiać Drake’a. W sumie to jest fajna zabawa i widok, także nie dziwie się im.
- Ha ha ha, bardzo zabawne. – powiedziałam, udając obrażoną.
- Ej, nie denerwuj się. To jest komplement. Uwierz. On chyba jeszcze nigdy nie został potraktowany przez dziewczynę tak jak przez Ciebie. Żadna mu się nie sprzeciwiła. – powiedział chyba Martin.
- No dobrze. – uśmiechnęłam się. – Jednak teraz już muszę iść, rodzice się pewnie martwią, jest już.. No właśnie która jest godzina ?
- No, 3;30.
- Co kurwa ?!
- Oo, nie wiedzieliśmy, ze taka dziewczynka może przeklinać. – powiedzieli razem.
- No bardzo zabawne. Muszę już iść. Pa.
- W taki razie może do zobaczenia. – powiedzieli, znowu razem i uśmiechnęli się promiennie.
Nie wiem co oni mają, że albo dokańczają za siebie zdania, ale mówią wszystko razem. Trochę to dziwne, ale może ich usprawiedliwiać to, że są bliźniakami. Gdy wysiadłam, szybko pobiegłam do domu. Cicho weszłam, mając nadzieje, że wszyscy śpią. Nie udało się. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, a koło mnie już znajdowali się rodzice.
-Julia ! Gdzie Ty byłaś ?! – powiedziała mama. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Och, nie dostaliście ode mnie sms’a ? Napisałam Wam, że spotkałam Annie, moją starą koleżankę i że idziemy do kawiarni. Jednak trochę się nam przedłużyło i poszłyśmy do niej, bo mieszkała blisko, a teraz mnie odwiozła, bo nie chciałam jej sprawiać kłopotów i zostawać na noc. Przepraszam, że tak wyszło.
- Dobrze, ale już więcej tak nie rób. – powiedział surowo tata. Nie martwiłam się, że mogą tego nie kupić, bo nigdy nie kłamałam i zawsze byłam przykładnym dzieckiem i nie mieli ze mną żadnych problemów.
- W takim razie idę do siebie. Dobranoc. Kolorowych snów. – powiedziałam słodko i uściskałam rodziców i skierowałam się do mojego pokoju.
Gdy już weszłam do pokoju wiedziałam co najpierw zrobię. Wezmę prysznic. Wszyscy uważają, że ta czynność jest odprężająca i fakt, mogę się z tym zgodzić, jednak mi np. ta czynność w ogóle nie pomaga w rozmyślaniu, ja po prostu relaksuje się i zapominam o wszystkim, a to w moim przypadku jest bardzo ważne. Tym bardziej, że dzisiaj prawie spotkałam JEGO. On zniszczył moje życie. I nigdy mu nie wybaczę tego. NIGDY. Ale już mniejsza o to, nie mogę wiecznie się załamywać i być ciągle wystraszoną dziewczynką. To już nie dla mnie, przynajmniej uważam tak po spędzeniu dzisiejszego dnia. Tak, to jest to. Ekscytacja, adrenalina, życie, które jest dla mnie zakazanym owocem. Nigdy, ale to przenigdy nie sądziłam, że coś takiego zwróci moją uwagę, że zacznie mnie w jakiś sposób pociągać. A tu patrz, stało się. Z jednej strony się cieszę, bo w końcu wydaje mi się, że mogę zrobić coś w życiu poza użalaniem się nad sobą. Jednak patrząc z innej perspektywy nie wiem czy będę miała możliwość uczestniczenia w takim życiu. To znaczy mogłabym znowu iść w to samo miejsce co parę godzin temu, jednak nie mogę być w 100% pewna, że ONI znowu tam będą, że znowu będę mogła spędzić z nimi choć trochę czasu, nie mam tej cholernej pewności. A to mnie w jakiś sposób zabija od środka. Muszę coś wymyślić, muszę. Ale teraz jednak jest już najwyższy czas na sen, bo o 10 przychodzi Pani Morrison ze swoim ciepłym nastawieniem. Och, wkurza mnie to już, ileż można mieć tak niesamowity humor. No ile ?! Dziwi mnie to, że policzki ją nie bolą, od tego ciągłego uśmiechu. Popatrzyłam na zegar na ścianie, który wskazywał już 4;30. Wydaje mi się, że czas iść spać. Stwierdzam, że domowe nauczanie ma dużo plusów, nie trzeba wstawać tak bardzo wcześnie, a by przyszykować się na 8 do szkoły. Można na zajęcia wyskoczyć w samym dresie, bo co obchodzi nauczycielkę w co jesteś ubrana, a normalnie w szkole już by Cię ocenili, jak dziewczyna  tak dobrego domu może przyjść do szkoły w dresie. Dla mnie było to zawsze jakieś nie porozumienie. Jednak taka jest rzeczywistość, ludzie są płytcy. Nic na to nie poradzimy, świata nie zamierzam zmieniać.  To nie jest moje zadanie. Ale wydaje mi się, że ludzie powinni zauważyć, że świat nie kreci wokół kasy i sławy, są ważniejsze sprawy na świecie o które trzeba zadbać. Oni jednak tego nie widzą, są zapatrzeni w swój mały świat, który otoczony jest mydlaną bańką która kiedyś pęknie i okaże się, że życie nie jest tak kolorowe jak im się wydawało. Ja już tego doświadczyłam i naprawdę nikomu tego nie polecam. To boli, gdy okazuje się, że świat w którym żyjesz jest całkiem inny niż Ci się wydaje, że ludzie którymi do tej pory się otaczaj nagle znikają. I już nie wrócą, to najbardziej boli. Ta świadomość, że zostaje się na świecie samym, mimo, że w koło otaczają Cię ludzie. Wtedy liczy się tylko, aby każdy następnym dzień mijał bez zbędnych problemów, pytań jak się czujesz. To nie pomaga, to pogarsza sytuacje. Więc lepiej jest wziąć się zamknąć i dać komuś po prostu odetchnąć. Jeśli nie prosi o pomoc, nie narzucaj się. Ja jestem taką osobą, która lubi załatwiać sprawy indywidualnie, zawsze taka byłam, jednak wiele osób nie potrafi tego zrozumieć, a co najgorsze zaakceptować. Z czasem idzie się przyzwyczaić, że każdy chce Ci pomóc, a Ty niestety musisz tą pomoc przyjąć, aby nie urazić jedynych osób do których możesz się odezwać w ciąg dnia. To jest uciążliwe. Niestety nic na to nie poradzę. Dzięki tym rozmyślaniom w końcu zrobiłam się zmęczona  mogłam zapaść w błogi sen. Rzadko mi się to zdarzało ostatnimi czasy.
Rano obudziłam się nad wyraz wypoczęta, tryskałam energią i naprawdę wspaniałym nastawieniem. Szybko podniosłam się z łóżka i pognałam do łazienki, zerkając miedzy czasie na zegar, została mi godzina do przyjść nauczycielki. Po dokonaniu porannej toalety, weszłam do pokoju w ręczniku i skierowałam się do mojej szafy. Wybrałam bieliznę, czerwone szorty i zwykły biały T-shirt. Po tym zeszłam na dół i pierwszy raz od dłuższego czasu zjadłam śniadanie. Były to zwykłe płatki z mlekiem, ale to zawsze coś. Gdy włożyłam do zlewu pustą już miskę, usłyszałam dzwonek o drzwi. Podeszłam do nich skocznym krokiem i z wielkim uśmiechem przywitałam Panią Morrison.
- O mój Boże ! Julia, co Ci się stało ? – zapytała kobieta zdziwiona wchodząc do domu i kierując się do salonu.
- Och, proszę Pani. W końcu się wyspałam i mam dobry humor. – odpowiedziałam ciągle się uśmiechając.
- Kochanie, to do Ciebie nie podobne. Na pewno nic Ci nie jest ? – zapytała zmartwiona.
- Ha ha ha, naprawdę ze mną w porządku. Przejdźmy już do zajęć. Chce je jak najszybciej skończyć.
- Pewnie, nie ma sprawy. – odpowiedziała.

*

Dzisiaj lekcje skończyłyśmy wcześniej, bo moja nauczycielka musiała gdzieś jechać ze swoim synem. Nie przeszkadzało mi to, będę mieć więcej czasu dla siebie. Jednak Pani Morrison musiała u mnie zaczekać na chłopaka, bo miał ją odebrać.
- Julio, czy mogę skorzystać z toalety ? – zapytała kobieta.
- Pewnie, nie ma problemu. Na końcu korytarza z prawo. – odpowiedziałam z uśmiechem.
O Boże, naprawdę mam dzisiaj dobry humor, to do mnie nie podobne. Ale cóż, powinna się nie przyzwyczajać, bo taki dzień może już się nie zdarzyć. Oglądałam gazetę popijając sok pomarańczowy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Nauczycielka jeszcze nie wróciła z toalety, więc powędrowałam do drzwi wiedząc, że to na pewno syn tej kobiety, bo ja nikogo innego się nie spodziewałam. Gdy otworzyłam to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
- Julia ?!

-Drake ? – o mój Boże, nie wierze. 



***
Serdecznie proszę o opinie. 

wtorek, 18 czerwca 2013

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Z całej siły zatrzasnęłam drzwi od mojego pokoju. Co za idioci ! Tyle dla nich zrobiłam, a oni odpłacają mi się jedynie tymi durnymi komentarzami. Gdyby nie ja, to nic by nie mieli ! Z irytacja miałam ochotę im to wykrzyczeć prosto w twarz, ale nic by to nie dało, tylko niepotrzebnie pogorszyło i tak skomplikowaną sytuację między nami. Oczywiście rozumiem, że może być im ciężko z myślą, że rządzi nimi dziewczyna, tym bardziej młodsza od nich, no ale co, takie życie. Nie moja wina, że żaden z nich się do tego nie nadawał. Gdy tylko o tym pomyślałam, od razu uśmiechnęłam się z wyższością. Mimo wszystkich nieporozumień i kłótni między nami to zawsze będę wdzięczna chłopakom za to, że pokazali mi to drugie lepsze życie. Zaczęło się od tego, że 2 lata temu co wieczór chodziłam na wieczorne spacery tą samą trasą, która prowadziła do ciemniejszej strony Nowego Yorku. Mieszkający tam ludzie nie budzili zbyt dużego zaufania, wydawałoby mi się kiedyś, że takich jak oni zawsze będę omijać szerokim łukiem. Jednak wtedy dla mnie nie było ważne gdzie idę i kogo spotykam, liczyło się tylko to żeby zapomnieć i oderwać się od przytłaczającej mnie rzeczywistości. Pewnego razu przez przypadek natknęłam się w ciemnej alejce na chłopaka, który od razu wzbudził we mnie zainteresowanie swoim wyglądem i zachowaniem. Był cały ubrany na czarno i miał kaptur założony na głowę, a przez to, że stał do mnie bokiem mogłam zauważyć, że w skupieniu przelicza duży plik pieniędzy. Z opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że obok niego stoi ktoś jeszcze – był to wystraszony chłopak, strasznie pogarbiony i na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że chce jak najszybciej stamtąd uciec. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że stałam w miejscu i wstrzymywałam oddech. Znając moje możliwości, pewnie stałam tam wręcz z otwartą buzią. Ocknęłam się w momencie gdy chłopak w kapturze był już sam i kierował się w moją stronę. Stałam tam jak zahipnotyzowana i nie mogłam się ruszyć, sama nie wiem czy było to spowodowane przerażeniem czy może ekscytacją. Nigdy nie sądziłam, że jestem osobą, która w takim momencie będzie mogła poczuć podniecenie. Zawsze bałam się wszystkiego i wszystkich. Nagle usłyszałam:
  Powinnaś uważać, gdzie chodzisz. To nie jest miejsce dla takich dziewczynek jak Ty. Co tutaj robisz ? - powiedział, po czym uśmiechnął się kpiąco.
Wtedy zdałam sobie sprawę, ze te słowa były kierowane do mnie, jednak nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić. Tylko wpatrywałam się w niego jak idiotka.
  Wiesz, że nie grzecznie jest nie odpowiadać na zadane pytania.
W końcu zdałam sobie sprawę, że będę musiała się odezwać.
  Yyy, ja.. nie ? - wykrztusiłam, a chłopak popatrzył na mnie jak na opóźnioną w rozwoju osobę.-Nie wiem. -dodałam szybko.
  Zabawna jesteś, ale to i tak nie zmienia faktu, ze nie powinnaś tutaj być. Nie każdy jest tak wyrozumiały i miły jak ja. Dla swojego dobra więcej tu nie przychodź. - uśmiechnął się, po czym odwrócił się i odszedł.
Stałam w tym samym miejscu jeszcze kilka minut, nie wiedząc  co ze sobą zrobić. Kompletnie nie wiedziałam jak mam ogarnąć sytuacje, która przed chwilą się wydarzyła. Wreszcie zebrałam się w garść i ruszyłam do domu.
            Gdy w końcu znalazłam się w moim pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko z myślą, aby jak najszybciej zasnąć i wyłączyć swoje myśli. Jednak nie było mi dane zapaść w sen. Cały czas rozmyślałam o tajemniczym chłopaku w kapturze. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mimo jego ostrzeżeń jutro pójdę w to samo miejsce z nadzieją, że go znowu spotkam.
            Rano, jak zwykle obudziłam się zanim mój budzik zadzwonił. Była to dla mnie ostatnio rutyna, tak samo jak to, że od 2 miesięcy mam duże kłopoty ze snem, a gdy już zasnę często miewam koszmary. Jest to uciążliwe, ponieważ budzę się zamiast wyspana i wypoczęta to strasznie zmarnowana. Moja blada cera i podkrążone oczy upodabniają mnie do trupa, przez co muszę używać więcej makijażu niż kiedyś. Gdy w końcu zwlekłam się z łóżka, zgarnęłam z szafy pierwsze lepsze ubrania, a z komody bieliznę i poszłam do łazienki. Tam po odbyciu porannego toalety, ubrałam się i już byłam gotowa na przyjście Pani Morrison. Była to kobieta która od 2 miesięcy prowadziła moje domowe nauczanie. Na samym początku naszej znajomości nie przepadałam za nią, ponieważ jak dla mnie była zbyt miła, co po jakimś czasie stało się strasznie irytujące. Jednak teraz, jest okej. Poza tym to dla mnie jedyne wyjście, aby nie wracać do szkoły. Nie zniosłabym ani jednego dnia w tym miejscu po TAMTYM  wydarzeniu, najgorsze pewnie byłyby współczujące spojrzenia, a z czasem na pewno powróciłyby obraźliwe komentarze.
Zabrałam ze sobą schodząc na dół podręczniki potrzebne na dzisiejsze lekcje i udałam się do salonu. Miałam jeszcze trochę czasu, więc poszłam do kuchni, nie mogłam się  na nic zdecydować, po chwili namysłu postawiłam na kawę z mlekiem. Powoli sączyłam już letni napój, zdawałam sobie sprawę, ze rozsądnie byłoby coś zjeść, jednak od 2 miesięcy miałam problemy z jedzeniem. Po prostu – brzydziło mnie. Rodzice przez cały ten czas starali się wmuszać we mnie przynajmniej podstawowe posiłki. Rzadko byłam głodna, w sumie to w ogóle nie odczuwałam głodu. Widzę jak bardzo schudłam, lecz nie ma to dla mnie większe znaczenia. Od tamtego wydarzenia wszystko straciło dla mnie sens. Nie liczy się nic. Nawet moje własne zdrowie. Od bolesnych wspomnień uratował mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie poszłam otworzyć, a tam przywitała mnie jak zwykle radosna Pani Morrison.
   Witam Cię moja droga Julio. - przywitała się kobieta.
  Taa, zapraszam do środka.
  Znowu w złym humorze ?
Zignorowałam pytanie i skierowałam się do salonu. To nie był jej interes to jak się w tym momencie czuje. Jej zadaniem było tylko i wyłącznie nauczenie mnie wszystkich tych nie potrzebnym w życiu pojęć, działań i wykresów. Moi rodzice słono jej płacili za przekazanie mi jakiejś wiedzy, a nie za porady psychologiczne.
 Widzę, że nie jesteś dziś zbyt rozmowna. - uśmiechnęła się krzywo. - Przejdźmy więc do zajęć.
Nieznacznie wzruszyłam ramionami, aby dać jej do zrozumienia, że wszystko mi jedno.

*

           Po 4 ciężkich godzinach nauki z Panią Morrison, w końcu mogłam iść do swojego pokoju odpocząć. W sumie tak się zastanawiając to nie miałam czym się zmęczyć, ale jednak to upierdliwe  gadanie tej kobiety jest ciążące. To znaczy, jakbyście mieli przez cały czas słuchać jak to ważna w dzisiejszych czasach jest komunikacja i nawiązywanie jakiejkolwiek rozmowy z drugą osobą to również mielibyście dość. Uwierzcie mi. Oczywiście rozumiem, że te sprawy są ważne, ale po jaka cholerę mam z nią rozmawiać skoro ona nic o mnie nie wiem ?! Jedyne co może  powiedzieć to to, że nazywam się Julia Davonne, mam 17 lat i 2 miesiące temu zdecydowałam się na nauczenie w domu, a no i oczywiście to, że nie jestem zbyt wylewną osobą i nie mam w naturze rozmawiania z każda napotkaną mi osobą o moich problemach. No właśnie, MOICH PROBLEMACH, nie jej czy moich rodziców. Tak trudno to pojąć i zaakceptować ? Nie wydaje mi się. No ale cóż, takie życie.
Gdy w końcu trafiłam do mojego pokoju zdecydowałam się położyć do łóżka, może uda mi się zasnąć i zregenerować siły. Przez dobre kilkadziesiąt minut patrzyłam się w sufit, w tym momencie był bardzo dla mnie interesujący. Był prosty, bez jakiś udziwnień, bez wzorów. Był po prostu prosty. Czy życie również nie mogłoby być też takie proste ? Nie, nie mogło być. Przynajmniej dla mnie. Wiem, że coś w naszym życiu musi się dziać, ale dobrze jest jeśli są to szczęśliwe wydarzenia, sytuacje, aby można było je wspominać każdego dnia. W moim świecie nie ma czegoś takiego, jedyne co mnie uszczęśliwia to te wieczorne spacery. Idąc w tą ciemniejszą stronę miasta, mogę coś poczuć. Odnaleźć w sobie jakieś emocje, bo na co dzień jedyne co odczuwam to ból.
W końcu zmieniłam mój obiekt wielkiego zainteresowania na mój telefon. Było już późno, czas iść na spacer. Dobrze wiedziałam, gdzie się skieruje dziś wieczorem. Wyskoczyłam szybko z łóżka, chwyciłam czystą bieliznę oraz ubrania i poszłam do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic i założyłam ciuchy na siebie. Mój strój był prosty, czarny. Najlepszy, aby wpasować się do ludzi pochodzących z tamtej dzielnicy. Wychodząc z domu, chwyciłam mój telefon i klucze oraz założyłam kaptur na głowę. Chwilę mi zajęło zanim dotarłam do mojego upragnionego celu. Gdy dotarłam do już znanej mi alejki, przez chwilę zawahałam się na wejściem do niej, ale coś podpowiadało mi, że w końcu muszę coś zmienić w moim życiu, zaryzykować. Zrobiłam krok do przodu i zauważyłam tą samą sytuację co dzień wcześniej. Wysoki chłopak z kapturem na głowie liczy pieniądze, a obok niego stoi mniejszy z wymalowanym przerażeniem na twarzy. Podeszłam bliżej, aby coś usłyszeć. Nic. Zrobiłam jeszcze parę kroków. Nic. Cholera ! Już miałam sobie dać spokój, gdy nagle coś przeszło po mojej nodze. Spojrzałam w dół. Szczur ? Kurwa, szczur ! Nienawidzę szczurów ! Wydałam z siebie, wydaje mi się, ze jeden z najgłośniejszych pisków na jakie mnie było stać. Wtedy zdałam sobie sprawę, że przez to wydałam się przed tym chłopakiem, że znajduje się tam gdzie się znajduję. Szybko zamknęłam swoją buzię dłonią i stałam w miejscu. Nie minęło parę sekund, a obok mnie stał już chłopak i wpatrywał się we mnie z poirytowaniem.
  To znowu Ty ?! No nie wierze, że ta sama osoba już drugi dzień z rzędu przerywa mi interesy. -syknął.
A ja znowu nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Kompletnie nie wiedziałam co ma powiedzieć.
  Przepraszam ? - powiedziałam po cichu.
  Chodź. - odezwał się naglę.
  G-gdzie ? - zająknęłam się.
  Pokaże Ci dlaczego nie powinnaś tutaj więcej przychodzić. Może to Cię czegoś nauczy. - odpowiedział i od razu pociągnął mnie za rękaw bluzy, abym szła za nim.
Podążałam za chłopakiem już od kilku minut, w ogóle nie zdając sobie sprawy gdzie się znajduje. Nie znałam tych okolic aż tak dobrze.
Nie wiedziałam dokąd idziemy, ani tego co zamierza ze mną zrobić. Zaczęłam intensywnie myśleć. Co chciał powiedzieć przez to, że „pokaże mi dlaczego nie powinnam tu przychodzić”. Zgwałci mnie, pobije? Nie wiem. Jedno jest prawie pewne- nie zabije mnie. Skoro ma mnie to czegoś nauczyć, to moja własna śmierć w ogóle by się do tego nie przyczyniła. A szkoda… Nie zrozumcie mnie źle, nie mam skłonności samobójczych, nie okaleczam się itd, ale w obecnej sytuacji śmierć byłaby dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Koniec ze smutkiem, żalem, cierpieniem. Raz na zawsze odcięłabym się od wspomnień. Nie mam żadnego celu w życiu, co więcej jestem pewna, że przysparzam tylko kłopotów i trosk rodzinie, a jak się teraz okazuje jestem przeszkodą dla nieznajomego chłopaka w kapturze. Świetnie, brawo dla mnie…
Chłopak cały czas nie zwalniał uścisku. Nie odezwał się ani słowem, a ja coraz bardziej zaczynałam się bać. Mijaliśmy kolejne ciemne zaułki, w których znajdowało się wielu nieciekawych typków, którzy dziwnie się na mnie patrzyli. Słyszałam ich głupie komentarze na temat mojej osoby. W końcu gwałtownie się zatrzymaliśmy, tak, że z rozpędu wpadłam na plecy chłopaka. Nie wiedziałam co się dzieje, do momentu aż zza niego nie wyjrzałam i zobaczyłam kolejnego wysokiego typka. Chłopcy wymienili między sobą dziwną i tylko im znaną kombinację uścisków, przez co dowiedziałam się jak mają na imię.
- Siema Drake. Co tu robisz?- powiedział chłopak na którego właśnie wpadliśmy.
- Yo Młody, a nie widać? Idę.
- No przecież widzę debilu, że idziesz, ale gdzie i po co?
- Paul nie interesuj się, zajmij się sobą i zrób w końcu coś pożytecznego- powiedział już wyraźnie zdenerwowany mój porywacz, jak już wiem Drake.
- Stary weź się uspokój, złość piękności szkodzi, jeszcze stracisz swoja cudną buźkę.
W tym momencie nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam. Niestety szybko tego pożałowałam, bo Drake obrócił się z prędkością światła i zmroził mnie wzrokiem. Jakby tego było mało, to swoim wybuchem zwróciłam na siebie uwagę Paul’a.
- Kto to jest?- zapytał zdziwiony.
- Już Ci mówiłem, że to nie twój interes!
- Jakbyś zapomniał to należymy do jednej grupy, więc jesteś zmuszony mówić mi takie rzeczy.
- Z tego co pamiętam to może i należymy do jednej grupy, ale nie jesteś moim szefem, a przede wszystkim jesteś ode mnie młodszy i nie musze Ci się spowiadać z każdej rzeczy.- powiedział poirytowany Drake.
Od nadmiaru emocji zaczynała boleć mnie głowa, a w niczym nie pomagały mi bezsensowne kłótnie chłopaków. Postanowiłam coś z tym zrobić. Zanim jednak zdążyłam to przemyśleć, weszłam między nich i odezwałam się:
- Cześć, jestem Julia- powiedziałam słodko, wyciągając rękę w kierunku Paul’a
Ku mojemu zaskoczeniu nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, jedynie zdezorientowane spojrzenia obydwu chłopaków. W końcu Paul postanowił się odezwać.
- Yyy… Ccześć. Kim jesteś?
- Dziewczyną, to chyba widać, nie?- powiedziałam z sarkastycznym uśmiechem.
- No widzę- uśmiechnął się kpiąco, pokazując rządek swych białych zębów.
Już miałam coś odpowiedzieć, ale nie zdarzyłam, ponieważ wtrącił się Drake.
- Koniec tych pogaduszek, idziemy!- warknął.
W końcu zdobyłam się na odwagę i zapytałam:
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, dokąd my w ogóle idziemy?
- Zobaczysz- powiedział krótko i zbywająco.
Nie wytrzymałam, zatrzymałam się, tupnęłam nogą i krzyknęłam.
- Nigdzie z Tobą nie pójdę, dopóki mi nie powiesz co planujesz.
- Weź mnie kurwa nie denerwuj i rób co mówię.
- Nie- odpowiedziałam stanowczo i dalej stałam w tym samym miejscu mimo to, że Drake mroził mnie wzrokiem.
- Uuu stary współczuje- zaśmiał się Paul- Lekko z nią nie masz. W sumie to do Ciebie nie podobne, bo do tej pory laski latały za Tobą z wystawionym jęzorem śliniąc się na Twój widok. – powiedział po czym obrócił się w moją stronę i dodał z uśmiechem- Już Cię lubię.
A ja zachichotałam jak głupia i odpowiedziałam jąkając się:
- Ddzięki?- w sumie bardziej to przypominało pytanie niż odpowiedź, ale oni i tak już musieli zauważyć, że mam coś nie tak z głową.
Drake zignorował tą krótką wymianę zdań. Nie przestawał ciągnąć mnie za rękaw bluzy, ale ja pozostawałam niewzruszona i dalej stałam jak ten słup soli. Po chwili w końcu mnie puścił, zamknął oczy, co wyglądało tak jakby liczył do dziesięciu, aby się uspokoić, w sumie to mnie trochę rozśmieszyło. Na koniec chłopak westchnął głośno i odezwał się:
- Dobra powiem Ci…
Nie dane mu  było dokończyć, bo Paul wtrącił się mówiąc:
- Ooo stary źle z Tobą, ulegasz lasce. Hmm mięczak z Ciebie- zaśmiał się głośno. Chociaż próbowałam się powstrzymać to nie mogłam i również roześmiałam się głośno.
Po minie Drake’a można było zauważyć, że jest już na granicy wytrzymałości, niebezpiecznie zmniejszył odległość między sobą, a Paul’em, gwałtownie chwyci gło za koszulkę, po czym mocno popchnął na ścianę pobliskiego budynku.
- Koleś wybitnie działasz mi dzisiaj na nerwy. Więc albo się zamknij, albo porozmawiamy inaczej- warknął i jeszcze mocniej zacisnął dłonie w pięści na koszulce chłopaka.
- Dobra, uspokój się, ja tylko grzecznie chciałem dowiedzieć się dokąd idziesz.
- Jezuu, nie wytrzymam tu. Chodźcie – powiedział tyle i ruszył przed siebie.
Z jednej strony nie chciałam za nim iść, ale jednak z drugiej strony nie wiedziałam gdzie jestem, ani jak mam wrócić do domu. Ta sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Byłam zmuszona iść za nim. Najbardziej pozytywna w całym zdarzeniu była obecność Paula. Słysząc słowa Drake’a uśmiechnął się triumfalnie.
Szliśmy tak we trójkę około dziesięciu minut, aż w końcu znaleźliśmy się w ciemnym parku. Sama nigdy bym tu nie przyszła. Drake nieoczekiwanie pociągnął mnie za rękaw. Serio, znowu?! Ja pierdole co on ma z tym rękawem?! Ukryliśmy się za gęstymi krzakami. Byłam kompletnie zdezorientowana, popatrzyłam pytająco na Drake’a i już chciałam się odezwać, lecz on tylko pokazał mi, żebym była cicho i wskazał palcem prawo ode mnie. Podążyłam wzrokiem we wskazane mi miejsce i dostrzegłam trojkę chłopaków. Ewidentnie się kłócili. Dwójka tych zdecydowanie groźniejszych stali nad trzecim, krzyczeli. W końcu jeden wyciągnął broń zza siebie i wycelował w skurczonego chłopaka i bez zastanowienia po prostu strzelił. Ofiara padła na ziemie, a wokół niej szybko pojawiła się kałuża krwi. Wtedy napastnik obrócił się w naszą stronę. Mimo tego, że byłam pewna, tego że oni nas nie widzą to zamarłam. Kurwa, to jest ON. Już nic więcej nie widziałam, czułam jedynie, że upadam bezwładnie, w ostatniej chwili czyjeś ręce mnie podtrzymały. Ostatnie co pamiętam to głos, któregoś z chłopaków.
- Ja pierdole, wiedziałem, że będą z nią tylko kłopoty.

Po tym zapadła ciemność. 


***
Serdecznie proszę o opinię.