niedziela, 25 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

  • Jak to po mnie ? - zapytałam.
  • Po Ciebie Julio. - zaśmiał się. - Chcę abyś cierpiała tak jak Twoja przyjaciółka.
  • C-co ? Przecież... zawarliśmy układ. - wyjęczałam.
  • Ach, to już jest nieważne. - chwycił mnie za rękę. - Kochanie, jesteś dla mnie zagrożeniem, musisz zniknąć.
  • To dlaczego nie zrobiłeś tego dwa lata temu, dlaczego wtedy mnie nie zabiłeś ?
  • Bo wtedy nie sądziłem, że będziesz na tyle głupia, a może i odważna, że wstąpisz do The Bravers. Oni bez Ciebie są niczym, ale trochę informacji nazbierałem o Was i powiem Ci słonko, że dajesz czadu. - coraz mocniej ściskał moją dłoń. - I dlatego musisz zniknąć, ale to nie będzie takie proste dla Ciebie. Będziesz cierpieć, wić się z bólu, nie dostaniesz kulki w łeb i odejdziesz. Będziesz się męczyć.
W oczach zaczęły mi się zbierać łzy, nie chce umierać. Wyrwałam rękę z jego uściski i wstałam. Zaczęłam uciekać w nieznanym mi kierunku. Przez chwilę myślałam, że nikt za mną nie biegnie, jednak jak moje myślenie jest zgubne. Gdy już wbiegłam w głąb lasu, co było największym błędem jaki popełniłam, ktoś chwycił mnie za ramiona i gwałtownie obrócił. Dostałam pięścią w twarz. Bolało niesamowicie. Upadłam na ziemie. Dostałam kopniaka w brzuch. Podniosłam głowę, to nie był Rick. Zaczęłam płakać. Dlaczego to wszystko mi się przytrafiło. Kolejny cios w brzuch. DLACZEGO ? Nie chce umierać. Nagle przed oczami stanęła mi Lili. Wyciągnęła do mnie rękę. Miała piękną białą sukienkę na sobie. Podałam jej rękę, a ona mnie podniosła z brudnej ziemi. Mocno mnie przytuliła i pociągła w stronę światła. Bez Wahania szłam za nią. Nagle usłyszałam moje imię. Ktoś mnie wołał. Odwróciłam się, ale nikogo za mną nie było. Jednak dalej słyszałam swoje imię. Przystanęłam. Lili się odwróciła z zapytaniem wymalowanym na twarzy. Puściła moją dłoń i zaczęłam odchodzić. Wołałam za nią, ale ta nie odwróciła się do mnie. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. Odwróciłam się, ale tam znowu nikogo nie było. Chciałam iść za Lili, ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Co jest do cholery ?! Upadłam na ziemie i zaczęłam płakać.
  • Julio ? Julio ! Cholera.... Dave. - ktoś znowu mnie woła, otworzyłam oczy.
  • John ? Co Ty tu robisz ? Gdzie jest Lili ? - wyszeptałam.
  • Jaka Lili ? Boże, mniejsza z tym. Muszę zabrać Cię do szpitala, natychmiast.
  • Żaden szpital ! - próbowałam krzyknąć, ale ból w brzuchu mi to uniemożliwił, zwinęłam się w jeszcze większy kłębek. - Weź mnie do siebie.
  • C-co ? Zawiozę Cię do Twojego domu. - podniósł mnie i wziął na ręce.
  • Nie mogę w tym stanie wrócić do siebie. Weź mnie do swojego domu. - błagałam.
  • Dobrze.
Nic więcej już nie pamiętam, odpłynęłam.

*Boys*

Chłopcy jak co dzień siedzieli w salonie. R E L A K S. Tak to nazywali. W normalnym języku po prostu przesiadywali godzinami na Xboxie. Dzieciaki, pewnie tak powiedziałaby o nich Dave, gdyby tylko ich zobaczyła. Najśmieszniejsze było to skupienie z którym wpatrywali się w ekran telewizora. Przy tym śmiech i przekleństwa, gdy coś nie poszło. Od zawsze spędzali tak czas, no może nie od zawsze i nie cały swój wolny czas. Było jeszcze wiele innych zajęć, na przykład imprezy, dziewczyny, samochody no i rodzina. Konsola pozostawała na te dni, w które nie wychodzili z domu, bo byli zbyt zmęczeni, dzisiaj po prostu nie mieli pomysłu na nic innego, poza tym był środek tygodnia, gdzie znajdziesz jakąś imprezę?! No racja, coś by się znalazło, ale przecież The Bravers nie będą chodzić byle gdzie i bawić się z jakimiś dziwakami.
W salonie brakowało tylko Paula. Był u siebie. Pokój urządzony jak każdy inny, a jednak miał coś w sobie. Nie wiadomo co, jak to nazwać. Ściany były szare. Ale nie tak jak myślicie, szare i już. Były to różne odcienie szarości. Tak chciał Paul, właśnie tak mu się podobało. Nie wybrał tego sam, pomogła mu w tym Julia. Przy wybieraniu farby, powiedział, że taki kolor do niego pasuje, szary- smutny i nijaki, tak to nazwał. Julia uparła się, że może to być szary, ale jego różne odcienie, bo tak jak w życiu Paula, raz jest lepiej- jaśniej, a raz było gorzej, stąd ta ciemniejsze barwy. Bliżej okna stało duże łóżko, naprawdę duże, z ciemną pościelą i taką samą narzutą. W przeciwległym kącie, znajdował się stolik z parą czarnych foteli. Dalej niewysoki regał, większa komoda. Oczywiście pokój był pełen całkiem nowych sprzętów RTV, o których niektórym ludziom nawet się nie śniło. Paul nie jest z tych, którzy przywiązują wagę do rzeczy materialnych, ale też nie ucieka przed nowoczesnym sprzętem. W żadnym wypadku, nie próbuje się nim chwalić, po prostu go ma i użytkuje, bo może i koniec.
A więc, jak już wiadomo Paul był u siebie, nie schodził do chłopaków, ponieważ musiał wykonać jeden ważny telefon. Właściwie to na dzień dzisiejszy, była to ta najważniejsza sprawa. Musiał zadzwonić do Dariusa, umówić się z nim na spotkanie. Tylko pamiętaj, nie zdradź się. Nie mogę mu pokazać, że ta sprawa jest dla mnie aż tak ważna, że od niego tyle zależy. Inaczej zacznie świrować i w życiu się z Nami nie spotka, albo będzie wyjeżdżał z jakimiś popieprzonymi warunkami, jako Pan i Władca Naszego losu. – powtarzał sobie cały czas, próbując się jakoś nastawić na to co go czeka za chwile. Nie bał się Dariusa, nie bał się kontaktu z nim. Bez przesady. Paul co prawda, nie lubi obrażać ludzi, ale w jednym musiał się zgodzić, Darius to po prostu idiota. Tępak i głupek w najprostszej postaci, niby ma łeb do interesu i potrafił się wzbogacić, ale fakty są takie, że nikt nie bierze go na poważnie, nie ma zbyt znaczącej pozycji na Rynku. Przydaje się do spraw typu, coś sprowadzić, informacje na temat kogoś lub czegoś i to by było na tyle. W tej chwili kontakt z nim był istotny, dlatego Paul musiał się dokładnie pilnować w tym co powie.
Czas dzwonić, telefon już od kilku chwil był przygotowany i leżał na stoliku. Paul wcześniej siedział w fotelu, teraz powoli wstał, wziął do ręki komórkę, po czym wybrał numer i zaczął się przechadzać po pokoju. Jedne sygnał. Trzy kroki. Drugi sygnał. Kolejne trzy kroki. Trzeci sygnał. No nie, tego się nie spodziewał. Wyobrażał sobie, że w rozmowie coś może pójść nie tak, ale nie myślał o tym, że Darius w ogóle nie raczy odebrać telefonu. W tym momencie coś zaszeleściło po drugiej stronie słuchawki. Ktoś odebrał połączenie. Paul zatrzymał się naprzeciwko okno i zaczął wpatrywać się w przestrzeń.
  • Halo?- odezwał się głos. Tak to był Darius. Nawet głos miał nijaki. Ani miły, ani zły, taki po prostu bez wyrazu.
  • Witaj Darius, mówi Paul.
  • Jaki Paul? Aaa West.
  • Zgadza się. Słuchaj, właśnie się zastanawiałem czy mógłbyś mi pomóc w pewnej sprawie.
  • Co dokładnie mógłbym dla ciebie zrobić?
  • To nie jest sprawa na telefon. Najlepiej jakbyśmy mogli się spotkać i porozmawiać.
  • To umówimy się dzisiaj o 17, tam gdzie zawsze.
  • Okej- powiedział Paul i rozłączył się. Przed spotkaniem Darius nie potrzebował więcej informacji. Jeszcze coś by mu strzeliło do głowy i poleciałby z nimi do Ricka. A tego The Bravers nie potrzebowali.
Paul wykonał zadanie i postanowił zejść na dół do chłopaków. Już na schodach słyszał dźwięki wyścigów samochodowych na Xboxie. Chłopcy nawet się nie odwrócili, żeby na niego spojrzeć, tak byli pochłonięci grą. Paul nawet ich rozumiał, też chętnie usiadłby przed telewizorem, zostawiając za sobą ten cały syf z Rickiem, ale ktoś w tej sytuacji musiał zachować trzeźwy rozum.
  • Ej, załatwiłem sprawę, możemy dziś spotkać się z Dariusem- powiedział Paul, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
  • Słyszeliście?! - dalej nie reagowali.
  • Halo?!!- nie wkurzył się, bo niby o co. Jednak oczekiwał odrobiny uwagi, więc też stanął w miejscu, między chłopakami, a ekranem telewizora, po czym momentalnie chłopcy skupili na nim wzrok.
  • Zwariowałeś?
  • Spadaj stąd !
  • Zabieraj dupę, sprzed telewizora, nie widzisz, że coś robimy?- zapytał Drake.
  • Tak widzę, że marnujecie czas. Mam wam tylko coś do powiedzenia z zaraz stąd wychodzę. Dzwoniłem do Dariusa. Zgodził się spotkać dzisiaj o 17. Jakbyście nie wiedzieli to za dwie godziny. Trzeba jeszcze dojechać na miejsce. Pamiętacie jeszcze? To w tej sprawie, tej ważnej. Chodzi o Ricka i Dave! To tyle, dzięki za uwagę- powiedział Paul i odwrócił się na pięcie, zaczął iść z powrotem w stronę schodów, ale zatrzymał go głos Alex’a
  • Ej stary stój. Sorry za to- wskazał na telewizor. – Dla Nas załatwienie sprawy z tym szantażem też jest ważne, ale nie możemy myśleć o tym cały czas, bo byśmy zwariowali.
  • Dokładnie, weź już nie obrażaj się. Pojedziemy razem na to spotkanie. – powiedział Martin.
  • Dobra, spotykamy się tu na dole, tylko żebym nie musiał znowu Was wyciągać sprzed telewizora.
  • Spokojnie, będziemy gotowi. – odparł Drake.
  • Taa, zaraz wygram, a wtedy już Drake i Alex, nie będą chcieli więcej grać- powiedział Martin z uśmiechem.
  • Stary, chyba Cię do reszty pojebało. To ja wygram, nie Ty. – powiedział szybko Drake.
  • Wybaczcie chłopaki, nie chciałem, ale nie dajecie mi wyboru i muszę zniszczyć Wasz świat mówiąc Wam, że to ja wygram, a wy poniesiecie porażkę- zadrwił Alex.
Aż do drzwi pokoju Paula, odprowadzały go odgłosy kłótni między chłopakami. Czemu jestem taki niespokojny? Przecież nic się nie stało. Czeka Nas to spotkanie, ale to nie jest nic, czego wcześniej nie robiliśmy. Mimo to dziwnie się czuje, tak jakby coś się stało, ale nie wiem co. Myśli nie dawały mu spokoju. Skierował się w kierunku łazienki. Może prysznic pomoże mu się uspokoić, wyciszyć nerwy, które pojawiły się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego…

*** godzinę później***
Jak się umówili tak zrobili. Po godzinie 16 zebrali się w salonie. Przygotowani do spotkania z Dariusem. Na wszelki wypadek wzięli ze sobą broń. „Przezorny zawsze ubezpieczony”. Może się nie przyda, ale zawsze lepiej mieć. W obecnej sytuacji nie mogą mieć pewności, że spotkanie nie będzie ustawione.
Zeszli do garażu, zapakowali się do jednak samochodu i ruszyli. Do miejsca spotkania nie było ani blisko, ani daleko. Przynajmniej nie musieli jechać przez Centrum, wtedy utknęliby w korkach i na pewno nie zdążyli na umówioną godzinę.
Tak więc na miejsce dotarli mniej więcej po 30 minutach jazdy. Darius już czekał, co jak na niego było podejrzanie dziwne, bo on zawsze, ale to naprawdę zawsze spóźniał się. Chłopcy wysiedli z samochodu i skierowali się w stronę Dariusa.
  • Siema Darius- odezwał się Drake.
  • Witajcie chłopaki. W czym mogę Wam pomóc?
  • Potrzebujemy informacji na temat niejakiego Ricka Duncana.- powiedział Paul
  • Nie znacie go? Przecież każdy coś o nim wie. Właściwie nie znać go to prawie jak samobójstwo.
  • Oczywiście, że go znamy – westchnął Alex- Nie chodzi nam teraz o ogólne informacje na jego temat, a wyłącznie o to dlaczego wrócił. Jakiś czas temu wyjechał, długo go nie było, a teraz nagle wrócił. Pytanie tylko dlaczego?
  • Nie jesteście pierwszymi osobami, które o to pytają- odparł tajemniczo Darius- W tym niestety nie mogę Wam pomóc. Nie wiem dokładnie dlaczego wrócił. Sam nie zdradził nikomu powodu. Jedni mówią, ze wrócił, bo interesy po wyjeździe nie układały się najlepiej. Inni mówią, że przed kimś ucieka. A jeszcze inni, że wrócił bo ma niedokończone sprawy w mieście, które musi uporządkować.
  • Czyli nic konkretnego?- zapytał Martin.
  • Nic, same przypuszczenia. Właściwie dlaczego to dla Was takie ważne? Po prostu nie wchodźcie mu w drogę a będziecie bezpieczni.
  • Za późno- powiedział Drake.
  • Co?- zdziwił się Darius.
  • Drake miał na myśli to, że staramy się chronić własny biznes, dlatego jesteśmy ciekawi czemu Duncan zdecydował się wrócić do miasta. Za późno na nie wchodzenie mu w drogę, bo musielibyśmy wycofać się z interesów, a to nie wchodzi w grę. - powiedział Paul, ratując sytuacje.
  • To aż takie dla Was istotne? Musi być skoro na spotkanie ze mną przyjechaliście wszyscy- powiedział Darius i popatrzył na nich przenikliwe.
  • Jeśli już jesteśmy przy interesach. To co z nową dostawą?- zapytał Alex, jakby kompletnie nie usłyszał wcześniejszego pytania Dariusa.
  • Eee… no właśnie. Chodzi o to, że…- zaczął się tłumaczyć.
W tym momencie rozmowę przerwał dźwięk telefonu Paula. Chłopak wyciągnął go, spojrzał na ekran- Nieznany numer. Ciekawe. Odszedł kawałek od chłopaków i odebrał.
  • Halo?
  • Paul? Tu Mike. Dave miała wypadek.
  • Co?
  • Widziałem jak leżała na chodniku, cała we krwi. Już miałem do niej podejść, ale pojawił się młody McHarris i wpakował ją do swojego samochodu.
  • Dzięki za telefon, Mike.
  • Nie ma sprawy, mam nadzieje, że nic jej nie będzie.
  • Ja też- powiedział tylko Paul i rozłączył się.
Podszedł z powrotem do chłopaków. Minę miał nieciekawą, co zresztą od razu zauważyli. Sami pomyślcie jakbyście wyglądali, po takich rewelacjach?
  • Paul, co jest?- zapytał Martin.
  • Dave…
  • Co Dave?- zareagował Drake.
  • Ktoś ją pobił…

*Julia*

Przewróciłam się na drugi bok, na pewno byłam w łóżku, ale nie moim, pościel miała inny zapach. Otworzyłam jedno oko, a zaraz drugie. Znałam ten pokój. John. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, co od razu pożałowałam, bo ból jaki poczułam w brzuchu był nie do opisania. Znowu opadłam na łóżko.
  • Leż spokojnie, zaraz przyniosę środki przeciw bólowe. - wiedziałam, że to mówił John. Słyszałam jak schodził na dół, chciałam poczekać aż wróci, ale powieki miałam takie ciężkie, że ponownie je zamknęłam. Zasnęłam. Znowu.
Ktoś lekko potrząsnął moim ramieniem, z ledwością otworzyłam oczu. Nade mną stał John.
  • Co Cię boli Julio ? - zapytał.
  • D-dave.
  • Ugh, dobrze. Co Cię boli Dave ?
  • Głowa i brzuch. Co się stało ?
  • Nie pamiętasz ?
  • Nie.
  • Ktoś Cię pobił, Dave. Co jest grane ?
  • Och. Nie ważne. - starałam się na niego nie patrzeć.
  • Ja pierdole. Dave ! Ktoś Cię pobił ! To nie jest nie ważne. - krzyknął, pierwszy raz słyszałam jak John przeklął. Zaśmiałam się.
  • Co jest takie zabawne, huh ?
  • John, Ty przeklinasz.
  • Bo już mnie irytujesz. - westchnął głośno. - Jeśli mi nie powiesz co jest grane, zabieram się do szpitala.
  • Co ? - znowu za szybko się podniosła.
  • Leż. - podał mi tabletki przeciwbólowe i wodę. - Jeśli się od Ciebie nie do wiem co jest na rzeczy, uwierz, ze naprawdę zabiorę Cię do tego szpitala, a wtedy na pewno wtrąci się w to policja.
  • Ugh, dobra, przekonałeś mnie. - na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. - Ale jeśli to co Ci powiem wyjdzie poza te cztery ściany, to uwierz, będzie z Tobą źle.
  • Rozumiem. Mów.
  • Kto dokładnie mnie pobił to nie wiem.
  • Ale.. - nie dałam mu dokończyć.
  • Daj mi skończyć. - westchnęłam. - Jednak wiem, kto to zlecił. Rick Duncan. Coś Ci to mówi ? - zapytałam.
  • Nie, raczej nie. - popatrzył na mnie dziwnie. - A powinno ?
  • Nie, nie powinno. Dobrze, że nie wiesz kto to jest, jednak muszę Cię uprzedzić, że jak powiem Ci to co mam do powiedzenia, to nie będziesz bezpieczny, ani Ty ani Twoja rodzina. Rozumiesz ? Dalej chcesz się dowiedzieć co się stało ?
  • Tak. - ta odpowiedź mnie zaskoczyła.
  • Dlaczego ?
  • Bo jestem ciekawy.
  • Ale nie boisz się, że coś stanie się Twojej rodzinie ? Narażasz siebie i swoich bliskich poprzez swoją ciekawość.
  • Jul.. - popatrzyłam na niego wymownie. - Dave. Czy Ty tego nie widzisz ? Lubie Cię, naprawdę Cię lubię.
  • Och.. Rozumiem.- zawahałam się. Westchnęłam. - Dobrze, no to słuchaj. Tylko żebyś potem nie żałował, okej ?
  • Okej. Mów już. - zaśmiał się.
Mi nie było aż tak do śmiechu jak John'owi. On tego nie rozumiał, że będzie w wielkim niebezpieczeństwie, jeśli pozna prawdę. Nikt mu nie pomoże.

  • Miałam kiedyś przyjaciółkę, najlepszą. - pociągnęłam nosem, wspomnienia wracają. - Ona już nie żyje. - spojrzałam na John'a i widziałam w jego spojrzeniu litość, a to było najgorsze, już nie będzie na mnie patrzył tak jak kiedyś, nie będzie się już mnie obawiał, a to mnie zabija najbardziej, tracę kontrole.
  • Była chora ? - odezwał się chłopak.
  • Owszem była chora. Ale nie tak jak myślisz. - popatrzył na mnie zdezorientowany. Zaśmiałam się. - Była chora z miłości. Pokochała nie odpowiedniego faceta. Chyba wiesz o kogo mi chodzi.
  • Rick Duncan ? - zapytał.
  • Tak, on. - westchnęłam. - I ten kutas odebrał mi ją.
  • Odebrał ?
  • Jakby to ująć najlepiej. - przerwałam na chwilę. - Skurwysyn zabił moją Lili.


    ***
    Mamy rozdział ! Cieszycie się ?
    Bo ja bardzo. 
    Mam nadzieje, że kolejny dodam w niedługim czasie. 
    Postaram się, naprawdę !
    Dalej czekam na Wasze opinie. 
    Buziaki <3

sobota, 17 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tylko tego mi teraz brakowało, rodzice. Ale sobie wybrali termin na odwiedziny. Mało mamy teraz problemów na głowie ? Jeszcze oni się nam zrzucili na głowę. Wiem, że i tak musieli nas kiedyś odwiedzić, bo taka była umowa, ale myślałam, że może sobie zapomną... W końcu mają trochę tych sprawa na głowie, a to aż tak ważne nie jest.
  • Cześć Wam. - uśmiechnęłam się promiennie. - Myślałam, że już nie przyjdziecie.
  • Widać, nie tylko Ty tak myślałaś Julio. - powiedział tata, zerkając na chłopaków.
Obróciłam się i zauważyłam, ze tylko Drake był ubrany kompletnie, reszta już nie. Bliźniaki przynajmniej mieli spodnie dresowe na sobie, ale Paul paradował w samych bokserkach. Pięknie.
  • No bo, eee... yyy oni.. - jąkałam się niemiłosiernie, no kurde, nie wiedziałam jak mam im to wytłumaczyć. Wiem co sobie pomyślą, jedna dziewczyna w domu, czterech facetów, którzy paraduje roznegliżowani po mieszkaniu. Na pewno zdeprawują malutką córeczkę tatusia. Ja pierdole, ale z nich debile. Przecież ostrzegałam, że rodzice mogą wpaść w każdej chwili, to nie.. oni są mądrzejsi, ale teraz ja mogę mieć kłopoty przez to.
  • Może napiją się państwo czegoś ? - odezwał się w końcu Drake. Rodzice milczeli. Wspaniale. - Wiem, ze to trochę nie kulturalne z naszej strony, witać Państwa w taki strojach – wskazał na resztę. - Ale chłopcy złapali okropną grypę jelitową i nie mogą iść dzisiaj na uczelnie, a ja właśnie się wybierałam do apteki po leki dla nich. - popatrzył się wymownie na bliźniaków, bo stali najbliżej.
  • No tak, właśnie, grypa. - powiedział Alex. - od 3 nad ranem męczymy się i już teraz jest lepiej, przynajmniej zdążamy dobiec do toalety. - Ja pierdole Alex...
  • Mogłam do Was zadzwonić i poinformować jaka jest sytuacja, żebyście się przypadkiem nie zarazili, w końcu macie dużo spraw na głowie. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale przez to, że musiałam wcześnie wstać, a w nocy nie spałam zbyt dobrze to kompletnie o tym rano zapomniałam. Przepraszam Was.
  • Dobrze Julio, rozumiem. - w końcu odezwała się mama. - Odwiedzimy Was innym razem, ale nie myślcie sobie, że to Was ominie. Wiesz, jaka jest umowa Julio.
  • Tak wiem, maamooo. - przeciągnęłam samogłoski.
  • Wspaniale, także do zobaczenia niedługo. - przytuliła mnie. - A Wam Panowie, życzę powrotu do zdrowia. - lekko zakpiła, a potem wyszła razem z ojcem.
Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, wszyscy odetchnęli z ulgą. Jednak gdy usłyszałam, że już na pewno wyjechali z podjazdu i Nas już nie usłyszą wybuchłam.
  • Czy Wy już do końca powariowaliście ?! Dobrze wiedzieliście, że mają się u Nas zjawić moi rodzice, a Wy co ? Stoicie tutaj prawie nadzy.. No nie mam kurwa do Was sily.
  • No wybacz Nam Dave, ale skąd mogliśmy wiedzieć, ze akurat dzisiaj przyjadą ? Mamy wiele spraw na głowie, wydaje mi się, że ważniejszych niż Twoi rodzice. - powiedział Alex.
  • Coś Ty powiedział ?!
  • To co słyszałaś...
Tak szybko do niego odleciałam i zaczęłam okładać pięściami, że nawet nie zareagował na to, był w taki szoku. Drake próbował mnie od niego odciągnąć, ale jakoś mu to nie wychodzi, a przy okazji i jemu się oberwało. W końcu razem z Paul udało mu się mnie przytrzymać.
  • Czy debilu nie zdajesz sobie sprawy, że jak moi rodzice Was nie zaakceptują, to nie będzie możliwości żebym z Wami tu mieszkała, co automatycznie odbije się na naszej pracy. Ile
    razy mam Wam to jeszcze tłumaczyć ? No ile ?! - warknęłam i poszłam do siebie na górę.

    *Boys*
  • Co ona taka drażliwa?- zapytał Martin, po tym jak Dave wybiegła na górę.
  • Dziwisz jej się? Najpierw Rick, teraz rodzice. Na pewno jeszcze stało się coś na Uczelni. Nikt nie może znieść tyle rzeczy naraz, nawet Dave. – bronił jej Drake.
  • Masz racje stary, nie powinien był. Mogłem się bardziej zastanowić zanim się odezwałem- kajał się Alex.
  • Dobrze zrobiłeś- powiedział Paul, a pozostali popatrzyli na niego jak na idiotę- No co?! Pomyślcie przez chwile, będzie lepiej dla Julii jeśli będziemy ją traktować tak jak wcześniej, bez specjalnej taryfy, ulgowej.
  • Zgoda- wszyscy zaakceptowali jego pomysł. Chwile po tym odezwał się Drake:
  • Zachowywanie się względem Dave to jedno, ale musimy w końcu zrobić coś w sprawie tego kutasa Rick’a.
  • Martin, dowiedziałeś się czegoś?- zapytał Paul.
  • Nic specjalnego, czekam jeszcze na więcej informacji. Jak na razie, żadnych szczegółów na temat tego dlaczego wrócił, co robił jak go nie było. Po prostu czarna dziura, jakby koleś wyrósł spod ziemi, chociaż wszyscy go znają i trzęsą się na samo wspomnienie o nim.
  • Pff.. na wspomnienie o nim, chyba żartujesz? – zadrwił Drake.
  • Widziałeś go kiedykolwiek?- zapytał Martin.
  • No jasne, zanim wyjechał dosyć często go spotykałem, głównie przy interesach.
  • I dalej nic nie rozumiesz?- pytał dalej.
  • Nic, a nic.
  • Jest w nim coś takiego, w sposobie jakim się porusza, sam nie wiem. Po prostu sprawia, że ludzie automatycznie odwracają wzrok i schodzą mu z drogi. – Martin, gdy to mówił wyraźnie się wzdrygnął, jakby specjalnie dla podkreślenia znaczenia swoich słów.
  • Jest aż taki brzydki?- zaśmiał się Drake.
  • Nie kpij, to poważna sprawa. Mamy do czynienia prawdopodobnie z najgroźniejszym gościem w całej okolicy. Co więcej mamy u niego przesrane, a z Dave jest jeszcze gorzej.
  • Wygląda na to, że będziemy musieli poradzić sobie sami, jakoś nie wydaje mi się, że ktokolwiek byłby w stanie stanąć po naszej stronie w konflikcie z Rickiem. – zauważył Paul.
  • Można spróbować, ale takim sposobem tylko narobimy sobie dodatkowych wrogów- Drake już spoważniał na tyle, że zaczął obmyślać w głowie strategię działania.
  • Racja, więcej ludzi będzie wolało przyłączyć się do niego, albo chociaż cokolwiek zrobić w jego interesie niż minimalnie wspomóc nas. – w końcu Alex zabrał głos w sprawie. Dzisiaj był szczególnie wyciszony. Ale tylko na zewnątrz, bo w środku aż wrzało. Denerwowała go cała sytuacja, chociaż kogo by nie irytowała? Ale on był specyficzny, lubił mieć wszystko czarno na białym. Albo ma się kogo bać, albo to tylko ściema. No i o co do cholery chodzi z tym Rickiem? Jak to możliwe, że nikt nic o nim nie wie. Musi być jakaś osoba, która jest w stanie zdradzić więcej informacji na jego temat. To może być cokolwiek, ale żeby coś było, jakiś punkt odniesienia. Jak na razie nie mają nic i to najbardziej wkurza Alex’a. Nie możemy siedzieć bezczynnie. Trzeba działać!- myślał- Tak, ale co tu kurwa zrobić . Kto może coś wiedzieć? Myśl, myśl… Nie, źle, wiedzieć będzie każdy. Kto jest na tyle głupi, albo na tyle odważny, że nie ma nic do stracenia i zdradzi coś na temat Rick’a? Hmmm… TAK! To jest to! Nie mamy nikogo na tyle odważnego, ale za to mamy idiotę- Darius. On na pewno będzie coś wiedział.
  • Hej, chłopaki- Alex wyrwał się z zamyślania, nawet nie zauważył kiedy kompletnie odpłynął nie zwracając uwagi na to co mówi reszta, ale to było w tej chwili nieistotne, właśnie wpadł na pomysł, który może im bardzo pomoc w wiadomej sprawie- wiem, kto może nam coś powiedzieć o Ricku. – reszta patrzyła na niego zdezorientowana- Darius- dokończył.
  • Dobrze pomyślane, jest w centrum informacji, ma kontakty z tyloma ludźmi, że na pewno coś wie.- pochwalił Paul
  • A przede wszystkim jest na tyle głupi, żeby nam coś powiedzieć- dokończył Alex.
  • Dobra, teraz pytanie kto się z nim skontaktuje?
  • Może Dave, w końcu on na nią leci od samego początku, jej na pewno powie co tylko będzie chciała.
  • Zwariowałeś, nie możemy jej do tego mieszać.
  • Przecież sam dopiero co mówiłeś, że powinniśmy ją traktować normalnie, jak wcześniej. Przed tym całym gównem z Rickiem, nawet byś ją zachęcał, żeby to ona poszła.
  • Sytuacja się zmieniła.
  • Coś mam wrażenie, że to nie sytuacja, ale…
  • Ale co?
  • Nic, po prostu wymiękasz- zaśmiał się Paul. A zaraz po nim cała reszta wybuchła śmiechem. Ale to tylko pozory. Mają robotę do wykonania. Zasada jest prosta- „Kiedy ma się wroga, mądrze jest znać jego zwyczaje.”, albo motywy jak w tym przypadku.

*Julia*
Czy oni wszyscy są aż tak tępi, że nie mogą pojąć aż tak prostych rzeczy. To od nich zależy czy dalej będziemy mogli działać w naszej pracy, na mnie w tej sprawie nie mogą liczyć, to oni muszą się spodobać moim rodzicom, nie ja. Ale jak zwykle żaden z nich nie potrafi tego ogarnąć. Muszę wyjść z domu, natychmiast. Nie potrafię tak siedzieć bezczynnie i wpatrywać się bez celu w przestrzeń. Pójdę na zakupy do centrum handlowego, to mi na pewno pomoże się zrelaksować. Wstałam z łóżka, zgarnęłam wszystkie potrzebne rzeczy do torebki, chwyciłam kluczyki i zbiegłam na dół. Chłopcy siedzieli w salonie, ale nawet nie próbowali się do mnie odezwać i dobrze. Mogłabym jeszcze bardziej się z nimi pokłócić, a to nie jest nam potrzebne w tym momencie. Podleciałam do mojego Ferrari i skierowałam się do najbliższego centrum. Jadąc, cały czas zerkałam do lusterka wstecznego, nie spodobało mi się jedno auto. Czarny Mercedes, za kierowce miał mężczyznę w ciemnych okularach, wydał mi się w jakiś sposób znajomy. A może po prostu jestem przewrażliwiona tym wszystkim. Zaparkowałam na parkingu podziemnym, żeby auto zbytnio mi się nie nagrzało od słońca, gdy wchodziłam już wejściem podziemnym do galerii zauważyłam ten sam samochód co kilka minut wcześniej na drodze, ale kierowcy już w nim nie było. To pewnie zwykły zbieg okoliczności. Weszłam w końcu do raju. Obeszłam wszystkie moje ulubione sklepy, nakupowałam masę rzeczy z czego byłam cholernie zadowolona. Teraz mogłam iść do domu. Schodziłam już do auta, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Po wielkich trudach znalazłam mój telefon w torebce. Nadawca nie znany. Nie podoba mi się to, ale moja ciekawość wzięłam górę i otworzyłam wiadomość.

Witaj Julio, pęknie się bawisz na zakupach, aż miło mi
patrzeć na Twój uśmiech, skarbie. Musimy się spotkać, natychmiast.
Bez wykrętów i tak Cię znajdę. R.

Rick. Jeszcze tego mi dzisiaj brakowało. To on był w tym aucie, na pewno on. Wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje. To w sumie było do przewidzenia. Po jaką cholerę się ruszałam z tego domu, trzeba było tam zostać. Ale w sumie patrząc z drugiej strony, dopaść to on mnie może wszędzie, a poza tym nie napisał gdzie mamy się spotkać, także jade do domu. Wsiadłam do auta, wyjechałam z galerii i skierowałam się w stronę domu. Coś mi znowu nie pasowało. Czułam, że coś jest nie tak. Sms, znowu. Wiadomość od nieznajomego.

Park przy Twoim domu, za 10 min. R.

Kurwa, kurwa, kurwa !!!!
Dojechałam tam w niecałe 5 min. Usiadłam na ławce, blisko innych ludzi, bo przy świadkach nic mi zrobić nie może. Rozglądałam się dookoła, jak jakaś chora psychicznie. Bałam się, naprawdę się bałam. Wiem o czego ten człowiek jest zdolny. Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie, tak cholernie bałam się odwrócić. Wiedziałam, że to on, wiedziałam, nawet nie patrząc w jego stronę. Poczułam ten sam zapach drogich perfum, były ładne, kompletnie nie pasowały do charakteru tego człowieka. Zresztą z tego co pamiętam, jego wygląd również był omylny. W końcu zmusiłam się, aby odwrócić głowę. Siedział zwrócony do mnie, miał ubrane czarne jeansy, granatowy podkoszulek i skórzaną kurtkę, włosy lekko potargane, ale twarz dalej miał tak idealną jak kiedyś. Uśmiech przyklejony, który mówił '' Jestem niewinny'', jednak ja wiedziałam co się w nim kryje. Zło. Czyste zło.

  • Witaj Julio, jak miło mi Cię spotkać po tylu latach. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Jak tam Twoja noga ? Widziałem, że już nie kulejesz, a nawet chodzisz w pięknych obcasach. - zaśmiał się.- No dlaczego nic nie mówisz ? Z tego co zaobserwowałem to zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
  • Po co tu wróciłeś ? - wszeptałam.
  • Po Ciebie, Julio. Chce dokończyć to co zacząłem.    


    ***
    Szybki rozdział, kolejny nie wiem kiedy. :(
    Za mało czasu, za dużo rzeczy do zrobienia. 
    Przepraszam. 
    Czekam na opinie. 
    <3

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nie odzywałam się tak długo jak tylko mogłam, widać było, że Drake coraz bardziej się niecierpliwił. Nie mówiłam nic, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym powiedzieć, zatkało mnie. Pierwszy raz od tak długiego czasu nie wiedziałam jak mam wybrnąć z tej głupiej sytuacji. Nikt nie mógł się dowiedzieć o mojej umowie, nikt. To by sprowadziło na nich nieszczęście, jednak oni w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy. Są tak bezmyślni, że aż szkoda gadać. Patrzyłam się tylko na niego, nawet uśmiechnąć się nie mogłam.
  • Dave, zamierzasz mi to wyjaśnić czy nadal będziesz milczeć ? - zapytał w końcu, widać było, że nie mógł już wytrzymać.
  • Eee, ja.. umm.. Drake ?
  • Tak ?
  • Ja nie mogę Ci nic powiedzieć ? - myślałam, że po tych słowach wybuchnie, jak zawsze to robił, jednak jak bardzo się pomyliłam.
  • Dave kochanie. - przytulił mnie. - Mi możesz powiedzieć co się dzieje, wiem dobrze, że między nami nie było i nie ma zbyt dobrych przyjacielskich stosunków, jednak coś na łączy, czy tego chcemy czy nie. - po tonie jego głosu, mogłam z łatwością stwierdzić, że się uśmiecha.
  • Uwierz mi, ja bardzo bym chciała Wam wszystko powiedzieć, bo jesteście dla mnie jak rodzina, ale nie mogę. I wiem co chcesz powiedzieć, więc daj mi dokończyć. - zauważyłam lekki grymas na jego twarzy, ale jak szybko się pojawił tak szybko znikł. - Nie mogę Wam powiedzieć, ponieważ, umm... będzie w niebezpieczeństwie, jeśli ON się dowie, że Wy wiecie.
  • Dobra, spoko, uszanuje to, chociaż dobrze wiesz, że MY potrafimy ZADBAĆ o siebie. - niektóre słowa aż nad wyraz akcentował. - Jednak kim jest ten ''on'' ? To chociaż mogłabyś nam powiedzieć.
Chwilę się nad tym zastanawiałam, rozważałam każdy za i przeciw. Doszłam do wnioski, że to mogą wiedzieć, jak już nie wiedzą kto to jest. Powiedziałam Drake'owi, że nie tylko on powinien wiedzieć z kim mamy do czynienia. Jednak od razu zaznaczyłam, że jeśli będą tylko próbować wyciągnąć ze mnie coś więcej już nigdy im nic nie powiem. Po wielkich trudach, w końcu przystał na taką propozycje. Zaproponowałam, że on pójdzie obudzić chłopaków, bo jest dopiero 6 a.m, a ja za ten czas się ograne, bo niestety na 10 mam wykłady. Gdy Drake wyszedł ode mnie z pokoju, od razu poszłam pod prysznic, tego mi było trzeba. Po tym od razu poczułam się lepiej, ubrałam się i jasne, lekko przetarte jeansy, a na górę włożyłam luźną koszulkę, którą po namyśle wsadziłam do spodni, bo lepiej wyglądała, na nogi ubrałam koturny, na masywnej platformie, a włosy zostawiłam rozpuszczone, jedynie spięłam grzywkę. Zrobiłam mocniejszy makijaż, bo przecież nie mogłam wyglądać tak jak wczoraj, ludzie muszą mnie rozpoznawać, muszą wiedzieć kim jestem, muszą zdawać sobie sprawę, że ze mną się nie zadziera. Po tym zaraz zeszłam na dół, była już 7, więc zostało mi dość sporo czasu na zjedzenie śniadania i powiedzenia co nieco chłopakom z czym mamy do czynienia. Nie sądziłam, że Drake'owi uda się ich wszystkich ściągnąć z łóżka o tak wczesnej porze, więc jak wielkim było dla mnie zaskoczeniem, gdy weszłam do kuchni, gdzie Alex stał już ubrany i robił coś do jedzenia, coś co wspaniale pachniało. Przy stole siedzieli wszyscy prócz Drake'a. Gdy weszłam do kuchni, co było oczywiście słychać przez moje super ekstra buty. Swoja drogą uwielbiam, ale no mniejsza z tym. Siadłam na moim stałym miejscu, nikt się nie odzywał. Słychać było jedynie odgłosy jak coś się smażyło na patelni. Gdy Alex podał na swój specjał, czyli kiełbaski z sadzonym jajkiem, co jak co, ale Alex potrafił gotować, był w tym naprawdę dobry w przeciwieństwie do swojego brata, ten jedynie potrafił zrobić kawę, nie, że był jakiś lewy, po prostu nic innego mu nie wychodziło, kiedyś nawet prawie spalił całą kuchnie przygrzewając zupę od Pani Morrison. To było mistrzostwo. Z rozmyślań wyrwało mnie lekkie szturchniecie, wywołane przez osobę, która siadała koło mnie. Drake, w końcu postanowił się zjawić. Co mu tyle zajęło ? Ach tak, już wiem, wystarczyło tylko spojrzeć na niego. Wyglądał dobrze, przepraszam, to zbyt mało powiedziane, wyglądał nieziemsko. Nigdy wcześniej w taki sposób na niego nie patrzyłam. Oczywiście, widziałam, że jest przystojny, jak każdy z chłopaków, ale jednak nigdy nie powalał mnie aż tak swoją urodą, jak w tym właśnie momencie. Coś się zmieniło, wiem to. Jednak dlaczego ? Nie jest mi potrzebny kolejny problem, a to co teraz czuje zapowiada katastrofę. Muszę te myśli odsunąć ode mnie, to nie jest teraz najważniejsze.
  • Dobra, wiem na co czekacie. - powiedziałam w końcu.
  • Spokojnie D, powiesz Nam wtedy gdy będziesz gotowa. - odezwał się Paul.
  • Nie, muszę to teraz powiedzieć, wiem, że oczekujecie tego ode mnie i nie mam Wam tego za złe. Sama bym była zła na Was jeśli byście coś przede mną ukrywali. - zauważyłam jak w tym momencie spojrzeli po sobie jakby faktycznie coś ukrywali przede mną. Wyduszę to z nich innym razem.
  • Okej, więc słuchamy. - powiedział Paul.
  • No dobrze, więc przypominacie sobie sytuacje sprzed dwóch lat ?
  • A jaką dokładnie ? - zapytał Drake.
  • Ty to powinien najlepiej pamiętać, bo to było przez Ciebie. - zakpiłam. - Pamiętasz jak brałeś mnie do parku razem z Paul'em ?
  • Ach, no tak, pamiętam. - zaśmiał się. - No ale co w związku z tym ?
  • Zemdlałam wtedy. - widziałam, jak dalej nie kumają o co chodzi. - No kurwa, przez NIEGO. - nagle zamarli. - Chodzi mi o.. o Rick'a Duncana. Jednak widzę, że chyba wiecie o kogo mi chodzi.
  • Ja pierdole. - powiedzieli razem Alex i Martin.
  • Powiedz, że żartujesz D ? - odezwał się Paul.
  • Nie, nie żartuje. To Rick wysłał nam te zdjęcia, chociaż ja go częściej nazywam Dick, bo to by lepiej do niego pasowało. - usłyszałam jak Drake zaczął się śmiać, ale reszta od razu zgromili go wzorkiem. Jednak on pochylił się nade mną i wyszeptał.
  • Dave, ja też go tak nazywam. - uśmiechnęłam się do niego, bo to było miłe, na swój sposób.
  • Ale, ale skąd go znasz Dave ? - zapytał Martin.
  • No tego to już Wam nie mogę powiedzieć, bo będziecie mieć kłopoty, jeśli już ich nie macie.
  • Chrzanić kłopoty, damy sobie radę ze wszystkim. - powiedział Alex.
  • Nie pow... - Drake mi przerwał.
  • Obiecałem Dave, że nie będziemy nalegać na inne wyjaśnienia, bo inaczej nic by nam nie powiedziała, także zamknąć się i nie drążyć dalej tematu. Grunt, że wiemy z kim mamy do czynienia. - to mnie zaskoczyło, naprawdę.
  • Dziękuje Drake. - uśmiechnęłam się. - Tak jak już powiedziałam wcześniej, nic nie mogę więcej Wam powiedzieć, jednak mam kilka pytań do Was. Wiem, że Wy dobrze znacie Dic... to znaczy Rick'a. Skąd ?
  • Ymmm, trudno to wyjaśnić. Kiedyś robiliśmy razem interesy, jednak jemu nie pasowało to, że my mamy większe zyski z tego. Było tak, ponieważ to my załatwialiśmy sprzęt i narkotyki, a on je jedynie odbierał. Nie pasowało mu to, więc uknuł w tej swojego durnej główce, że nas okradnie, a my nie spodziewaliśmy się tego. Zawsze mieliśmy dobry kontakt ze sobą, on nam pomagał, a my jemu. Skurwysyn wyczyścił cały nasz magazyn, obrabił nas na dobre 20 tysięcy dolarów. Długo nie mogliśmy się po tym pozbierać, to był cios poniżej pasa, bo wtedy był kryzys i ciężko było zdobyć jakikolwiek towar. - powiedział Paul.
  • Kurwa, wiedziałam, że jest świnią, ale nie, że aż taką. Co się potem stało ?
  • Po tym jak nas obrabił, wiedzieliśmy, że to on, bo tylko ten sukinsyn wiedział gdzie mamy magazyn. Poszliśmy do niego, aby nam oddał to co ukradł. Doszło do bójki, postrzelił Alex'a. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że nigdy nie był wobec nas lojalny i, że nie można z nim zaczynać, bo jest nie obliczalny i na pewno po wystrzela nas wszystkich jeśli jeszcze raz mu się sprzeciwimy.
  • O tym, że jest nieobliczalny to ja bardzo dobrze wiem. - Ups, wymsknęło mi się. Chłopcy na szczęście tylko na mnie podejrzliwie spojrzeli, ale nie zadawali niewygodnych pytań. - No dobra, muszę lecieć na wykłady, niestety. Wybaczcie za to całe zamieszanie wczoraj. Pogadamy jak wrócę. - wstałam, chwyciłam za butelkę wody i nawet nie czekając na to co powiedzą, wyszłam.

*Boys*
Po chwili ciszy, pierwszy odezwał się Martin:
  • Strasznie jej współczuje. Ta dziewczyna to ma dopiero przerąbane.
  • Nie zapominaj, że jak się okazuje teraz my mamy tak samo- zauważył Paul.
  • Mylisz się stary, my już dawno mieliśmy kłopot z Rickiem, teraz to się tylko nasiliło. Odkąd połączyliśmy siły z Dave, tylko narażamy ją na dodatkowe problemy- zaoponował Drake.
  • Hej gościu, od kiedy tak się nią przejmujesz? Czy mi się wydaje, czy wasza dwójka od zawsze miała problem z porozumieniem się?- powiedział Paul i zabawnie poruszał przy tym brwiami.
  • Z czym masz problem? Po prostu próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie z sytuacji?
  • Przyjacielu, uwierz mi, to „tylko narażamy ją na dodatkowe problemy” i twoja smutna minka gdy to mówiłeś, wcale nie wyglądają na „Dave mnie nie interesuje”
    To co się działo z Drake nie było normalne, albo przynajmniej obecny Drake Morrison, wcale nie przypominał tego starego. I tu nawet nie chodzi o człowieka, którym był rok, lub miesiąc temu. Jego zmiana zaszła w ostatnich dniach. Zauważyli ją Ci, który znają go wystarczająco długo. Chłopcy od pewnego czasu coś podejrzewali, zastanawiali się co lub kto ma aż taki duży wpływ na ich kumpla. Ale oni to jeszcze nic, najdziwniejsze było pytanie Pani Morrison, gdy kilka dni temu spotkała się z synem na obiedzie: „Dziecko, wyglądasz jakoś inaczej. Bije od Ciebie tak pozytywna energia. Nie krępuj się, mi możesz powiedzieć, zakochałeś się? Kim jest ta dziewczyna?”. Reakcja Drake'a była jak automatyczny odruch obronny, zaczął się śmiać i od razu powtarzać, że coś się jej wydaje, nic się nie zmieniło, może po prostu ma lepszy dzień. To zadziwiające jak długo sam siebie potrafił oszukiwać. Jednak spotkanie z matką jemu samemu dało do myślenia. Zastanawiał się nad jej słowami całą drogę do domu i jeszcze długo po tym. Z jednej strony pozostawał nieugięty i wypierał się wszystkiego, z drugiej strony nie mógł zaprzeczać, że rzeczywiście nic się nie stało. Okej! Może i trochę się zmienił. Może faktycznie jego zachowanie nie jest już takie jak kiedyś, ale co do diabła w tym takiego dziwnego?! Przecież dorasta, każdy z czasem się zmienia, nie on pierwszy i nie ostatni. A wymyślanie, że to z powodu jakiejś tam dziewczyny, jest po prostu niedorzeczne. Koniec. Kropka. Nie, to też byłoby kłamstwo lub co najmniej niedopowiedzenie. Nie chodziło o „jakąś tam” dziewczynę. ONA nie jest choć małym stopniu przeciętna. Jest N I E S A M O W I T A, wprost idealna w każdym calu. Nie taka pusta jak niektóre idiotki, którym wydaje się, że są tak piękne i atrakcyjne, a tak naprawdę są zwykłymi dziwkami. ONA jest... nie ma słów na opisanie jak ważna jest w życiu Drake'a. Zabija go to, że nie może jej o tym powiedzieć. To by zniszczyło ich relacje. ONA by na to nie pozwoliła, z miejsca odcięła by się od niego. Na początku Drake postanowił, że nic nie będzie zmieniał, nic jej nie powie, będzie się cieszył tym co ma. Ale to nie wystarcza. Z każdym dniem pragnie jej mocniej, bardziej. I to nie tylko jej ciała, ale samej jej obecności. Dlatego zmienił postanowienie, będzie dla niej idealny, tak jak Ona dla niego. Będzie z dnia na dzień pokazywał jej, że ma w nim wsparcie, przyjaciela. Stopniowo będzie zmieniał ich relacje, małymi krokami, ale ku lepszemu. Na nic nie liczy tak bardzo nie liczy jak na to, że Dave pozwoli mu być dla niej samej kimś więcej, niż tylko kumplem. Z rozmyślań wyrwał go irytujący głos Paula.
  • Ktoś nam się tutaj rozmarzył.
  • Zamknij się idioto!- syknął w odpowiedzi Drake.
    Kto jak kto, ale Paul był nad wyraz inteligentny. Nie żeby Alex i Martin byli gorsi, ale to właśnie Paula, Drake obawiał się najbardziej. Bał się, że on rozpozna jego uczucia do Julii, a Drake nie miał zamiaru nikomu się z tego zwierzać. Już dawno temu nauczył się, że obecność osób trzecich jest zbędna, a właściwie tylko przeszkadza w takiej sytuacji.
  • A Ci znowu swoje- westchnął Alex- Panowie tylko nie o tej porze, przypominam, że jest jeszcze bardzo wcześnie, a ja nie mam zamiaru znosić waszych kłótni od samego rana. Po prostu postanówmy co zrobić z Rickiem i idźmy jeszcze chwile pospać.
  • Z nim się nie da nic zrobić- zauważył Paul.
  • Coś jednak trzeba, nie możemy tego tak zostawić- powiedział Drake.
  • Wiecie co tak sobie myślę, że Paul jednak ma racje- westchnął po chwili Alex.
  • Co?! To chyba jakieś żarty? Znowu stajesz po jego stronie?- zdenerwował się Drake.
  • Nie, Alex ma racje- powiedział szybko Martin- To żeby nie rozbić nic, jest o dziwno najlepszym co możemy poniekąd zrobić w tej sytuacji. Jeśli będziemy działać pochopnie, pod wpływem emocji, to na pewno nie wygramy z Rickiem. A tak udamy, że zdjęcia, jak i historia jego i Julii, wcale nas nie wzruszyła. Będziemy zachowywać się jak do tej pory. Tym sposobem to on się wkurzy i zacznie działać impulsywnie, a wtedy My będziemy już mieć gotowy idealny plan.
  • To się może udać- przyznał Drake.
  • A więc, na tą chwile na pozór zostawiamy tą sprawę? - zapytał Paul
  • Tak, postanowione. Musimy jeszcze pogadać o tym z Dave- stwierdził Alex.
  • Zgoda- Martin, Paul i Drake odpowiedzieli chórem.

*Julia*

Jadąc na uczelnie cały czas miałam wrażenie, ze ktoś mnie śledzi. To jest już jakaś paranoja, to wszystko przez te pieprzone zdjęcia. Na pewno nikt mnie nie obserwuje to są tylko moje wymysły. Muszę sobie to powtarzać, bo przecież zaraz zwariuje. W ogóle jakim cudem Dick się ponownie znalazł w Nowym Yorku, z tego co się dowiedziałam od moich informatorów to policja coś zwęszyła i musiał uciekać. Ta wiadomość była dla mnie wspaniała, bo nie musiałam już je go obawiać. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że ma ludzi wszędzie, jednak on sam jest sto razy gorszy niż jakiś tam jego posłaniec. Bałam się go. To było najgorsze, ta świadomość, że teraz on jest tutaj i może mnie zabić w każdej chwili, bo przecież on nie potrzebuje żadnego powodu, aby to zrobić. Gdy w końcu dojechałam na miejsce, ulżyło mi, że jestem w miejscu publicznym i nikt nie może mi nic zrobić. Skierowałam się do sali wykładowej, w której dzisiaj spędzie, a raczej zmarnuje mój cenny czas. Gdy szłam korytarzem, zauważyłam nie małe zainteresowanie moją osobą. Ostatnio nikt mnie nie poznał, bo wyglądałam jak wyglądałam, jednak makijaż robi swoje. Teraz, ludzie dobrze sobie zdawali sprawę kim jestem i mam nadzieje, że nikt mi nie będzie podskakiwał, bo nie lubię gdy ludzie zapominają z kim mają do czynienia. Nie uważajcie mnie za jakiegoś snoba, trochę jednak pracowałam, aby mieć takie a nie inny wizerunek, dużo mnie to pracy kosztowało, tym bardziej dobre ukształtowanie mojego charakteru, a w sumie, może bardziej jego zmiana ? Zwał, jak zwał, wszyscy wiemy o co chodzi. Weszłam do pomieszczenia, gdzie dzisiaj odbywały się wykłady z.. uch, nawet nie wiem na jakie wykłady chodzę, gdyby rodzice nie dali mi tej cholernej karteczki, w który dzień mam udać się do jakiej sali to chyba nie poradziłam sobie tutaj. Jednak, mniejsza z tym, wybrałam miejsce, według mnie najlepsze, w środku, lekko na prawo, gdzie ja widziałam wszystko, ale profesor już nie, bo zasłaniała mnie kolumna. Byłam dość wcześniej, na auli było może z 20 osób. Parę minut przed rozpoczęciem się wykładu, tłum zaczął się schodzić, nie zwracałam sobie tym uwagi, bo szperałam na internecie w telefonie, nagle usłyszałam:
  • Jak ktoś śmie zajmować moje miejsce ?! - krzyknęła jakaś laska, wiedziałam, ze chodzi o mnie, ale nawet nie podniosłam głowy, aby sprawdzić kto to. Nie to, że się bałam tej lasce spojrzeć w oczy, ale po prostu mało mnie to obchodziło. Wyznaje zasadę, kto pierwszy ten lepszy.
Nic już więcej nie usłyszałam, bo nagle w sali zrobiło się strasznie cicho, co oznaczało, że wszedł profesor. W tym momencie się totalnie wyłączyłam. Patrzyłam się tępo w ścianę za biurkiem mężczyzny, który próbował nam wytłumaczyć jak 'coś' łączy się z 'czymś', a nigdy nie połączy się 'tamtym'. To dobrze zobrazowało moją sytuacje. Zebrało mi się na analizowanie mojego życia. Zabawne, powinnam się martwić tym pieprzonym Dick'iem, a nie moimi sprawami łóżkowymi. To znaczy, wiecie o co mi chodzi. Sypiam z Drake'iem, spoko, żadnych zobowiązań, taki układ mi odpowiadał przez pewien czas, dopóki nie zorientowałam się, że to jednak nie jest to co chciałam. Po prostu, nie przepadam za Drake'iem, zawsze bardziej mnie ciągło do Paul'a. Jest to chłopak, który zawsze wysłucha, doradzi, pomoże. A Drake ? On tylko widzi czubek własnego nosa, a no oczywiście swojego penisa. Jednak dzisiaj w nocy, coś się zmieniło. On mi pomógł. To nie podobne do niego. Nagle wokół mnie rozległ się szum, luzie zaczęli wstawać i wychodzić. Aha, czyli wykład się skończył. Spokojnie zebrałam swoje rzeczy, bo nie spieszyło mi się na kolejne zajęcia. Wsadziłam wszystko do torebki, zeszłam powoli na dół, co było dość trudno w moich koturnach, schody były krótkie, a ja mam ściętą platformę z przodu. Gdy w końcu dotarłam do drzwi, trochę mi ulżyło, bo nie chciałam zrobić sobie obciach i zaliczyć glebę przy około 100 studentach. Weszłam na korytarz i skierowałam się do wyjścia, jednak nie dotarłam do niego. Ktoś szarpnął mnie za ramię, odwróciłam się i kto stało przede mną ?
  • Och, cześć. Jak się masz skarbie ? - zapytałam przy czym uśmiechnęłam się szyderczo do dziewczyny, którą Drake wystawił w klubie na ostatniej imprezie. - Coś się stało ?
  • Tak, kurwa. Ty się stałaś ! - wrzasnęła.
  • Już się tak nie denerwuj słodziutka, bo Ci cały sylikon wypłynie z policzków.
  • Weź wypierdalaj stąd, w ogóle skąd Ty się urwałaś ? Odbijasz mi chłopaka, potem zajmujesz moje miejsce. Nie panosz się tak, bo Cię ukrócę. - powiedziała i stanęłam z niebezpiecznej odległości ode mnie.
  • W ogóle jak Ty się do mnie odzywasz, wiesz z kim rozmawiasz złociutka ? Zastanów się trochę nad swoim zachowanie, a potem porozmawiamy. Albo chociaż nie, nie porozmawiamy, bo nie marnuje swojego czasu na tego 'coś' – wskazałam na jej twarz. - jak Ty. Więc, weź zejdź mi z oczu, bo zaczyna mnie boleć głowa im dłużej parzę na Twoją sztuczną twarz.
  • O Ty kurwo ! - popchnęła mnie. Źle to się dla niej skończy, och źle.
  • Mów sobie na mnie jak Ci się podoba, ale ja przynajmniej nie utożsamiam się z tym pojęciem, a Ty już tak. - odwróciłam się i chciałam już odejść, ale ona zaś chwyciła mnie za ramię i chciała uderzyć, jednak nie zdążyła, bo wycelowałam w jej sztuczny policzek cios, że aż upadła na ziemie.
W jej obronie stanęły jej koleżaneczki, które wyglądały nie lepiej niż ona. Nie bałam się ich, bo co one mogły mi zrobić ? Zadrapać tipsem. Och, tragedia. Już miałam zacząć się z nimi szarpać, gdy ktoś podniósł mnie, przerzucił przez ramie i wyprowadził ze szkoły. Gdy stanęłam już na ziemi i spojrzałam w górę, byłam bardziej wściekła niż kilka sekund wcześniej.
  • Ja pierdole, John, czy Ty się możesz ode mnie odpierdolić ? - krzyknęłam, że aż parę osób odwróciło się w naszą stronę.
  • A może tak powiesz dziękuje John za uratowanie przed dziekanem ? - zapytał z uśmieszkiem na twarzy. Zaraz mu zetrę ten irytujący uśmieszek.
  • Nie. - powiedziałam to i odeszłam do swojego auta. A on stał tam i patrzył się na mnie oniemiały.
Do domu dotarłam w 10 min i nic, naprawdę nic nie mogło pokazać jak byłam wściekła w tym momencie. Jednak gdy weszłam do domu, byłam bardziej zdezorientowana niż zdenerwowana. Chłopcy stali na holu i skakali po osobie wzrokiem. Dołączyłam do nich, nie zdążyłam nawet zapytać o co chodzi, bo Paul szybko pokierował mój wzrok w odpowiednie miejsce. Nie, kurwa, nie dzisiaj, nie teraz !

  • Mama ? Tata ?



    ***
    Znowu trochę spóźniłam się z rozdziałem, 
    przepraszam za to bardzo ! Jeśli są jakieś błędy
    to również przepraszam. 
    Czekam na Wasze opinie ! 
    To wiele dla mnie znaczy jeśli napiszecie nawet krótkie ''super'' albo ''do bani''
    Wtedy będę wiedziała czy mam coś zmienić, czy może
    nie ma takiej potrzeby. 
    Buziaki i do następnego ! :*